Artykuły

Pamiętajcie o hawajach

- Zmieniają się mody, ludzie, podejście do tworzywa, jakim jest piosenka. I ja to rozumiem. Przekaz musi się unowocześniać, na scenie muszą pojawiać się nowe media. Na pewno dobrze jest otworzyć drzwi i wpuścić trochę powietrza. Oczywiście, bez hucpy, prowokacji i szaleństwa przy tej okazji się nie obędzie. Ale w awangardzie to konieczność - mówi Andrzej Kuryło, pierwszy dyrektor Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, w rozmowie z Magdą Piekarską z Gazety Wyborczej - Wrocław.

Magda Piekarska: Możemy porozmawiać?

Andrzej Kuryło: Ale tylko przez telefon, bo jestem w Warszawie.

Jak to? We Wrocławiu dziś rusza PPA. Bez Pana?

- Nie wiem, czy uda mi się dotrzeć na Przegląd jeszcze dziś, ale wybiorę się na kilka koncertów.

Myślałam, że pierwszy dyrektor ogląda wszystko.

- To już nie te czasy. Estetyka przeglądu się zmienia. Nie wszystko mi odpowiada. Wiem, że nurt off bywa ciekawy, doceniam np. L.U.C.-a, ale tym razem posłucham tylko zachwytów mojego syna, który jest jego fanem. Dlatego wybiorę kilka koncertów - obejrzę Camille O'Sullivan, Bente Kahan, posłucham piosenek Nino Roty i Tiger Lillies, chociaż występują strasznie późno. Na pewno nie odpuszczę konkursu, tym bardziej że pomysł na koncert finałowy jest bardzo ciekawy - "Jak oni słuchają". Cóż, mieliśmy już "jak one fałszują" i "jak one tańcują", więc czemu nie. No i Gala. Ten wybór jest trochę wedle gustu. Ale bardziej wedle zdrowia. Dokucza mi noga, nie mogę za dużo siedzieć.

Podoba się Panu ten odmieniony, odświeżony Przegląd?

- Zmieniają się mody, ludzie, podejście do tworzywa, jakim jest piosenka. I ja to rozumiem. Przekaz musi się unowocześniać, na scenie muszą pojawiać się nowe media. Na pewno dobrze jest otworzyć drzwi i wpuścić trochę powietrza. Oczywiście, bez hucpy, prowokacji i szaleństwa przy tej okazji się nie obędzie. Ale w awangardzie to konieczność.

I Doda na festiwalowej gali Pana nie raziła?

- Nie tylko nie raziła, ale spodobała mi się. To była prowokacja artystyczna, która się sprawdziła. Doda to skandalistka, taka postać trochę rodem z Witkacego, więc była tam jak najbardziej na miejscu. A poza tym - co najważniejsze - ona umie śpiewać. Naprawdę!

W tym roku prowokacją ma być koncert "Jak oni słuchają". To kpina z telewizyjnych programów typu talent-show. Ale czy PPA, w czasach, kiedy gwiazdy na potrzeby tych programów tańczą, śpiewają i jeżdżą na lodzie, jest jeszcze komuś potrzebny?

- Telewizja nie od dziś pożera własny ogon i własne dzieci. Stąd udział serialowych aktorów w programach łowiących talenty. Bo trzeba pamiętać, że dla telewizji aktor to postać znana z serialu czy reklamy. Ale dla mnie to artysta z dorobkiem, którego miałem okazję oglądać na scenie lub w filmie i to w nietuzinkowym repertuarze. Jeśli oderwiemy się od telewizji, okaże się, że PPA jest bardzo potrzebny. Bo nie jest komercyjny, a jeśli pokazuje gwiazdy, to te z najwyższej półki. Na pewno nie na zasadzie: "ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio" - jak śpiewał Wojciech Młynarski. Aleksander Bardini z okazji dziesiątej rocznicy przeglądu napisał, że PPA stał się instytucją kulturalną. I to jest bardzo ważne, bo zmienia jego charakter. PPA nie kreuje gwiazd, ale zjawiska artystyczne.

Chociaż były czasy, kiedy festiwalowe gwiazdy publiczność fetowała, jak dzisiaj Dodę. I nawet solidne drzwi Teatru Polskiego ustępowały pod naporem widzów spragnionych kontaktu z piosenką.

- A ja pamiętam, jak w 1986 roku policja rozpędzała tłum gazem. Potem pojawiło się powiedzenie "Gaz nad Odrą". Stałem w oknie Teatru Polskiego i patrzyłem na to z przerażeniem. Do Polskiego publiczność wdzierała się przez piwnice i dach. Przerażone artystki nie raz opowiadały mi, jak to w oknie garderoby na drugim piętrze nagle zobaczyły twarz kogoś, kto dawał rozpaczliwe znaki, żeby otworzyć okno. Pamiętam też desperata, który wpadł przez świetlik dachu Wrocławskiego Teatru Współczesnego, tak bardzo chciał się dostać na koncert Młynarskiego. Nic mu się nie stało, a Młynarski obiecał mu darmowy, dożywotni wstęp na swoje recitale. Sam zresztą uważam, że młodych ludzi powinno być na koncertach jak najwięcej. Sam wpuszczałem studentów PWST bez biletów i upychałem ich po kątach. Potem gale stały się snobistycznymi imprezami. Dostać się było trudno, bilety były drogie. No i mnóstwo zaproszonych "osobistości" w pierwszych rzędach. Miałem nawet pomysł, żeby odciąć się od tego towarzystwa - mamy w końcu wolny rynek, niech kupują bilety. Ale nie wyszło - poobrażali się, bo to przecież oni dawali pieniądze na festiwal.

A potem siedzieli sztywno na koncercie Nicka Cave'a, kompletnie nie czując tej muzyki.

- Nick Cave właściwie powinien ich zamordować, jak bohaterów swoich ballad. Może by się atmosfera ożywiła. Ale pamiętam też czasy, kiedy bilety na rozmaite imprezy trzeba było wysyłać do Komitetu Wojewódzkiego. I potem przychodziły sprzątaczki i kucharki. Właściwie nie wiadomo, co gorsze.

Czy pierwszy Przegląd, jaki Pan oglądał, miał w sobie zapowiedź tego potencjału?

- Nie. To był skromniutki, prowincjonalny konkurs. Bez pomysłu na formułę. Ówczesny szef Ośrodka Kultury i Sztuki zapytał mnie, co o tym myślę. Powiedziałem: to musi być festiwal młodych aktorów. I pomyślałem, że powinien się we Wrocławiu pojawić prof. Aleksander Bardini. Udało się i stał się naszym dobrym duchem. A po pięciu latach znów pomyślałem, że jeszcze trochę, a Przegląd umrze śmiercią naturalną. Zrozumiałem, że imprezie jest potrzebny udział wybitnych aktorów, którzy pokażą młodym, czym tak naprawdę jest piosenka. Tak narodził się koncert, który jeszcze wtedy nie nazywał się galą. Przyjechało może z dziesięciu wykonawców, wśród nich Krystyna Sienkiewicz, Agnieszka Fatyga i Dorota Stalińska. I zaiskrzyło! Kiedy się tego słuchało, aż ciarki chodziły po plecach. Każda piosenka była rolą, małym spektaklem. Kolejnego roku była to już Gala z własną nazwą. A koncert laureatów dostał swoją małą galę, w której prezentowali się dawni laureaci. I to były Gale, jakich teraz niemal nikt nie pamięta - aktorzy wymykali się z nich chyłkiem, żeby zdążyć na pociąg o czwartej rano, a publiczność wciąż żądała bisów.

Nic dziwnego, że artyści ze stolicy tak polubili Wrocław.

- Ale PPA był też trampoliną dla młodych artystów. Laureaci konkursu tworzyli w ramach PPA swoje recitale - Konrad Imiela, Przemysław Branny, Mariusz Kiljan, Kasia Jamróz. Pojawiały się też recitale gwiazd, przygotowywane specjalnie na Przegląd. A potem trzeba było otworzyć drzwi i na zagranicę. Przyjechała Elena Kamburowa, Bułat Okudżawa, Czesi z teatrem Semafor. Ale największym wydarzeniem był koncert Ute Lemper. Aleksander Bardini powiedział: "panie Andrzeju, włosy mi na dłoni wyrosną, jak panu się uda ją sprowadzić". Bo to była wielka artystka, kapryśna. Obrażona na Niemców, którzy nie docenili jej kreacji w musicalu o Marlenie Dietrich, wyjechała do Francji. Dzięki życzliwości konsula francuskiego udało mi się ją zaprosić. Ale do ostatniej chwili agent nie potwierdzał przyjazdu - bo w jej przypadku zawsze mogło się coś zmienić. W końcu przyjechała z Berlina, tuż przed rozpoczęciem koncertu, na który przyjechali widzowie z całej Europy. Po jego zakończeniu zderzyłem się w drzwiach garderoby z dwoma konsulami - francuskim i niemieckim. Ten drugi musiał ustąpić, bo to Francuz miał większe zasługi.

Nie żal było Panu odchodzić?

- Pewnie, że żal. Przywykłem do tej imprezy przez piętnaście lat. Poświęciłem jej kawał życia i dużo zdrowia. Trzeba pamiętać, że wtedy było dużo trudniej. Mieliśmy do dyspozycji maleńki pokoik, dwa telefony i mizerny budżet. To była ogromna praca! Biuro mieściło się częściowo u mnie w domu, żona do późnej nocy odbierała telefony, bo aktorzy dzwonili dopiero po swoich spektaklach. Koło zamachowe Przeglądu rozkręcało się powoli. A im szybciej się kręciło, tym bardziej rosły wymagania widzów. Czułem, że któregoś dnia dostanę zawału, bo nie wszyscy byli tą imprezą zachwyceni. Pamiętam listy od przewodniczącego komisji kultury: "Przegląd dostanie dotację, jak będzie dobry". A to było w czasach jego największego rozkwitu! Inni mi zarzucali, że nie lansuję Wrocławia, ale Warszawę. Ale mimo wszystko ciężko było odchodzić. Wciąż tęsknię za naszym klubem festiwalowym w Związkach Twórczych, gdzie życie towarzyskie toczyło się całymi nocami, a dyskusje trwały aż do świtu. Ta nocna, zadymiona i mocno podlewana alkoholem atmosfera jest bardzo twórcza - pod koniec festiwalu, po kilku takich imprezach, miałem gotowy program następnej edycji. No i hawaje!

Hawaje?

- To były takie pamiątki z festiwalu. Dostawali je wszyscy uczestnicy nurtu głównego. To była jakaś piękna grafika, szklany bibelot zrobiony przez Annę Skibską, deska pomalowana przez Lalkę Terlikowską. Na te hawaje wiele osób czekało od początku PPA, dopytując, co to będzie tym razem. Wieczory w związkach i hawaje - to sprawiało, że artyści traktowali nasz przegląd niemal jak imprezę rodzinną.

Dziś już Pan nie żałuje rozstania z przeglądem?

- Nie. Po pierwsze dlatego, że uratowałem zdrowie. Po drugie, musiałem odtworzyć mnóstwo tekstów piosenek, które miałem rozsiane wśród przyjaciół i znajomych. Bo w tym amoku okołoprzeglądowym dyktowałem je komuś przez telefon, a kartka potem gdzieś ginęła. Po trzecie, zdobyłem nowy zawód - producenta telewizyjnego. Odkąd rozstałem się z przeglądem, wyprodukowałem około 50 programów. I sprawiło mi to ogromną frajdę. Moje życie zatoczyło koło, bo teraz znów piszę dużo tekstów piosenek, głównie rockowych i bluesowych - zaczynałem od tekstów dla wrocławskiej grupy Romuald i Roman, teraz piszę m.in. dla Felicjana Andrzejczaka, Sławka Wierzcholskiego. I nauczyłem się odpoczywać. Kupiłem dom w Kosobudzu, koło Łagowa Lubuskiego i co roku, na początku kwietnia, zapuszczam tam korzenie. Wracam do Wrocławia dopiero na Wszystkich Świętych.

***

Andrzej Kuryło - poeta, autor tekstów piosenek, producent telewizyjny, podróżnik. Był pracownikiem naukowym w Wyższej Szkole Ekonomicznej, kierownikiem literackim Estrady Dolnośląskiej. Do roku 1995 był dyrektorem Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Napisał ponad 500 piosenek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji