Zabawa z perspektywy
Gdyby Bruno Jasieński mógł i zza grobu zobaczyć swój Bal manekinów, wystawiony w „Ateneum” w przekładzie Anatola i Sterna, adaptacji i reżyserii Janusza Warmińskiego i scenografii i Krzysztofa Pankiewicza — byłby zaskoczony jakim przemianom w czasie niespełna pół wieku mógł ulec stosunek odbiorców do tej „farsy rewolucyjnej”. Tak to przecież sam i autor określił.
Pomysł powstał jeszcze w Paryżu, rzecz napisana została w Związku Radzieckim. Za życia autora zagrana była tylko w Pradze czeskiej. Nie ma dowodów, w jakim języku została, napisana, zachował się jedynie tekst rosyjski, wydrukowany w miesięczniku. Sztukę przetłumaczył z powrotem na polski stary kompan autora z pierwszych lat polskiego futuryzmu, najbardziej przecież kompetentny do zrekonstruowania stylu kolegi. Od kilkunastu lat w Polsce jest grywana i eksperymentalnie. Warmiński Pankiewiczem zrobili z tego widowisko tak wystylizowane na międzywojenne dwudziestolecie, że otrzymujemy obraz minionych czasów. Aktorzy świetnie noszą fraki, artystki suknie i są jak modelki zgrabne. Oglądamy widowisko z przyjemnością. Tylko że z autorskiego zamiaru „farsy rewolucyjnej” pozostał tylko rzeczownik, a przymiotnik gdzieś pofrunął w zaświaty.
Po doświadczeniach, jakie przeżył świat, nawet próba demaskacji konszachtów posła Ribandella (granego przez Mariana Kociniaka) z fabrykantami i finansistami (granymi przez Ignacego Machowskiego, i Jerzego Kaliszewskiego, Piotra Pawłowskiego, którzy razem tworzą znakomity aktorski kwartet) nie wykracza poza obowiązującą komedyjkowość. Tak samo dialog delegatów, granych przez Bogusza Bilewskiego i Henryka Talara, nie może być już dla nikogo rewelacją, tylko potwierdza tzw. święte prawdy. Natomiast została siłą sztuki jej fantastyka przy śmiałym posługiwaniu się absurdem, jak na przykład w scenie pojedynku na pistolety w salonie przez osoby nie umiejące strzelać.
Zaryzykuję nawet powiedzenie, że tracąc swój światobórczy ładunek sztuka nabrała posmaku sentymentalnego i nie zdziwiłbym się, gdyby została wystawiona nie w „Ateneum”, lecz w „Syrenie”, w teatrze „Komedia”, albo zgoła w nowo powstałym Teatrze „Kwadrat”, przy ul. Czackiego, który stawia sobie zadania ściśle rozrywkowe.
Na pierwszy ogień poszła tam sztuka J. Thurbera i E. Nageta Prawdziwy mężczyzna w przekładzie Miry Michałowskiej, reżyserii Edwarda Dziewońskiego, scenografii M. Spychalskiej i kostiumach Z. Antkowiaka. Najefektowniejszą suknię ma Alfreda Sarnawska w roli Blanki, podczas gdy pozostałe panie — Irena Jaglarzowa, Wanda Koczewska i Halina Kowalska — obnoszą swoją urodę w sukniach bardziej codziennych. Doborową męską obsadę sztuki stanowią: W. Press, J. Gajos, W. Nowak, K. Kowalewski, K. Meres i sam Dziewoński. Wymieniam wszystkich, jako że to otwarcie nowej sceny, na której wkrótce zobaczymy nawet Barbarę Rylską i Jaremę Stępowskiego. Sztuka jak sztuka, z życia Amerykanów sprzed 40 lat. Można by się nawet w niej dopatrzyć wątków politycznych jeszcze nie tak zanalizowanych jak w Balu manekinów, ale farsowość też wysuwa się tu na plan pierwszy. Pojedynek, tym razem nie na pistolety w salonie, lecz na pięści między zalanym intelektualistą i zbaraniałym sportowcem, jest sceną najbardziej „do śmiechu” w całej tej komedyjce. „A to mi rozrywka” mogliby powiedzieć świadkowie rozrywania człowieka przez cztery rumaki w czasach Ogniem i mleczem.
Jako przykład zabawowych tendencji w tegosezonowym repertuarze można przytoczyć także widowisko w Teatrze Nowym — Ranyjulek czyli szaleństwa Juliana Tuwima w opracowaniu i reżyserii Zygmunta Listkiewicza, scenografii Liliany Jankowskiej i z muzyką Piotra Mossa. Kompozycja ruchu jest Witolda Grucy. Najlepiej zabrzmiały dowcipy absurdalne. Szlagiery zabrzmiały sentymentalnie. Bal w operze stracił zupełnie ostrze satyryczne. Jego widowiskowość jak w Balu manekinów przesłoniła, zamierzone przez autorów, oskarżenie społeczne. Straciły bowiem one na ostrości po tych wydarzeniach, które przeszły przez Europę w następnych latach, a co między Balem w operze a Modlitwą wstępną z Kwiatów polskich jest w tym przedstawieniu pauzą milczenia, ale jakże wymowną.