Św. Franciszek wśród blokersów
"Franciszek, sen everymana" w reż. Jolanty Denejko we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Iwona Szajner w portalu kulturaonline.pl.
Jak przyciągnąć do teatru młodzież? Wrocławscy lalkarze wezwali do pomocy świętego. Umieścili go we współczesnych realiach i wyszedł z tego spektakl, który chyba ma szanse trafić do wrażliwości młodych ludzi. "Franciszek, sen everymana" jest o nich samych, próbuje mówić ich językiem, a do tego jeszcze niesie niegłupie przesłanie.
Bohater opowieści to blokers - chłopak szwendający się po podwórkach, bez żadnych perspektyw, agresywnie nastawiony do otoczenia (Grzegorz Mazoń - idealnie pasujący fizjonomią do tej roli). Nie znajduje zrozumienia w domu, nie umie odnaleźć się wśród rówieśników i w gruncie rzeczy jest bardzo samotny. Właśnie w jego, wydawać by się mogło byle jakim, życiu pojawia się XIII-wieczny święty - Franciszek z Asyżu (Sławomir Przepiórka). I nie przychodzi wcale po to, żeby moralizować czy grozić palcem. Chce po prostu z nim być i dać mu nadzieję.
Autor scenariusza Mateusz Pakuła i reżyserka Jolanta Denejko w tej historii poszli trochę na skróty. Spektakl składa się z zaledwie kilku scen z życia młodego chłopaka (kłótnia z rodzicami, uliczne bójki, spotkanie z kumplami), które mają obrazować bolesny proces dojrzewania. Widzimy, jak bohater styka się z odrzuceniem, brakiem miłości, brutalnością, fałszem i w takim świecie próbuje odnaleźć własną tożsamość. Podobnie jak wieki temu św. Franciszek. Nie udało się twórcom sztuki ominąć przy tym pewnej schematyczności i dydaktyzmu (całe szczęście niezbyt rażącego). Ważne jednak, że nie brakuje tu prawdziwych emocji.
"Franciszka" warto polecić młodym ludziom również jako "lekcję o teatrze". Mamy tu ciekawe połączenie gry aktorskiej i świetnej pracy z lalkami. Przy okazji słowa uznania należą się projektantce lalek Barbarze Hanickiej. Ona też wymyśliła scenografię do przedstawienia - prostą, ale sugestywną. Odpowiednie uzupełnienie opowieści stanowi muzyka skomponowana przez Pawła Hendricha. Lekko rozczarowuje jedynie zakończenie. Spektakl sprawia wrażenie, jakby się nagle urwał, jakby kurtyna opadła omyłkowo za wcześnie.
- Jeszcze nie wiem, co o tym myśleć - powiedziała po wyjściu z teatru uczennica jednego z wrocławskich gimnazjum. "Jeszcze" zabrzmiało bardzo obiecująco. To chyba dobry punkt wyjścia do rozmów o przesłaniu sztuki i rozmyślań nad własnym życiem.