Teatr
„Nasz Julo czerwony nie jest dramatem realistycznym. Czy znaczy to, że odbiega od prawdy historycznej?” — pytała tłumaczka Elizabeth Destree-Van Vilder, rekomendując odbiorcy francuskiemu utwór Mariana Pankowskiego, który obecnie pojawił się we Wrocławiu na scenie Teatru Kalambur w inscenizacji Bogusława Litwińca. On to, „padre” studenckiego teatru, a obecnie animator „teatru otwartego”, takie oto z tej okazji wyznanie poczynił:
„Dramaty Pankowskiego przez rozróżnienie tego, co poetyckie i tego co narodowo-polityczne nie mogły przez dwadzieścia lat przebić się na polskie sceny. Odrzucane raz przez trwożliwe urzędy, raz przez zrewoltowanych aktorów, po swojemu wiedzących, co naród lubi i na czym poleca patriotyzm. Bo patriotyzm wymaga od wieszcza spełnienia roli Totalnej Instytucji Narodowej, nawet gdy sam się ugina od nadmiaru wyższych instytucji. Ma ona zastąpić ministerstwa i sztaby, sejmy i egzekutywy, WRON-y i PRON-y. A jeśli poeta zza grobu rolę tę odrzuci — NIECH SCZEŹNIE! Niech sczezną wszyscy artyści, którzy odmawiają narodowi usługi zastępującej zinstytucjonalizowany ideał. Czy w tym miejscu Pankowski spotyka się z Kantorem? Powiedziałbym, co myślę, gdyby nie strach, że Mistrz z Krakowa już nigdy nie odwiedzi Wrocławia na zaproszenie Kalamburu. Poprzestańmy na stwierdzeniu że rodak z Brukseli napisał inspirujący dramat o wielkim poecie który jest bardziej człowiekiem niż instytucją, w jaką wrobił go i przy każdej opresji wrabia nieszczęśliwy, uczuciowy, że aż śmieszny naród”.
*
Teatr Rozrywki w Chorzowie, który przedwcześnie pogrzebano wraz z dymisją telewizyjnej ekipy Macieja Szczepańskiego, po zrzuceniu mecenatu TVP Katowice działa prężnie pod artystycznym kierownictwem Dariusza Miłkowskiego, którego ambicją stała się zmiana wymarzonego kiedyś na Śląsku modelu tingel-tanglu na wartościowy teatr muzyczny. Przykładem trafności wyboru tej drogi, pełnej jednak — jak to zawsze w Polsce bywa — wybojów administracyjnych, sezon ostatni, pierwszy jednak pod względem „wolności artystycznego wyboru” kierownictwa Apetyt na czereśnie Agnieszki Osieckiej z muzyką Macieja Miłkowskiego zarysował w dyrektorskiej inscenizacji zamiary Miłkowskiego, który do posiadanego w teatrze zespołu wokalno-tanecznego angażuje dodatkowo dobrze śpiewających aktorów (na zdj. na planie pierwszym Katarzyna Gniewkowska i Michał Anioł). Tendencję zaś tę potwierdziła propozycja druga, do której przyjdzie wrócić osobno, a która stanowi kolejną próbę sceny Tuwimowskiego Balu w operze (adaptacja i reżyseria Tadeusz Ryłko, muzyka Tadeusz Woźniak).
Romantycy to tegoroczny tytuł październikowego przeglądu Actors Theatre’s Classics in Context, jaki zespół z Louisville w stanie Kentucky proponuje swoim wyznawcom. Jak pamiętamy z „ŻL”, ten istniejący 23 lata teatr, znany na całym święcie dzięki ogólnoamerykańskiemu Festiwalowi Teatralnego Debiutu, a kierowany od swych początków przez Jona Jory’ego, obok kolokwium, które tropić ma współczesne ślady romantyzmu w kulturze, proponuje potrójną romantyczna penetrację. W zakresie poezji collage’owe recitale 20 romantycznych poetów w tym Byrona, Keatsa, Goethego Hugo, Puszkina i Poe’go. W zakresie filmu ekranizację Nędzników i paradokumentalną propozycję Marcela Garné Dzieci Raju. Wreszcie daniem podstawowym mają być dwa spektakle: Kamila Aleksandra Dumasa — syna i Kaprysy Marianny Alfreda de Musseta.
*
Po ekranizacji przyszła pora na adaptację sceniczną Doktora Żywago. Przypomnijmy, że powieść Borysa Pasternaka przeniesiona została na ekran przez Davida Leana w 1965 i że krytyka przyjęła ten film amerykański z szacunkiem, ale i bez szczególnego entuzjazmu. „Honorowa porażka” — taki był ton popremierowych recenzji. Jaki będzie los próby sceny? Gieorgij Towstonogow, długoletni reżyser i dyrektor leningradzkiego Teatru Dramatycznego im. Gorkiego, jest jak najlepszej myśli. Mówiąc o przygotowaniach do scenicznej prapremiery Doktora Żywago Towstonogow stwierdził: „Książka jest niezwykła również dla teatru, a losy doktora Żywago pełnym dramatyzmu «kawałkiem życia»”.
*
„Kiedy pisałem tę sztukę, nie wiedziałem nawet, że jej prawdziwym tematem są wzajemne relacje między życiem a fikcją, alchemia, która mnie fascynuje, ponieważ tym mniej ją pojmuję, im częściej ją stosuję” — napisał Mario Vargas Llosa, jeden z najbardziej znanych autorów iberoamerykańskich Ten Peruwiańczyk mieszkający dziś przeważnie w Hiszpanii tak określił swe prace nad Jakby farsą, której prapremiera polska miała miejsce w Opolu:
„Moim zamiarem było (…) doprowadzić ją do progu nierealności opierając ją na pomyśle, który za mną «chodził»: pewna seniora wynajduje wszechstronnego pisarza, aby ten pomógł jej napisać książkę podróżniczą. Ona przeżywa specyficzny stan ducha, w którym kultura wydaje się jej ostatnią deską ratunku przed życiową klęską, on jest niepocieszony, że nie okazał się Wiktorem Hugo we wszystkich znaczeniach tego zasobnego nazwiska: romantycznym, literackim, politycznym, seksualnym. Podczas spotkań, w miarę jak opowieść, którą dama dyktuje, a jej skryba spisuje, ulega transformacji życia obojga”.