Artykuły

"Mała Kitty i wielka polityka"

Komedia w 3 aktach (4 odsłonach) Stefana Donata - Występ gościnny Jadwigi Zaklickiej, reżyserii i insc. T.Trzcińskiego

Właściwie należało by dzisiejszą ocenę sztuki zacząć od starego, bo aż biblijnego powiedzenia: "Szukajcie a znajdziecie". Od kilku tygodni robi wiele szumu pewien odłam prasy o krzywdzeniu młodych autorów przez dyrekcje teatralne, ciągnie się długi wąż felietonów dyskusyjnych, a tu Teofil Trzciński nie brał udziału w dyskusji a przywiózł nam do Torunia znakomicie napisaną pod względem teatralnym sztukę młodego autora, a dyr. Bracki nie robił dużo ceremonii, potrząsł kasą i czasem i mamy bez hałasu udany pod każdym względem wieczór teatralny.

Naturalnie nie możemy się nadymać na wysokie "c" literackie lub psychologiczno-filozoficzne, ale stwierdzić wypada, że teatr zyskał dawno niewidzianą w literaturze polskiej dobrą lekką komedię. Jest w niej wszystko, czego byśmy mogli żądać od komedii. Jest satyra, jest dowcip, zręczność dialogu, a nawet wiele poezji niewyszukanej, opartej na motywach często już wyzyskanych w świetle kinkietów. Rozmarzenie "co prawda" kiepskim szampanem, szumem jeziora, ale za to niezawodnym urokiem młodości i temperamentu.

Treść właściwie da się sprowadzić do nie wielu słów: dwa młodego serca spotkały się, poznały no i zapłonęły ku sobie, by połączyć się na zawsze według starych zwyczajów świata. A dzieje się to wszystko wśród dość długiego. rozbudowanego może aż nad miarę aparatu. Ale sądzę, że autor miał zamiar, co mu się też bardzo udaje, wykpić ostro i pracę dziennikarską z jej fałszywą ambicją sensacyjności i wyścigu nowin i nie żałować przygany wszelkim konferencjom politycznym, które tak przejadły się współczesnym ludziom. "Ileż gadaniny, a jak mało rezultatu" - mówi autor za szarego człowieka i ten szary człowiek bije w tym miejscu szczere brawo. Ale i cztery zwłaszcza postacie komediowe, skreślone z dużym odczuciem prawdy życiowej, tęsknoty do życia prostego, mimo woli posądza się, że autor tego życia wiecznej służby publicznej zakosztował podobnie jak angielski minister gospodarstwa i nieraz może szukać ukojenia w zetknięciu się z prostotą "Kitty". Chwila cichego szczęścia czysto ludzkiego należy się nawet ministrom, to druga prawda, jak bije ze sztuki.

Ale dla Sir Horace już zbyt późno na uczucie dla dziecinnej Kitty, ale nigdy nie jest zbyt późno, by pomóc dwom młodym, by zażyli życia w radości i szczęściu i połączyć ich węzłem małżeńskim jak to robi nasz minister z Kitty i Entheusenem.

Reżyserował sztukę p. dyr. Teofil Trzciński, nazwisko to nie jest obce w historii teatru polskiego, długoletni dyrektor teatru krakowskiego, należy do najlepszych i najinteligentniejszych znawców tajemnic tej przecudnej sztuki, ma dar wyłuskiwania ze sztuki tych najcenniejszych jej walorów i pokazać widzowi w sposób subtelny, ale jasny i zrozumiały. Inscenizuje z wielkim doświadczeniem. Z teatrem zżyty od dziecka, przeżył jego górne i chmurne epoki. Dziś z wielką szkodą dla sztuki polskiej pozbawiony warsztatu praktycznego, pracuje nad teorią i historią. W nasz "Zespół" wlał odżywczą siłę i dał mu rozmach, a tempo pewnie wyrówna się na następnych przedstawieniach.

Rolę "Kitty" grała p. Zaklicka Jadwiga, która wlała w nią całą duszę swego dużego talentu. Właściwie ona prowadzi całą sztukę, ile słów musi wypowiedzieć, a wypowiada je tak, by nie uronić nic z dowcipu, który właśnie tkwi w grze wyrazów. Temperament wprost uwodzicielski, nie chciałbym się dostać pod jej "pilnik" manicurzystki. Wygląda zwłaszcza w odsłonach dalszych pięknie, może bym jednak ścieniował nieco ekspresję głosową. P. Bracki był dyplomatą z doskonałą pokrywką zewnętrznego wyrazu ale biło w nim serce i dobroć, żal nam było, że nie pokochała go Kitty, należało mu się trochę ciepła. Sądzę, że pamięć zawodziła tylko przypadkowo.

Świetnym wprost Iranzem Huberem był p. Ilcewicz, stary szelma zastępował niejako opinię świata przeciętnego człeka, miał ironię, humor i ciepło.

Nie mniej miłym Entheusenem był p. Surzyński, grał jak prawdziwy aktor komediowy. Cały prawie "Personel" naszego teatru działał bez zarzutu, może tylko p. Piekarski nieco przesadzał i w masce zewnętrznej i geście, a także p. Dąbrowski był zbyt mocny. Dekoracje p. W. Małkowskiego na wysokości zadania, zmieniłbym portiery w gabinecie ministra.

"Prapremiera" (nowo-urodzony wyraz w gwarze teatralnej) udała się pod każdym względem, zabawiła nas i pocieszyła, że mamy talent komediowy i w naszym narodzie współczesnym, na co tak pesymistycz. zapatrują się sami nasi autorzy. Dyrekcję prosimy o dalszy ciąg poszukiwań w tym kierunku. P. Trzcińskiemu serdeczny uścisk dłoni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji