Magia czystych obrazów
„Piękno Pana Boga nie obraża. Wręcz przeciwnie” – mówi Wiktor. I oglądając najnowszy spektakl Agnieszki Glińskiej trudno się od tej prostej myśli uwolnić. A im dłużej człowiek przypatruje się jasnym, pogodnym postaciom, tym bliżej mu do nich.
Przedstawienie Bambini di Praga przesycone jest Hrabalowskim światłem. Jasne, czyste obrazy, prostolinijne dusze i umysły, subtelny humor, niezdarnie skrywana tkliwość. Cała proza Hrabala jest taka i trzeba umieć patrzeć na świat jego oczami, by to samo przekazać dalej.
Agnieszka Glińska widocznie to potrafi. Przed realizacją najnowszej premiery wybrała się wraz z aktorami do Pragi, by nasycić się tamtejszym klimatem, przesiąknąć wiatrem od Wełtawy, poznać smak kuflowego piwa w Hrabalowskich knajpach, pogapić się na ludzi. Dzięki temu praski ludek z jej spektaklu jest autentyczny i swojski. Taki, jaki znamy dzięki Hrabalowi, Formanowi czy Czapkowi z jego słynnym Szwejkiem (niektóre opowiadane tu krwawe przypowiastki są jakby od niego zasłyszane).
To se ne wrati…
Doskonale wypada w spektaklu cały barwny ensambl – drobne cwaniaczki, tłuste żony, podejrzani artyści, przydrożne dziewczyny… Gdzie oni są? Z tym specyficznym ulicznym wdziękiem, własnym spojrzeniem na świat, osobliwymi pomysłami na życie. Przecież byli także na polskich drogach, w podbudapeszteńskich gospodach, w czeskich knajpach. A teraz tylko w książkach Hrabala, czarno-białych filmach Formana, na scenie Współczesnego? Takie właśnie wrażenie ma się patrząc na dziewczynkę sprzedającą sztuczne nenufary (Agnieszka Suchora), na zagłuszającego smród graniem na katarynce i wątłym śpiewem Ogrodnika (Bronisław Pawlik), na zalotnie czkającą Nadzię (Monika Kwiatkowska), na rozbrajającą krwistymi jak stek historyjkami Rzeźnikową (Marta Lipińska). Wszyscy – naciągacze, panny o złamanych sercach, ułomni tancerze, żyją w jakimś pogodnym uniesieniu. W nieświadomym zachwycie, w bezmyślnej radości istnienia. Jednakowo kochają, oszukują, piją piwo i zajadają kiełbaski.
Ogrodnik w tańcu
Grając jedną z postaci korowodu tym bardziej trzeba być wyrazistym i każda rola w tym spektaklu jest odpowiednio mocno zaznaczona, choć czasem wypełnia zaledwie jeden epizod. Tak jest choćby ze znakomitym Janem Pęczkiem grającym ogarniętego furią Fryzjera. Bardzo subtelnie zarysowany jest romans Urszuli i lokalnego amanta Wiktora (Andrzej Zieliński), dźwigającego za nią plecak sztucznych nenufarów. Wzruszający jest zapamiętały w samotnym tańcu Ogrodnik, na kursie tanecznym „dla starszych i zaawansowanych”, gdzie panowie z braku partnerek łączą się w pary. I jeszcze Dozorca Bloudek, domorosły psychiatra (Janusz Michałowski), i przewodnik tego całego stada, Kierownik (Krzysztof Kowalewski), pogromca szczurów, Drogista (Marek Bargiełowski).
Dzień z życia komiwojażera
Na Bambini di Praga składa się łańcuszek epizodów z włóczęgi prowincjonalnych naciągaczy pod szyldem zakładu ubezpieczeniowego „Spokojna Starość”. Co zabawne, nie mają większego problemu z wyłudzaniem od ludzi pieniędzy w zamian za nadzieję pogodnej przyszłości.
Miesza się na ich drodze groza z miłością, jak to w życiu. A wszystko okraszone specyficznym czeskim humorem.
Pracowity dzień naciągacza wieńczy zabawa w księżycową jasną noc. I nic nie zmąci zachwytu jej czarem. Nawet dramatyczny zwrot wydarzeń nie przeszkodzi w oniemiałym podziwie słuchać śpiewu oszalałej z miłości kobiety (przejmujące „pięć minut” Oleny Leonenko, autorki muzyki do spektaklu). To piękne zakończenie przedstawienia.
A jak to z pięknem jest, to my już wiemy od Hrabala.