Artykuły

Gdyńska ballada

Gdyński Teatr Dramatyczny wystawia na XXX-lecie Balladę o tamtych dniach Stefanii Grodzieńskiej i Jerzego Jurandota. Sztuka grana z powodzeniem w kilku teatrach miała pozytywne recenzje — dobrze więc chyba się stało, że weszła do repertuaru drugiej dramatycznej sceny w Trójmieście.

Sam temat skłania do refleksji i zadumy. Najważniejsza jest atmosfera. Sprawia ona, że pierwsze dni w wyzwolonym Lublinie — nagle awansującym do rangi stolicy rodzącego się na nowo państwa — jawią się nam bliskie i bardzo realne. Zarówno w części patetycznej (nadawanie pierwszych komunikatów, hymnu narodowego na radiowej antenie) jak i w prostych, zwykłych sprawach dni codziennych (np. brak butów); bo takie też było tam życie — rzeczy podniosłe splatały się z codziennością — jak w widowisku Grodzieńskiej i Jurandota proza z piosenką.

Najpiękniejsza z nich, rozpoczynająca się od słów: „Idą, idą leśni, kompas mają z gwiazd”… ma wszelkie szanse przetrwania i wyjścia poza ramy jednego spektaklu. Trafną sylwetkę — trochę chyba alter ego Grodzieńskiej z tamtych dni — tworzy w tym przedstawieniu Wiesława Kosmalska. Po Iluzji Corneille’a to, druga rola tej aktorki w gdyńskim teatrze i druga, bardzo udana. Kosmalska naturalnie, z wdziękiem rysuje postać pierwszej lubelskiej spikerki. Dysponuje dobrą dykcją, ładnie śpiewa. Partnerują jej udatnie, bez przerysowań, Szymon Pawlicki, charakterystyczna w roli córki strasznych mieszczan Ewa Jabłońska, a także Zbigniew Jankowski jako Kuba — uczeń i przedwcześnie dojrzały człowiek.

W spektaklu bierze udział niemal cały zespół teatru, nawet w drobnych epizodach tworząc prawdziwe sylwetki z tamtych, niełatwych przecież dni. Przedstawienie cieszy się więc zasłużonym powodzeniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji