Artykuły

Don Juan na poważnie

Wersja mitu Don Juana, którą w swojej sztuce "Don Juan czyli miłość do geometrii" przedstawił Max Frisch, najbliższa jest może współczesnej lekkiej komedyjce z zacięciem do groteski, tłumaczącej wszelkie wydarzenia nadprzyrodzonej i "duchowej" proweniencji - przyczynami materialnymi zgoła i sprowadzającej tym samym dylematy moralne do wymiarów normalnego, szwajcarskiego życia. Może niekoniecznie szwajcarskiego, ale właśnie kraj serów i zegarów stał się w naszym przekonaniu wcieleniem prozy życia i mieszczańsko-solidnego dobrobytu. Tej legendy nikt nie uważa za stosowne obalać - nawet sam Frisch z Dürrenmattem i innymi do spółki.

Na razie - snując swoje dywagacje na temat obowiązku wobec mitu, wobec literatury - Frisch nagina je właśnie do tej znanej mu z autopsji codziennej rzeczywistości, każąc Don Juanowi, w obawie przed stwierdzonymi przez literaturę obowiązkami uwodziciela, uciekać w mieszczańską codzienność. A że ta mieszczańska codzienność nie znosi również zjawisk nadprzyrodzonych, więc słynna scena z posągiem Komandora jest potraktowana jako kamuflaż, a piekło pochłaniające naszego Don Juana, to tylko motyw ze współczesnego kryminału ilustrujący tezę, że w dzisiejszym świecie tylko ktoś uważany za nieboszczyka może się skutecznie ukryć. W rezultacie zmarły Don Juan zakłada normalny dom u boku pięknej Mirandy, a żonaty i dzieciaty może się nareszcie oddać swojej prawdziwej pasji - geometrii.

Wyobrażam sobie, że ten żartobliwo-kpiący komentarz do Molierowskiego "Don Juana" (niedawno mieliśmy okazję oglądać jego znakomite francuskie przedstawienie w ramach spektaklu Teatru Telewizji na Świecie), mógłby być zabawną i przekorną komedyjką, farsową wersją przygód filozoficznych. Niestety, debiutujący w telewizji reżyser Jerzy Grzegorzewski popełnił jeden z grzechów głównych tych wszystkich, którzy pragną się wykazać. A więc traktując śmiertelnie poważnie swoją pracę, co jest zjawiskiem wysoce pozytywnym, przeniósł ową powagę również na opracowany tekst. W rezultacie - otrzymaliśmy serio potraktowaną przypowieść o człowieku, który ucieka przed własnym przeznaczeniem. A że owo przeznaczenie jest nieco niepoważne, więc i zbytnie jego celebrowanie nie wychodzi sztuce na dobre. Nie jest chyba arcydziełem sztuka Frischa, ale już z całą pewnością brak jej sugestywnych głębi, jakie starał się nadać roli tytułowej Jerzy Kamas. Obok niego wystąpił cały korowód pięknych dziewcząt, choć najwięcej braw zdobyłaby zapewne (gdyby rzecz się działa na scenie) Wanda Stanisławska-Lothe jako Celestyna, wjeżdżając do studia na wozie zaprzężonym w prawdziwego osła... Czy to ten sam, który już występował w "Safonie"?

[źródło i data publikacji artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji