Artykuły

Expres Wieczorny, wydanie popołudniowe; Szekspir nieposkromiony

XIII Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski w Gańsku. Piszą Joanna Majchrzak i Joanna Barska w Gazetce Festiwalowej.

Expres Wieczorny, wydanie popołudniowe

"Alchemik" według sztuki Bena Jonsona z 1610 r. pokazywany w piątek późnym popołudniem, zgromadził przed Teatrem w Oknie na ulicy Długiej pokaźne grono widzów. Otwarty pokaz sprawił, że współczesną wersję elżbietańskiej komedii w adaptacji Sławka Brydaka obejrzeli nie tylko regularni festiwalowi bywalcy, lecz także duża liczba osób, które znalazły się w pobliżu zupełnie przypadkiem. Silnie zróżnicowana publiczność i ludyczno-masowy charakter wydarzenia doskonale korespondowały z nieuporządkowaną, chaotyczną formą spektaklu, w którym jak w szklanej retorcie mieszały się ze sobą najprzeróżniejsze składniki. "Alchemik" w reżyserii Floriana Staniewskiego mnoży postaci i wątki informując nas o aferach, skandalach i przekrętach współczesnego świata z szybkością telewizyjnych newsów. Nadużywanie władzy, demoralizacja kleru, chciwość i finansowe malwersacje, afery gruntowe i seks afery, a nawet świńska grypa - wszystkie te fakty z niezwykłą intensywnością wypełniają ramy fikcyjnego świata spektaklu. Twórcy "Alchemika" obnażają małość ludzkiego charakteru i nieuczciwość naszych pobudek. Diagnoza postawiona współczesnym czasom wypada niekorzystnie. Wszyscy tkwimy w hipnotycznym transie ułudy i demagogii. Manipulujemy, bądź jesteśmy manipulowani, próbujemy wymknąć się odpowiedzialności, oczekujemy, że to inni powinni naprawić świat.

Specyfika Teatru w Oknie, nie pozwala aktorom na skomplikowane budowanie roli, a reżyserom na inscenizacyjny rozmach, TwO to "szybki teatr miejski". W przypadku "Alchemika", mieliśmy do czynienia z ciekawym pomysłem, który jednak momentami za bardzo zdradzał swój improwizowany charakter. Niejednokrotnie trudno było znaleźć uzasadnienie dla następstwa niektórych scenek czy przebiegu dialogów. Gra aktorów Teatru Wybrzeże, którzy w osobie Małgorzaty Oracz, Floriana Staniewskiego i Zbigniewa Olszewskiego wzięli udział w spektaklu nadaje sens "interwencyjnemu", pouczającemu charakterowi sztuki, podczas gdy obecność tancerza Michała Boćko w roli Alchemika wnosi do przedstawienia pewien rodzaj poczucia abstrakcji i odrealnienia, typowy dla działań Sopockiej Grupy Sfinks, która już parokrotnie występowała w TwO.

Z pewnością inicjatywa włączania przedstawień TwO, do programu Festiwalu Szekspirowskiego, będzie kontynuowana przy następnych edycjach imprezy, należy życzyć sobie by do tego czasu formuła tych spektakli zdołała wznieść się na jeszcze wyższy wykonawczy poziom.

Joanna Majchrzak

***

Szekspir nieposkromiony

Sceniczna interpretacja "Poskromienia złośnicy" [na zdjęciu] powinna być traktowana analogicznie do badań nad komizmem w języku: jeśli nie ma się do powiedzenia niczego świeżego, powinno się milczeć. Tymczasem gdański Teatr Wybrzeże proponuje widzowi recytację tekstu (pozbawionego chwilami emocji i aktorskiego rozmachu) doskonale znanej sztuki, po raz kolejny stając się mistrzem niepotrzebnego mnożeniu bytów.

Przestrzeń kameralnej sceny Malarnii zostaje powiększona o foyer, spełniające rolę pokoju Bianki. Tam też obserwujemy najżywsze i być może przez to najciekawsze wydarzenia (lekcje łaciny i muzyki). Na scenie właściwej natomiast toczy się nieprzerwanie wojna płci między Petruchiem-dresiarzem (Piotr Domalewski) a niezłomną - jak mogłoby się z początku zdawać - Kasią (Dorota Androsz). Problem "poskramiania" kobiety niepokornej jest w sztuce Szekspira o tyle trudny dla reżysera, że musi on zmierzyć się z pytaniem, w jaki sposób przedstawić na scenie upokorzenie kobiety przez mężczyznę, nie wzbudzając niesmaku czy sprzeciwu publiczności. Przecież już za czasów Szekspira "Poskromienie złośnicy" budziło tak skrajne emocje, że akcentowano budowę klamrową i efekt teatru w teatrze, tłumacząc tym krępujący, "męski" śmiech.

Na czym polega "wychowywanie" Bianki przez Petruchia w wizji Szymona Kaczmarka? Wydaje się, że na przekomarzaniu się z nią - do momentu, aż kobieta będzie miała dosyć i ustąpi. Tak dzieje się chociażby przy wyborze nowego stroju: Petruchio przynosi odrzucaną przez żonę różową sukienkę tak długo, aż ta, zmęczona sytuacją, wreszcie ją włoży. Granica między niepokorną Katarzyną a uległą Kasią zostaje jednak zatarta do tego stopnia, że nie wiemy, kiedy właściwie miał miejsce przełom i czym był on tak naprawdę spowodowany (czyżby wygłoszenie finałowego monologu o tak mocnym wydźwięku było następstwem owego machnięcia ręką? Czy to dla świętego spokoju Kasia rezygnuje z własnej osobowości, stając się sługą i własnością mężczyzny?). Jeśli tak, zabieg ten nie przekonuje, a finał sztuki rozczarowuje. Moment zakończenia wojny płci i sukces męskiej manipulacji umyka, bunt nie tyle więc upada, co przestaje brzmieć, zawiesza się, a zrezygnowana początkowo Kasia przyznaje rację mężowi z fałszywie brzmiącym entuzjazmem (jakże dalekie to od niezapomnianej kreacji Danuty Stenki).

"U progu nowego tysiąclecia - pisze Małgorzata Sugiera - nikt już nie ma wątpliwości, że w wypadku sztuk scenicznych tyle samo (jeśli nie więcej) waży sposób wystawienia i kontekst odbioru spektaklu, co sam tekst". Światowe sceny proponują multum spojrzeń na "Poskromienie" - od wkładania przedstawienia w nawias figury "teatru w teatrze", wyraźne zarysowywanie ramy inscenizacyjnej i historii Okpisza (czysta zabawa w teatr neutralizuje negatywny wydźwięk spektaklu i pozwala Katarzynie wypowiedzieć finałowy monolog z mrugnięciem oka), po akcentowanie miłości pozwalającej zbuntowanej złośnicy dojrzeć do roli prawdziwej kobiety. W spektaklu Kaczmarka nie dzieje się nic, a jednocześnie widz nie traci z oczu Okpisza i świadomości bycia owym widzem (co spłaszcza nieco wizję Szekspira i zachwianie pewności odbiorcy co do miejsca, z jakiego ogląda on przedstawienie). Tekst zostaje po prostu wypowiedziany, a dramatyczna wizja kobiety jako skonwencjonalizowanej roli bezmyślnie powtórzona. Nie proponując wyraźnego rozwiązania, reżyser doprowadza nas tym samym do punktu wyjścia, powodując, że zamiast wizyty w teatrze ma się ochotę pozostać w domu, wzbogacając dramat chociażby lekturą opracowań Kotta.

Joanna Barska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji