Samotny Dancing w Teatrze Polonia
"Dancing" w choreogr. Jarosława Stańka w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Marta Nadzieja w portalu kulturaonline.pl
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska przez pokolenia młodszych czytelników traktowana jest jeśli nie z pobłażaniem, to na pewno milczeniem. Co innego starsza generacja - dla jej przedstawicieli Pawlikowska-Jasnorzewska pozostaje poetką pokoleniową, której wiersze znało się na pamięć, a najpiękniejsze frazy wpisywano z namaszczeniem do sztambuchów. Czy zatem "Dancing", najnowszy projekt Krystyny Jandy, jest sentymentalną podróżą w czasie?
Założycielka warszawskiego Teatru Polonia sięga po utwory Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej już po raz drugi. W 1985 roku wraz z Jerzym Satanowskim zrealizowała widowisko telewizyjne oparte na wierszach z tomu "Dancing". Najnowsza produkcja Jandy miałaby więc potwierdzać, że pogląd na poezję jest czymś płynnym. Kształtują go życie i czas. Janda ponownie odkurza stare wiersze Jasnorzewskiej, ale to wykonanie sprawia, że twórczość poetki nabiera szlachetnej patyny.
Już pierwsze zdania aktorki dobiegające z offu dowodzą, że spektakl nie rozminie się dziełem Jasnorzewskiej, a decydujące dla jej poezji są słowa: miłość, czekanie, przemijanie. Janda, wystylizowana na kobietę z lat 20., porusza się po scenie leniwie i nieco ospale, nawet jej taniec wydaje się być nonszalancki, jakby artystka próbowała dotrzymać kroku przede wszystkim sobie. Wijący się w akrobatycznych układach tancerze paradoksalnie podkreślają samotność aktorki, a charakterystyczna muzyka Jerzego Satanowskiego nadaje całości wydźwięk niejednoznaczny.
Z jednej bowiem strony "taneczna" forma spektaklu okazuje się dla Jandy pretekstem do rozprawienia ze smutkiem poezji Jasnorzewskiej. Z drugiej - czuć tu nierozerwalny związek życia ze sztuką. Głos Jandy, fascynujący w niskich rejestrach, brzmi dramatycznie i przejmująco, a jej sylwetka przykuwa uwagę widza od początku do końca przedstawienia. Na scenie toczy się więc walka pomiędzy Jandą-aktorką, która sprawdza, czy w poezji Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej jest prawdziwa, i Jandą-czytelniczką, konfrontująca swoje życiowe doświadczenia z twórczością poetki.
Krystyna Janda, bodaj najbardziej uwielbiana w Polsce aktorka, dorobiła się publiczności, która dorastała, a teraz dojrzewa razem z nią - widownia doskonale wiedziała więc, na jaki spektakl się wybrała. Wysmakowany wizualnie "Dancing" i cudownie nostalgiczna poezja Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej na chwilę przywołały lata młodości i miłości. Może dlatego tak wiele osób z publiczności, w przeważającej liczbie złożonej z 50- i 60- latków, dyskretnie przetarło oczy.