Apetyt na aktorów
Warszawski Teatr „Za daleki”, kierowany przez Zbigniewa Zapasiewicza, prezentuje na Masztalarskiej — Apetyt na czereśnie Agnieszki Osieckiej (rzecz wystawioną po raz pierwszy w 1968 roku). Publiczność przyjmuje spektakl nader życzliwie dzięki aktorom: Oldze Sawickiej i Krzysztofowi Kolbergerowi, którzy zręcznie prowadzą dialogi, z łatwością wcielają się w różne postacie, zgrabnie rozgrywają krótkie scenki i — na dodatek — ładnie śpiewają. Kolberger gra z taką swobodą i naturalnością, iż zda się — bez najmniejszego wysiłku. Aż żal ściska serce, że ogląda się tego świetnego aktora jedynie w takiej błahostce.
Bo, w istocie, rzecz jest banalna w swej powierzchowności. Czujemy raczej muśnięcie niźli powiew lat 60. Dlatego też Czereśnie ledwo podskórnie dotykają istotnych wówczas problemów, rodzących frustracje i konflikty, także małżeńskie. On uosabia zgrzebne szczęście natomiast Ona — z jednej strony — niezgodę na tę małą stabilizację, która nie rzuca żadnych wyzwań niczym nie porywa, a z drugiej — niedojrzałość, manifestującą się chęcią ucieczki w beztroskę, w młodzieżowy styl życia, byle bliżej wielkomiejskiego centrum, byle dalej od nudy i domowego ciepełka. Jednym słowem — Apetyt na czereśnie to taka nieudana „polska miłość” dwojga „okularników” po studiach na zapóźnionej cywilizacyjnie polskiej prowincji, w warunkach „naszej małej stabilizacji” lat sześćdziesiątych.
Krótkie scenki przeplatane są piosenkami, które jakby odbijają stan duszy obojga: stracone złudzenia, zmarnowaną miłość, gorycz, pustkę, a także tęsknoty i marzenia. Ale poetyckie, przepojone także delikatną ironią piosenki Osieckiej i Małeckiego (muzyka) już dziś o glebę nie rzucają.
W sumie — wszystkiego tu po trochu, od staroświeckiego melodramaciku, po kabaret i zabawę w teatr. Przystawka z owych przejrzałych już Czereśni wzmocniła za to nasz apetyt — za sprawą obojga wykonawców — na dobrych aktorów. Dzisiejszej publiczności życzę więc smacznego.