autor: Oskar Kolberg
prapremiera polska: 2 marca 1859
Obrazek z życia ludu wiejskiego w 1 akcie; libretto: Teofil Lenartowicz.
Prapremiera: Warszawa 2 III 1859.
Osoby: Sołtys; Wojtek; Rózia; Maciuś Ciemięga; Jewka, wieśniaczki i wieśniacy. Akcja rozgrywa się na wsi - w polu, o brzasku.
Stary obyczaj wiejski każe, aby tego, kto pierwszy zjawi się rano w polu ze swą trzodą, obwołać pasterskim królem. Wojtek postanowił postarać się, aby jemu przypadł ten honor, i przygnał wołki skoro świt. Okazuje się jednak, iż z drugiej strony wielkiego stogu siana znajduje się już Rózia; widząc chłopaka, daje mu do zrozumienia, że ona była dziś pierwsza i że tytuł królewski jej się dziś należy. Wojtek wprawdzie obstaje przy swoim pierwszeństwie, ale - oboje nie spierają się długo o zaszczyty; kochają się - Wojtek w sercu Rózi i tak zawrze był i będzie królem, ona zaś w jego sercu niepodzielnie króluje. Każde byłoby skłonne nieba przychylić drugiemu: "dość mi szczęścia, gdy twe skronie ujrzę w pięknej róż koronie" - wyznaje Rózia, a Wojtek z galanterią odpowiada: "Twe godniejsze wieńca czoło, wszak kraśniejszej nie ma sioło!".
Nadchodzi sołtys z wieśniakami. Przyszli sprawdzić, kto ma z ich rąk przyjąć dziś królewski wianek. Gdy dostrzegli już i Rózię, i Wojtka, znaleźli się w kłopocie, którego nie pomagają im rozwikłać sami zainteresowani. Rózia upiera się bowiem, by wianek nałożyć Wojtkowi, Wojtek nalega, aby uwieńczyć czoło ukochanej Rózi. Dziewczyna przypomina sobie, że gdy gnała krowy, siedział przy drodze stary wojak Jan - on musiał widzieć Wojtka, gdy ten pierwszy szedł w pole, on niechaj decyduje, kto zostanie królem. Gromada godzi się na takie rozwiązanie, wieśniacy gremialnie udają się po radę do Jana, a Rózia podąża za nimi rozmyślając o swym ukochanym.
Tymczasem ze stogu wygrzebuje się Maciuś - wioskowy ciemięga. On także zamierzał się dzisiaj starać o tytuł króla pasterzy, przewidział jednak, iż będzie się lenił z porannym wstawaniem, więc wczoraj wieczorem już ukrył się w stogu i tutaj noc przespał, aby rano być pierwszym. Jest pewien sukcesu... Sołtys i wieśniacy, którzy właśnie wracają, nie dają się nabrać na jego bajanie. Tłumaczą Maciusiowi Ciemiędze, iż gromada wie już, kogo ogłosić królem. Według słów starego Jana Rózia i Wojtek o tej samej porze gnali swoje stada: on polem, a ona dąbrową. Obojgu równy należy się hołd, a jeśli tak - to niechże sobie podadzą dłonie i razem tutaj panują... Zakochani chętnie na to przystają: "Teraz mogę wyrzec w głos, żem ci zawsze była stała, chętnie z twoim łączę los - bom cię nad wszystko kochała" - śpiewa Rózia. I chociaż Maciuś jeszcze protestuje upierając się, iż jemu należy się królowanie, pasterskie wianki otrzymują i Rózia, i Wojtek.
Gdy w 1836 Kolberg powrócił do Warszawy ze studiów w Berlinie, trafił na okres popowstaniowego ruchu proludowego, żywego zwłaszcza wśród ówczesnej cyganerii warszawskiej (Cyprian Kamil Norwid, Teofil Lenartowicz, Wojciech Gerson i in.), z którą szybko nawiązał ścisły kontakt. Malarze, pisarze, poeci - w sztuce ludowej, w folklorze, w wiejskiej naturalności i świeżości szukali oparcia dla narodowej kultury, odbywali wspólne wędrówki "w teren" do podwarszawskich wiosek, pisali sielanki, malowali pejzaże. Kolberg włączył się w ów modny, piękny zresztą nurt swą twórczością kompozytorską, drobiazgami w rytmie oberków, kujawiaków czy mazurków - a później swą pasją zbieracza-folklorysty, etnografa.
Z trzech utworów scenicznych Kolberga powstałych w latach 1853-60 dochował się jedynie "Król pasterzy" - owoc jego przyjaźni z poetą Teofilem Lenartowiczem (1822-1893). Nie jest to dzieło wysokiego lotu, lecz wdzięczny przykład ówczesnej "sielskiej" twórczości - najlepsza nasza sielanka muzyczna z połowy XIX w. Utwór jest niewielki, akcja rozgrywa się w ciągu kilkunastu minut i tyleż minut trwa "Król pasterzy" na scenie.
Przyjęty życzliwie przez publiczność, spotkał się z surową oceną krytyki. M.in. Maurycy Karasowski dostrzegł w "Królu pasterzy" - jak cytuje biograf Kolberga, Ryszard Górski ("Oskar Kolberg", LSW 1974) - "niewiele udanych, ładnych melodii (np. duet Rózi i Wojtusia, piosenka Ciemięgi "Już się słonko w blasku toczy", polonez na chór)". Co gorsza, stwierdzał, iż niektóre z nich były utrzymane w stylu nie odpowiadającym charakterowi utworu i postaci. Za takie uznał piosenkę Ciemięgi, "która więcej jest mieszczańską (w tempie polki), jak sielską", oraz śpiew Wojtusia ("Chętnie z twoim złączę los"), będący "bladą kawatyną włoską". Ostro skrytykowano także nieporadną instrumentację.
Zapomniany utwór Kolberga stał się dopiero w latach 1960-ych cennym odkryciem muzycznym naszej telewizji.
Źródło: Przewodnik Operetkowy Lucjan Kydryński, PWM 1994