Artykuły

Skok w górę

PROGRAM poprzedniego i ostatniego tygodnia stoi wyminie pod znakiem pisarzy, literatury, dobrego teatru. Gdyby jeszcze doszła do skutku we wtorek 13. VI. projekcja "Pięknego Serge'a" - program filmowy swoim poziomem dorównałby do reszty. Zacny "Pan Fabre" (6. VI.) nie stanowił mimo wszystko rewelacji.

Tak więc piękny poczet polskich pisarzy rozpoczęli Tadeusz Breza i Stanisław Dygat. Teatr telewizji gdańskiej przypomniał nam ich sztukę z 1946 roku pt. "Zamach", nasyconą na świeżo realiami okupacyjnymi. Przyjemną niespodziankę sprawił ich starszy kolega z XVII wieku, Marcin Borzymowski swoją górską nawigacyjną do Lubeka" (niedziela 11.VI.). Tym razem teatr, telewizji szczecińskiej miał szczęśliwą ręką, prezentując w sposób interesujący i stylowy tę powieść o burzliwej podróży wzdłuż brzegu Bałtyku, Do sukcesu telewizyjnego tej nie najlepiej rymowanej opowieści przyczynili się aktorzy, a zwłaszcza Stanisław Igar.

Ale my wrocławianie ze szczególnym zainteresowaniem oglądaliśmy i słuchaliśmy audycji "Spotkanie z pisarzem" nadanej z Wrocławia, w której wystąpił Henryk Worcell. Rzecz była w całości chyba dobrze pomyślana i wykonana. Autor "Zaklętych rewirów" został pokazany na tle miejscowości, w których mieszkał i mieszka. Ta obfitość filmowego materiału topograficznego, a po trochu socjologicznego potwierdzała tylko dowodnie, ze Henryk Worcell to pisarz "zakorzeniony" w swoim czasie i swojej przestrzeni, w sprawach ludzi, z którymi się styka. Zresztą mówił o swoim sposobie bycia i pisania sam interesująco. Równie interesująco zaprezentowali się trzej wrocławscy krytycy, którzy mówili o twórczości Worcella. Wystąpili w kolejności: Ludwik Flaszen, Jacek Łukasiewicz, Stanisław Pietraszko. Każdy z tych przedstawił sylwetkę autora "Najtrudniejszego języka świata" w sposób indywidualny, można jeszcze dodać, że każdy z nich sam przy tym zarysował się odrębnie pod każdym względem. W sumie była to audycja nadzwyczaj krzepiąca. Okazało się, że Wrocław staje się potęgą literacką i basta. Na zakończenie pytanie nieretoryczne. - Kto następny?

Poniedziałek stał pod znakiem Tadeusza Różewicza. Reżyser Konrad Swinarski przedstawił nam jego koronne dzieło dramatyczne "Kartotekę", napisaną w 1959 r. Było to przedstawienie, które przynosi zaszczyt naszej telewizji. Swinarski użył całego swego wyśmienitego fachu i wyobraźni, żeby zaprezentować nam sztukę bardzo wiernie (nieliczne skreślenia), a zarazem twórczo. Znakomitego odtwórcę roli głównego bohatera znalazł w Tadeuszu Łomnickim. O nim też można powiedzieć, że użył swych całych umiejętności fachowych i wyobraźni, żeby najlepiej przekazać intencje autora i reżysera. Był bohaterem serio i bardzo przekonywającym. Może przydałoby się trochę dystansu! Ale z drugiej strony Konrad Swinarski umiał nadać całemu przedstawieniu pewien konieczny tu chłód (nieobce są mu "efekty obcości"). Zresztą być może, że jest to tylko subiektywne odczucie.

Tak jest zresztą z całą sztuką i przedstawieniem. Wszystko tu jest znakomite, ale zarazem dyskusyjne, bo żywe. Weźmy samą sztukę. Autor miał fenomenalny pomysł z tą kartoteką. Jest to zresztą obsesja Różewicza, że współczesny świat odbija się tak nachalnie i nieco mechanicznie na psychice człowieka, dosłownie zadrukowuje ją drobiazgami i sprawami wielkimi, mieszając wszystko. Potem człowiek tasuje w sobie te kartki i znów miesza mu się dzieciństwo, lata dojrzałe, komunały i prawdy. Być może, że len kartotekowy układ nie sprzyjał skupieniu i koncentracji. Ale czy życie samo bywa tak skupione i skoncentrowane? - zdaje się pytać Różewicz. Jego "Kartoteka"' to wielka sztuka.

Środa znów stała pod znakiem Sławomira Mrożka. I znów ta jego nie tradycyjna przecież sztuka odpowiedziała definitywnie wszystkim malkontentom, "narzekaczom" na awangardę, że nie odzwierciedla ona rzeczywistości - odpowiedziała prawdę o życiu. Prawdę ujętą oczywiście poetycko i z humorem - metodą zmierzającą do pewnego uogólnienia, do owej kartoteki snów, którą każdy bywający na delegacji ma to sobie aż w nadmiarze. Szekspir pisał, że sny są zrobione z tego samego materiału z jakiego ulepiona jest otaczająca nas rzeczywistość. Mrożek powtórzył to twórczo: jeden pan na delegacji przyśnił się drugiemu, w końcu nie było wiadomo kto komu się śni. Ach ta współczesna powtarzalność sytuacji osób, marzeń! Zresztą nie chcę się powtarzać.

Przedstawienie telewizyjne "Czarownej nocy" w reżyserii Skuszanki było znakomite. Bezpretensjonalne, chyba właśnie wierne intencjom autora. Poprowadzone spokojnie a zarazem rytmicznie, przemyślane w szczegółach. W ogóle był to chyba najlepszy Mrożek w telewizji. Równie szczęśliwy był dobór wykonawców: Ferdynand Matysik i Ryszard Kotas byli wprost stworzeni do odegrania tych ról.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji