Zielona, a może Jelenia?
Z Michałem Żebrowskim rozmawiałam całe 14 minut, siedząc na kanapie stojącej na scenie teatru. On w ubraniu roboczym (granatowy szlafrok w kratkę), z kilkudniowym zarostem. Ja - zaledwie 3 cm od niego...
Dorota Żuberek: Jak Pan myśli, ile kobiet chciałoby być na moim miejscu?
Michał Żebrowski: Nie wiem, nie obliczam takich rzeczy. To nie jest dla mnie najważniejsze. Jestem tylko zwyczajnym, inteligentnym chłopakiem. A tacy nie zastanawiają się nad takimi liczbami.
- Kiedy wiedzieliśmy, że będzie Pan u nas, zielonogórzanki przypuściły szturm na kasy teatru. Czy chodzi się "na Żebrowskiego", czy na spektakl, w którym występuje Żebrowski?
- Mnie cieszy najbardziej, że ludzie w ogóle do teatru chodzą. Nie dzielę mojej publiczności na kobiety i na mężczyzn. "Doktor Haust" jest nie tylko dla kobiet. A cieszy się taką popularnością, bo to ciekawa sztuka. Od premiery, 8 stycznia, zagrałem już 50 przedstawień. Zawsze mieliśmy komplet.
- O czym jest ten spektakl?
- O samotności. Frustracji. Rozbiciu życia. Braku perspektyw i nadziei na to, że będzie lepiej.
- Jest Pan szczęśliwy?
- Jak każdemu zdarzają mi się okresy lepsze i gorsze. To zależy od dnia. Kiedy rano do was jechałem i mijałem piękne lasy w blasku słońca, wiedziałem, że w Jeleniej Górze spotkam się ze wspaniałą publicznością.
- W Zielonej Górze... Jesteśmy w Zielonej Górze.
- No właśnie.
(Po tych słowach na twarzy Michała Żebrowskiego pojawił się uśmiech, po którym niejedna fanka mogłaby już tylko zemdleć).