Artykuły

Zapomniana muzyka, która świetnie nadaje się do tańca

Pozornie mało atrakcyjna propozycja Polskiego Baletu Narodowego okazała się przyjemnym zaskoczeniem dla publiczności.

Składankowe wieczory nie cieszą się z reguły powodze­niem u widzów Opery Narodo­wej. Tymczasem trzeci pokaz Baletów polskich, który oglądałem, został przyjęty gorąco. Dwa wcześniejsze kończyły się stojącą owacją.

Niespodziewany sukces (bilety rozchodziły się począt­kowo opornie) wynika z paru powodów. W tej premierze, przygotowanej z myślą o stu­leciu niepodległości, nie ma nic z rocznicowo-historycznej daniny. Jest urok i siła nowej generacji choreografów, któ­rzy sięgając do tradycji, tworzą sztukę dnia dzisiejszego.

Inspiracją dla trzech twór­ców spektaklu były utwory dwudziestolecia międzywo­jennego. To były lata licznych związków kompozytorów z tańcem. Przykładów można by znaleźć w archiwach znacznie więcej, niż wydobyto ich teraz.

Trzeba jednak ich szukać, bo większość kompozycji pisa­nych dla baletu pokrył kurz zapomnienia. Niesłusznie, o czym świadczy choćby Świte­zianka Eugeniusza Moraw­skiego, inspirowana balladą Adama Mickiewicza. Była wy­darzeniem lat 30., ale Warsza­wa nie oglądała jej od 1962 r.

W muzyce niewiele jest tu romantycznego rozmarzenia, dominuje fascynacja nowocze­snością typowa dla między­wojnia. Pięknie odwołał się do niej choreograf Robert Bondara, przywołując charaktery­styczny dla epoki kult ciała, sportu i obyczajowej swobody.

W scenografii Julii Skrzy­neckiej, będącej grą z kon­struktywizmem tamtych lat, rozgrywa się akcja na plaży letniego kurortu. Robert Bondara uniknął łatwego realizmu, w historii przedstawionej współczesnymi środkami jest też klimat ballady Mickiewicza i gra uczuć w efektownym trójkącie wykonawców (Yuka Ebihara, Kristóf Szabó, Anna Lorenc).

Zupełnie inna jest propozy­cja Jacka Przybyłowicza. Używszy II Koncertu skrzypcowego Karola Szymanow­skiego, odwołał się do neoklasyki międzywojnia, do abs­trakcyjnych kompozycji choreograficznych, pragną­cych osiągnąć idealne zespo­lenie ruchu i i muzyki. Realizu­jąc swój zamysł, wykazał się inwencją i świetnym słuchem.

Choreografia Przybyłowicza to przykład różnorodności i stylistycznej konsekwencji. Baletowe epizody rozpisane na pary solistów przeplatają się ze scenami zbiorowymi, w których zespół Polskiego Bale­tu Narodowego ujawnia swą energię. Ciekawie został włą­czony w spektakl skrzypek

Jakub Jakowicz, który popiso­wą kadencję zagrał na scenie wśród tancerzy.

Te balety należy nie tylko oglądać, trzeba ich też słuchać. Muzyka jest tu ważna, czasem najistotniejsza, jak w Na pię­ciolinii, nie tylko dlatego, że bohaterami choreografii Jacka Tyskiego są instrumenty. Alek­sander Tansman skompono­wał utwór w latach 20. w Pary­żu, dał muzykę lekką, eleganc­ką, świetnie zinstrumentowaną i zafascynowaną jazzem od­krywanym przez Europę.

Prawie sto lat później tych polskich kompozytorów od­kryli dla widzów nie tylko choreografowie, ale i Łukasz Borowicz prowadzący orkie­strę Opery Narodowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji