Molier
SZTUKA MICHAIŁA BUŁHAKOWA o Molierze jest bardzo smutną sztuką. Smutną, bo opowiada o niewesołych wydarzeniach, o człowieku, który załamuje się pod wpływem padających na niego raz po raz ciosów. Ale przecież utwór o Molierze nie może być tylko smutny, gdyż niezależnie od woli autora, zawsze będzie też utworem o triumfie sztuki, o zwycięstwie teatru, o sile oddziaływania wolnej myśli ludzkiej. Jak to się więc stało, że ta właśnie sztuka o Molierze jest tak przeraźliwie przygnębiająca? Bułhakow udramatyzował ostatni okres życia wielkiego komediopisarza. Molier, u szczytu sławy, zakochuje się w pięknej i młodziutkiej Armandzie Bejart. Mimo ostrzeżeń przyjaciół, mimo protestów zespołu, wszystko przecież wskazywało na to, że to niedobrane wiekiem ale dobrane zainteresowaniami i temperamentem małżeństwo powinno szczęśliwie przetrwać wszystkie burze. Stało się inaczej. Armanda była zbyt płocha, Molier zbyt porywczy i zakochany bez pamięci. Swoje też zrobiły złość i zawiść ludzka, uzupełnione okrutną plotką. Dla Bułhakowa takie rozwiązanie byłoby zbyt proste. Bo mimo całego tragizmu, jest to sytuacja, której rozwiązania szukać należy w wewnętrznym i zewnętrznym uwarunkowaniu człowieka, na którą wpływa przecież również rozwój wydarzeń i kojące działanie czasu. Dramat taki, jak go pokazał Bułhakow, jest niezbywalny. Zło wynikające z cech społecznych czy charakterologicznych można przezwyciężyć. Nie można w gruncie rzeczy przezwyciężyć zła zinstytucjonalizowanego, podlegającej biurokratycznym rygorom jego personifikacji.
Podtytuł "Moliera" brzmi - "Zmowa świętoszków". Zaiste, nie pierwszy to raz, gdy zachodzą procesy nieodwracalne, ich przeciwnicy powołują się na zakulisową działalność tajemniczych sił. Spiskowa teoria świata ma swoich licznych i bardzo zapamiętałych zwolenników, bo można nią wytłumaczyć bezwolność, brak odporności, nieumiejętność działania. Ale też często jest jedynym możliwym, w przekonaniu tych, którzy ją głoszą, wytłumaczeniem ogromu zła, bezsilności, niemożności przebicia się szlachetności, mądrości, sprawiedliwości wreszcie. Zinstytucjonalizowana kongregacja zła potrafi zniszczyć wszystko, nie mają wobec niej szans żadne argumenty rozumowe, moralne, prawnicze. Bezsilny staje wobec niej każdy człowiek - nawet człowiek tak potężny, jak król Francji, Ludwik Wielki. A swoją drogą ten właśnie król jest jedną z najbardziej zdumiewających postaci u Bułhakowa. Jest jak gdyby kolejną wersją marzeń uciśnionych narodów o oświeconym monarsze jako jedynym panaceum na zło i nieprawości tego świata. Jednak i on podlega ludzkim słabostkom a więc można na nim grać, jest człowiekiem manipulowanym tak jak każdy najnędzniejszy obywatel jego państwa. A może nawet bardziej, bo jego nawyki i ambicje są znane, a więc niezwykle łatwo je wykorzystywać.
Pozostaje Molier i jego Wielka Tajemnica. Tajemnica jego talentu? Tajemnica jego grzechu? Jedna i druga jest w stanie zrujnować jego życie. Zrujnować całkowicie i bez reszty. Lata będą musiały upłynąć, nim sztuka odniesie triumf, a problematyczny grzech pójdzie w niepamięć. Ale to już nie uratuje człowieka, pochowanego chyłkiem gdzieś pod murem cmentarnym. Może właśnie dlatego ta sztuka jest tak bardzo smutna.