Artykuły

Opera o Orfeuszu

Jeden z najpiękniejszych mitów starożytności opowiada o Orfeuszu, trackim śpiewaku i poecie, który swą muzyką potrafił ubłagać bóstwa podziemia, by zwróciły mu Eurydykę. Piękno tego mitu leży nie tylko w sile uczucia, ale w ukazaniu muzyki jako sztuki, zdolnej zwyciężyć mocą nawet śmierć. Muzyka przekracza tu granice nieprzekraczalnego, będąc jednocześnie uosobieniem życia, istnienia. Nic więc dziwnego, iż mit o Orfeuszu wywarł wpływ na tylu poetów, dramaturgów, kompozytorów i rzeźbiarzy. Najpiękniej pisze o Orfeuszu R. M. Rilke ("Sonety do Orfeusza"), wśród kompozytorów wielu podejmowało ten temat (m. in. Liszt, Berlioz, Delibes; opery pisali: Monteverdi, Gluck, Haydn). Najbardziej jednak znana i najpiękniejsza jest opera Glucka "Orfeusz i Eurydyka" z 1762 (do libretta Calzabigi), w której kompozytor odchodząc od stylu barokowych oper rezygnuje z popisowych arii na rzecz ekspresji muzycznej. A więc zwiększa rolę chóru, który uczestniczy w akcji dramatycznej, wprowadza orkiestrowy akompaniament w recytatywach, poprzedza operę uwerturą, zapowiadającą nastrój i charakter utworu. "Orfeusza i Eurydykę" Glucka bardzo pięknie wystawił Teatr Muzyczny w Krakowie. Podkreślił to, co w dziele najistotniejsze: ekspresję, nastrój, koloryt, ukazał znakomicie różnicę między światem zmarłych a żywych, wydobył dzięki bardzo dobremu wykonawstwu piękno muzyki Glucka. Uwertura nie zapowiadała dramatyzmu spektaklu. Ale dzieło Glucka, a raczej libretto opery w jednym szczególe odbiega od tradycyjnego mitu: zakończenie jest szczęśliwe, gdyż Amor - widząc rozpacz Orfeusza po kolejnej stracie Eurydyki - przywraca jej życie. Tak więc happy endem kończy się ta opera, nic też dziwnego, że w uwerturze odzywają się akcenty pogodne. Ale już w dalszej części uwertury słychać zapowiedź przyszłych losów Orfeusza, mówiąc językiem muzycznym: motywy jego arii.

Gdy odsłania się kurtyna, widać na przodzie sceny w środku ogromną złotą lutnię, przy niej Orfeusza, a w głębi chór czarno ubrany, cała zresztą scena jest ciemna, ledwo oświetlona. Bohaterami aktu I są chór i Orfeusz. Przejmujący śpiew chóru ma w swym wyrazie coś z bachowskiech śpiewów chóralnych i od razu wyznacza klimat opery. Cały I akt wypełnia śpiew Orfeusza, błagającego podziemne bóstwa o przywrócenie życia Eurydyce, ukochanej żonie. Wstawki baletowe są bardzo wyraziste choreograficznie (taniec duchów przy nagrobku Eurydyki; szczególnie pięknie wypadł balet na drugim planie, gdzie później ukaże się na postumencie Amor). Akt drugi przenosi nas do innej rzeczywistości: na scenie jasno oświetlonej pełno postaci biało ubranych, istny "raj barokowy". Zjawia się też w białe tiule odziana Eurydyka, tańczy balet przy dźwiękach pogodnej muzyki; podziwiamy doskonałe zgranie wszystkich elementów: muzyki, choreografii, scenografii, gry świateł. Kolejne arie Orfeusza i te wykonywane wspólnie z Eurydyką - odzyskaną już, ale pod warunkiem, iż Orfeusz przeprowadzi ją przez Styks nie odwracając się - są pełne przejmującej ekspresji i piękna. Szczególnie udane były w drugiej premierze, w wykonaniu młodej krakowskiej śpiewaczki o wspaniałym głosie Elżbiety Towarnickiej (Eurydyka) i Danuty Wermińskiej (Orfeusz). A dodać warto, że cała opera śpiewana była po włosku. Podczas pierwszej premiery partię Orfeusza śpiewała Zofia Jabłońska, Eurydyki - doskonła jak zwykle i z dużą kulturą - Jadwiga Romańska, Amora w obu premierach Jadwiga Galant.

Wykonawstwo wszystkich artystów było na wysokim poziomie, ale druga prezentacja opery wydaje się lepsza, nastąpiło bowiem jakby jeszcze pełniejsze zgranie wszystkich elementów. Orkiestrę prowadziła Ewa Michnik, reżyserował Włodzimierz Nurkowski, scenografię projektowała Anna Sekuła, bardzo dobrą choreografię ułożył Jacek Tomasik. Wyjątkowo dobrze wypadł balet, wykonujący lekko i z gracją niełatwe, ale piękne układy. Gluck jest bardzo ważną postacią w dziejach opery. Zreformował ją zasadniczo, a właściwie zreformował jego librecista Ranieri Calzabigi, który w swoich najlepszych utworach (a należy do nich przede wszystkim "Orfeusz i Eurydyka") sprawił, że akcja sceniczna, teksty śpiewane i muzyka - Gluck szczęśliwie poświęca jej więcej miejsca niż jego poprzednicy, ponieważ buduje większe formy - łączy się w piękną syntezę widowiska i muzyki. Sam Gluck zrobił w swoich reformatorskich operach wiele: uwolnił śpiewaków od popisów wirtuozowskich (budzących taki zachwyt współczesnych koneserów), nudne muzycznie recytatywa z towarzyszeniem klawesynu zamienił w orkiestrowe, o wiele bardziej sugestywne. Dramat muzyczny zyskał na sensowności. W sumie i w krakowskiej realizacji czuło się, że mamy do czynienia z dziełem ważnym i oryginalnym. Gluck zwalczał operę włoską, którą, sam zresztą początkowo uprawia, ale nie w tym tkwi jego zasługa. Jego wielkość polega na przenikliwości duchowej: jako pierwszy zrozumiał, że popularna opera włoska jest nie tylko płytka, ale i śmieszna. Pisze więc do wielkiego księcia Toskanii, który potem został cesarzem Leopoldem II: "sprzeciwiłem się wszelkim nadużyciom, które wprowadzili muzycy włoscy do opery, czyniąc z niej rzecz najśmieszniejszą i najnudniejszą". A zachwycano się wtedy włoskimi operami ponad wszelką miarę i Gluck bardzo wolno zdobywał sobie zwolenników. Szukał w operze prawdy, życia i uczucia. Dobrze wystawione najlepsze jego dzieła budzą jeszcze dziś doznania głębsze, autentyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji