Bogusław Linda
"Spaghetti dla samotnego mężczyzny" BOGUSŁAWA LINDY to nie tylko przepisy - przeplatają się one ze wspomnieniami z dzieciństwa i z samotnych wypraw żeglarskich po mazurskich jeziorach.
Są tam też trujące barakudy i mrożąca krew w żyłach przygoda z sześciometrową płaszczką.
Katarzyna Montgomery: - Pierwszego zwierza upolowałem, gdy miałem dwa, może trzy lata. Byłem u babci pod Chojnicami i tak długo celowałem kijkiem do indyka, aż go ubiłem, za co zostałem pokarany czerniną na occie z kluseczkami - tak zaczyna się Twoja książka o życiu i gotowaniu - "Spaghetti dla samotnego mężczyzny".
Bogusław Linda: - To przerażający wstęp. To prawda. Ale moje życie nie było usłane różami. I do szkoły też miałem pod górkę.
- Nie żartuj! Przecież nie polowałeś na tego indyka z głodu!
- No nie i nie był to też przejaw inteligencji, bo wtedy raczej jeszcze jej nie posiadałem. To był chyba instynkt łowiecki.
- Ten instynkt pozostał w Tobie aż do dziś. Co czujesz, kiedy jesz upolowane przez siebie zwierzę?
- Satysfakcję po prostu. Lubię polować. W genach mężczyzna ma wpisane dwie funkcje: rolnika i łowcy. Ja jestem bardziej łowcą. Lubię też jeść mięso. Właśnie złapałaś mnie w kuchni i trudno mi się skupić.
- Co przygotowujesz?
- Indyka z anchois, rozmarynem i czosnkiem w specjalnym rękawie do pieczenia.
- Już marzę, żeby to skosztować. Piszesz, że są dania, które mają swój smak w określonych miejscach, w innych są niejadalne.
- Oczywiście. Na przykład łazanki kapitana Piotrowskiego, czyli połączenie makaronu, kiszonej kapusty, mielonki z puszki i papryki. Smakowało to tylko na jachcie podczas rejsu po Zatoce Meksykańskiej. To samo w domu okazało się niejadalne. Z niektórymi potrawami tak jest. To jest czasem tak, jak napić się margherity w środku zimy w Polsce na dworze.
- Wspominasz wiele ze swoich podróży. Pamiętasz smaki z miejsc, w których byłeś?
- Pamiętam zapachy i miejsc, i potraw. To się łączy.
- Jak wybierasz knajpy za granicą?
- Idę tam, gdzie siedzą tubylcy i gdzie odpoczywają panie lekkich obyczajów. Nie mylić z miejscami, gdzie pracują, bo w takich turystycznych miejscach karmią najgorzej. Najtrudniej taką knajpę było znaleźć na Hawajach, bo tam są głównie fast foody dla Amerykanów. Udało mi się jednak znaleźć skandynawską knajpę, w której siedziały hotelowe prostytutki i alfonsi. Tam jadłem genialne mule na białym winie z kolendrą i czosnkiem, podawane w żeliwnym garnku.
- Dlaczego tak lubisz gotować?
- Bo dzięki temu odpływam. To tak, jak strzał kokainowy. Wyłączam się, wypoczywam, nie myślę o stresach.
- Masz magiczne danie dla niezapowiedzianych gości?
- Nie ma takich sztuczek. Jestem artystą kuchni.
- Czyli nie dajesz nic do jedzenia w takiej sytuacji?
- Nic kompletnie. Ale teraz już muszę podać na stół, bo goście czekają.
- Smacznego.
Na zdjęciu: Bogusław Linda.