Szczęśliwa tragedia
- Każdy człowiek doświadcza śmierci bliskich. Tym spektaklem chciałem pokazać, że wielkie nieszczęście może wzbogacić, wzmocnić. Dzięki tragicznym przeżyciom możemy stać się lepsi, mądrzejsi - mówił Włodzimierz Nurkowski, reżyser opery "Orfeusz i Eurydyka" Glucka.
- Chciałbym, aby widzowie po obejrzeniu spektaklu pamiętali, że miłość jest wartością, która powinna nas prowadzić przez życie i która wszystko może, wszystko pokona, we wszystkim pokłada nadzieję. Nigdy nie ustaje - podkreślał. Opowieść o Orfeuszu, który pragnie odzyskać zmarłą żonę Eurydykę, fascynuje twórców różnych pokoleń i epok, m.in. Monteverdiego, Lully`ego, Rameau, Haydna, Strawińskiego. Tę historię o wielkiej miłości zdecydował się muzycznie opowiedzieć także Christoph Willibald Gluck, z tym, że jego opera, w przeciwieństwie do powszechnie znanego mitu, ma szczęśliwe zakończenie.
- Opera opowiada o walce człowieka z poczuciem kompletnego rozpadu. Orfeusz po śmierci ukochanej może albo zapaść się w twórczy niebyt, albo zdyskontować stratę. W tym spektaklu ważną role odgrywa harfa, którą przyjęliśmy jako symbol twórczej aktywności. Harfa najpierw zostaje pochowana wraz z Eurydyką, a potem okazuje się, że jednak zostaje zwrócona Orfeuszowi - mówił Włodzimierz Nurkowski.
Opera Glucka pozostała w historii muzyki jednak nie dzięki tematowi dzieła, lecz dzięki muzyce, która była zwiastunką reformy w operze. - Partia Orfeusza dla mezzosopranu, to wielkie wyzwanie. Praktycznie opera ta jest jakby monodramem na mezzosopran, z przepięknymi recytatywami, które niosą w sobie ogromny ładunek emocjonalny i dramatyczny. Orfeusz i Eurydyka Glucka jest dziełem muzycznym, napisanym już po reformie gatunku Opery przez kompozytora, stąd nie ma w nim niepotrzebnych wirtuozowskich partii, niepotrzebnych fiorytur. Kompozytor stawia nacisk na napięcie dramatyczne, na przekazanie emocji - mówiła Alicja Węgorzewska-Wiskerd, odtwórczyni roli Orfeusza.