Artykuły

Obcym wstęp wzbroniony

Baczyńska na scenie. Tym razem - jako autorka. Dla ludzi, którzy pamiętają popularną artystkę z dawnej Warszawy, którzy zachwycali się jej bezpośrednim talentem aktorskim, sensacja niebyle jaka. I trzeba powiedzieć od razu - Teatr Mały na Marszałkowskiej 81 (pod dyrekcją Eugeniusza Poredy) dobrze przysłużył się sztuce dramatycznej, wystawiając reportaż sceniczny Heleny Buczyńskiej p.t. "Obcym wstęp wzbroniony". Autorka ma - co tu się zresztą dziwić! - nerw sceniczny, ma poczucie sceny, którego często brak nawet doświadczonym autorom dramatycznym. Obrazy jej reportażu są żywe, dialogi - bezpośrednie, słowa - zwykłe, codzienne, lecz właśnie dlatego trafiające w sedno, chwytające za serce. Buczyńska posiadła zarówno sztukę wzruszania jak bawienia. W jej reportażu wzruszenie i sentyment przeplatają się pierwszorzędnym dowcipem.

Temat sztuki zaczerpnięty jest z życia aktorów pod nimiecką okupacją. Akcja rozgrywa się w pokoiku przy kawiarni prowadzonej przez aktorów. Tu chowają się ich codzienne troski, tu urealniają się ich marzenia i żale, tu wreszcie znajduje ujście ich nienawiść do okupanta, wiara w słuszność walki z najeźdźcą i umiłowanie Warszawy.

Co w utworze Buczyńskiej najbardziej ujmuje, to wysokie morale, atmosfera etycznej czystości, jaka owiewa głównych bohaterów sztuki. Nienawiść i pogarda dla hitlerowskiego ciemięzcy, ale też nienawiść i pogarda dla tego, co ugiął się przed okupantem i poszedł na jego służbę. Aktorzy w sztuce Buczyńskiej, to nie są ludzie, którzy lekko przeżywają zmianę swego zawodu, to nie są kelnerzy z powołania czy upodobania. Oni tęsknią za grą i boleją nad swym oderwaniem od sceny. Ale w rydwan wrogiej propagandy zaprząc się nie dadzą. Kiedy dyrektor jednego z teatrzyków zaproponuje aktorce Eli zagranie wyśnionej przez nią roli Damy Kameliowej, roli, którą tak codziennie powtarza, Ela bez chwili wahania odmówi. Rezygnuje z sukcesu i spełnienia marzeń, bo - tak jej nakazuje sumienie Polki. Nie skorzystała również z przysługującego jej prawa wyjazdu do Szwajcarii. W ciężkiej chwili nie opuści koleżanek i ukochanego miasta, choć zewsząd w nim czyha niebezpieczeństwo. Jej miejsce jest w kraju, któremu może być potrzebna. Nawet zapijaczona wykolejona aktorka Chiolcia, która spekuluje, ażeby jej mąż miał powrocie z lagru z czego żyć, jest postacią moralnie czystą - zna swoje obowiązki wobec koleżanek i świętej sprawy wyzwolenia. Nie mówiąc już o tak pięknych postaciach, jak bojowiec Polski Podziemnej Kazik i aktorka Maryna, którzy wszystkie siły i wszystkie nerwy oddają walce z Niemcami, czy staruszka - matka Maryny, która u schyłku życia przysługuje się jeszcze wielkiej sprawie. Scena pożegnania Maryny z matką, która zabiera z sobą nielegalną bibułę, a więc idzie może na śmierć, jest bardzo silna wzruszająca.

Ostatni akt sztuki dzieje się w wyzwolonej już stolicy, do której stopniowo zjeżdżają się rozproszone po obozach i obcych stronach, dzieci Warszawy. Jest to akt hołdu, złożony gruzom ukochanego miasta. Widz wdzięczny jest autorce za owiane szczerym sentymentem sceny, które świadczą o tym, że Warszawa żyje i żyć będzie, że jest niezniszczalna. Jest wdzięczny autorce za dobre żarty, które pozwalają mu rozpogodzić się i spojrzeć z ufnością w przyszłość. Jest nawet wdzięczny za tę słyszaną już tyle razy piosenkę Harrisa, której słucha w świetnym wykonaniu aktorów z rozrzewnieniem. W sztuce Buczyńskiej odnalazł bowiem - mówiąc słowami jednej z bohaterek sztuki - starą, kochaną Warszawę.

Reżyseria autorki inteligentna, żywa i pomysłowa. W każdym szczególe znać doświadczoną rękę wieloletniego człowieka teatru.

Zespół wyjątkowo dobrze zgrany. Jest to w równej mierze zasługa reżyserii i wykonawców. Przyznaję, że jestem w kłopocie, bo nie wiem, od kogo zacząć. Eiżbieta Wieczorkowska gra dobrze zlekka egzaltowaną aktorkę Elę. Eugenia Burbianka wzruszyła widownię w scenie rozpaczy po aresztowanym synie Janku. Helena Gruszecka jest w roli rubasznej Chielci kapitalna. Swoją pijacką manierą wywołuje salwy śmiechu, ale potrafi też targnąć za serce. Głęboko przeżywa rolę zaangażowanej w pracy podziemnej aktorki Maryny Stefania Kornacka. Stanisława Kawińska stworzyła z małej roli matki Maryny pierwszorzędną, głęboką, przejmującą kreację aktorską. Trzpiotliwą Kicią była Halina Michalska, skupioną nauczycielką - Julia Sokolicz-Arnoldtowa.

Z mężczyzn wysunął się na czoło, jako aktor Mietek - Mieczysław Borowy, umiejący błysnąć zarówno swoimi zdolnościami komicznymi, jak i dramatycznymi. Świetnym gestapowcem Kałyszynem był Stefan Wroncki. Rolę boiowca i Kazika dobrze zagrał Mieczysław Milecki. Powściągliwym pianistą był Jerzy bargiel, ujmującym Jankiem - Witold Sadowy. Z ról epizodycznych dobrze wywiązali się Tadeusz Chmielewski (dyrektor). Józef Sendecki (waluciarz Franek) i Józef Zejdowski (reżyser).

Dekoracje Sollusow świetnie dostosowane do środowiska. Dekoratorzy tanim środkiem uzyskali właściwy efekt.

Opracowanie muzyczne Jerzego Massowskiego dobrze zaspokoiło muzyczne potrzeby widowiska.

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji