Ach, rodzina...
Lars Noren to postać mało znana w świadomości polskiego czytelnika. Jego sztuka "Jesień i zima" jest materiałem trudnym w odbiorze literackim, natomiast okazuje się świetnym tworzywem dramaturgicznym. Pomysłodawczyni przeniesienia na grunt teatralny "Jesieni i zimy", Danuta Jagła, rewelacyjnie przekazała uniwersalne wartości i w sposób wręcz magiczny połączyła fragmenty baśni Andersena "Królowa Śniegu", czytane dziecięcym głosem, z życiem bohaterów, których życie obserwujemy podczas zaledwie, a może aż jednego wieczoru. Przed naszymi oczami pojawia się solidny mieszczański salon, z drogimi meblami, porcelanową zastawą i wykrochmalonymi obrusami. Dbałość o pietyzm to duża zasługa scenografa - Macieja Marii Putowskiego. Przy elegancko zastawionym stole spotykają się córki Margarety i Henryka - Ewa i Ann oraz właściciele tego wnętrza -Margareta i Henryk. Ewa ma świetną posadę, doskonale zarabia, natomiast Ann nie może związać końca z końcem, jej życie ciągle rwie się. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wobec dzieci trwają władcza, kostyczna Margareta i przygaszony ciężarem wiecznych narzekań żony, żyjący we własnym świecie Henryk. Już od początku staje się jasne, że tak naprawdę wszyscy czują się samotni, lecz nikt poza Ann nie ma odwagi tego głośno uzmysłowić. Ann, drąży temat, dotykając obszarów świadomości, które najchętniej w odczuciu bohaterów mogłyby zostać wymazane.
Wydawałoby się, że z aktorskim niełatwym zadaniem może trudno będzie zmierzyć się najmłodszym odtwórczyniom ról: Hannie Kochańskiej (Ann) i Agacie Życzkowskiej (Ewie). Doskonale poradziły sobie, tworząc wiarygodne postacie, w których tkwią ogromne pokłady samotności i smutku. Bez zarzutu jest również Alicja Mozga (Margareta), która pokazuje coraz to nowe oblicze matki i żony. Doskonale wywiązał się z zadania znany nam już Mieczysław Franaszek, kreując postać tłamszoną przez najbliższe osoby.
Tak naprawdę to sztuka o braku porozumienia z najbliższymi sobie osobami. Widz czuje się jak psychoanalityk, bowiem przed nim rozgrywa się dramat i padają wzajemne oskarżenia. Nie stawia jednak głośno diagnozy, zdając sobie sprawę, że w dużej mierze sami zainteresowani muszą wyzwolić się z mieszczańskich więzów, wiecznego udawania i nieszczerości.