Przedstawienie musi trwać
Na przedstawieniu Mana od początku zdajemy sobie sprawę, że tkwimy w środku jakiegoś show - o "Pierwszym razie" w reż. Tomasza Mana w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.
Na przedstawieniu Mana od początku zdajemy sobie sprawę, że tkwimy w środku jakiegoś show. Maksymalnie przerysowana gra aktorów, patetyczne zamaszyste gesty, histeryczna zabawa słowem, komentarze mówione wprost do publiczności. Postaci dramatu - Magda i Karol, stają się aktorami dla potrzeb odegrania własnego prywatnego przedstawienia, którego stajemy się świadkami (jakbyśmy siedzieli przed szklanym ekranem), a nawet mimowolnymi uczestnikami.
A Karol i Magda, podobnie jak uczestnicy telewizyjnych show, zdają sobie sprawę, że mają publiczność, i że grają nie tylko dla siebie, ale także dla niej. Na oczach widza zmieniają kostiumy, peruki, dekoracje. Doskonale wiedząc, że są obserwowani, często grają "pod publiczkę".
To wirtualne przedstawienie splata się z ich życiem w realu - chcą oni (a szczególnie Magda) przeżyć idealnie romantyczny "pierwszy raz". Pierwszy raz na pokaz musi być doskonale wyreżyserowany - według schematycznego scenariusza jak z tanich romansideł: on przybywa do niej w deszczową noc z naręczem kwiatów i butelką wina, by ukoić jej samotność, zjeść z nią romantyczną kolację przy świecach; całość ma znaleźć szczęśliwy finał w łóżku. Ale okazuje się, że czułości, miłości nie można wyreżyserować, nie można być spontanicznym na siłę. Po dziesiątym z kolei "pierwszym razie" to, co miało być piękne i idealne, zostaje strywializowane, zohydzone. Bohaterowie rozstają się, a kiedy w ostatniej scenie spotykają się po latach, zdają sobie sprawę, że spieprzyli nie tylko swój "pierwszy raz", ale stracili prawdziwe uczucie, które kiedyś ich łączyło. Przez te lata uwikłali się w inne związki, założyli rodziny i sami nie wiedzą, czy były one tylko złym snem, majakiem, projekcją w wyobraźni (jak sen Karola o dziecku w środkowej części przedstawienia). Realna wydaje się tylko pierwsza miłość, do której nie ma już powrotu. W dramacie Walczaka, jak i w spektaklu Mana, nie ma rozstrzygnięcia, nie wiadomo, co stanie się z dwójką bohaterów. Czy powrócą do swoich rodzin, czy postanowią odszukać uczucie, które kiedyś ich łączyło? Przedstawienie wciąż będzie trwało, choć już nie w blasku reflektorów, nie przed ciekawskimi oczami widzów.
Teresa Dzielska (Magda) i Robert Rutkowski (Karol) świetnie sobie poradzili z trudnym tekstem Michała Walczaka. Tę parę aktorską częstochowska publiczność miała okazję oglądać kilka lat wcześniej w przedstawieniu "Piaskownica" (również Walczaka) w tej samej reżyserii. Wtedy kwartet Walczak - Man - Dzielska - Rutkowski sprawdził się. Teraz również. Sprawdziła się też prosta dekoracja - wtedy była to góra piasku będąca całym światem bohaterów (jakże ulotnym i zmiennym), teraz geometryczne figury ze sklejki, z których bohaterowie mogą budować swój prywatny świat na scenie. Ważnym rekwizytem w "Pierwszym razie" Mana jest też zwykła deska - próg u drzwi mieszkania Magdy; symboliczna granica zaangażowania i dorosłości, której przekroczenie wydaje się dla bohaterów przeszkodą nie do pokonania. Ten "próg do dorosłości" stanowiący istotę dramatów Walczaka, pokazuje szerszy problem, jaki ma pokolenie współczesnych 30-latków z oderwaniem się od dzieciństwa, z rozpoczęciem życia na własną rękę. W ostatniej scenie Magda i Karol trzymają deskę - granicę w dłoniach, jakby wreszcie zebrali się na odwagę, by ją przekroczyć.
Nie powiedziałabym jednak (jak to jest sygnalizowane w akcji promocyjnej, w programie do spektaklu, w mediach), że częstochowski "Pierwszy raz" jest kontynuacją "Piaskownicy". Jest to zupełnie inny spektakl. Po pierwsze - temat podjęty przez Walczaka w "Pierwszym razie", choć ten sam (trudne związki między kobietą a mężczyzną), jest już inaczej poprowadzony - bardziej realistycznie niż symbolicznie (jak to miało miejsce w "Piaskownicy", gdzie relacje między dziećmi były alegorią trudnego świata dorosłych). Po drugie "Pierwszy raz" jest zagrany
i wyreżyserowany bardziej dojrzale, pełniej, głębiej. Widać też, że Dzielska i Rutkowski ewoluowali aktorsko. Częstochowska "Piaskownica" była raczej preludium do "Pierwszego razu", który jest przedstawieniem w pełni skończonym, zwartym , przemyślanym.