A w sercu ciągle maj
Już 20 lat mieszka w Ameryce, ale w Polsce nadal jest gwiazdą - o BARBARZE KRAFFTÓWNIE pisze Zofia Kraszewska.
Mała, ruda, piegowata. Takie można spotkać wszędzie. Ale ten głos jest niepowtarzalny!
- Barbara Krafftówna!!! - wykrzyknęła pani w supermarkecie na Florydzie, słysząc jej rozmowę z kasjerką.
Już 20 lat mieszka w Ameryce, ale w Polsce nadal jest gwiazdą. Reżyser Waldemar Dziki zaprosił ją do serialu "Bank nie z tej ziemi". Potem były "Sceny domowe" z Wiesławem Michnikowskim, "Szczęście na telefon", "Więzy krwi" i serial Olafa Lubaszenki "Król Przedmieścia".
- Zwykle trafiam na dobre propozycje - zapewnia Barbara Krafftówna. - Dobre na miarę czasu.
W październiku przyjechała do Polski z "Medytacją o dziewictwie" według Gombrowicza. Grała z amerykańskimi aktorami. Przed występem w Teatrze Narodowym, kiedyś "jej teatrze", powiedziała: "Czuję napięcie. Trema dopada tylko amatorów".
Chciała być chirurgiem
Wybitna i wszechstronna - oceniali krytycy. - Ze szkolnej wycieczki do Teatru Narodowego zapamiętałem jej pięć różnych ról w "Paradach" Potockiego. Tańczyła i śpiewała. Rewelacyjnie! - wspomina wykładowca z łódzkiej filmówki.
Uwielbiała abstrakcyjny humor. Jak w tej piosence: "A poza tym nic na działkach się nie dzieje", napisanej na Opole, specjalnie dla niej.
Zasypywano ją tekstami w duchu "Ballady o Imogenie" i "Rififi, co lubiła draki". Kabarety były jej żywiołem. - Najpierw się wyśmialiśmy, by móc grać - wspomina Kabaret Starszych Panów.
Jak tam trafiła? - Zadzwonił telefon i już - mówi. Skończyła słynne studio Iwo Gala w Krakowie. Debiutowała w Teatrze Wybrzeże. Przeszła przez sceny Łodzi, Wrocławia i Warszawy.
- Chciałam być chirurgiem - przyznaje. - Ale nie żałuję, że jestem aktorką.
Z aktorstwem wiąże się u niej wszystko, co najlepsze. Miłość też.
Dwa śluby
Raz w życiu, w młodości, była u wróżki. - Przepowiedziała mi dwóch mężów. I decydującą w życiu datę, 17 maja - wspomina.
W Teatrze Rozmaitości poznała aktora Michała Gazdę. - Zaprzyjaźniliśmy się w... pochodzie 1-majowym. Po dwóch tygodniach się oświadczył. "Namyślaj się tydzień - orzekł. - Dziś jest 17 maja". Gdy usłyszała tę datę, natychmiast się zgodziła. W czerwcu byli już po ślubie. Przeżyli razem 17 lat. Ich syn jest architektem. Mieszka w Kanadzie. Ma syna Michała.
Po śmierci męża 16 lat była sama. Zapomniała o wróżbie. Aż na widowni zobaczyła mężczyznę. Podobnego do jej męża.
- Zauroczył mnie, olśnił... - mówi. I wróżba znów się spełniła: Amerykanin Arnold Seider zakochał się w niej bez pamięci. - Planowaliśmy podróże i spokojną starość. Zawał przekreślił te plany... - mówi.
W Polsce była gwiazdą. Gdy spacerowała ze swym wilczurem, okna pobliskiego biurowca wypełniały się wielbicielami.
Gdyby nie ta Bette Davis
Popularność zdobyła jako Honoratka w "Czterech pancernych". Grała też w "Popiele i diamencie" Wajdy, w "Nikt nie woła" Kutza i u Hasa w "Pamiętniku znalezionym w Saragossie". Do światowej kinematografii weszła jako Felicja z "Jak być kochaną" Hasa. Za tę rolę dostała Złote Wrota na Festiwalu w San Francisco. - Tam przyszło pani do głowy przenieść się za ocean? - pytam.
- A skądże! - wykrzykuje. - W ogóle nas tam nie było. Liczyliśmy na Złotą Palmę w Cannes, ale Bette Davis akurat wtedy zgarniała wszystkie nagrody - śmieje się aktorka.
Do Ameryki Krafftówna wyjechała 20 lat później, zaproszona do tytułowej roli w "Matce" Witkacego. - Znowu mnie nabierają, pomyślałam, gdy powiedzieli, że mam grać po angielsku.
Roli nauczyła się fonetycznie. Ale nasączyła ją klimatem i stylem Witkacego. Zachwyciła krytyków, dostała nagrodę prestiżowego pisma "The Drama Logue". Wtedy postanowiła zostać w Ameryce. Był rok 1983.
Jak być kochaną
Aleksander Bardini bardzo jej ten wyjazd odradzał. - Nie posłuchałam. Wtedy powiedział: "Zawsze pytaj, ile trzeba stracić, żeby zyskać". Dziś już wiem, że żaden zysk nie jest wart utraty miłości.
Wie też, jak być kochaną. - Nie uważać się za pępek świata! Kochać siebie, ale być otwartą na innych.
- Basia jest wielka: i talentem, i skromnością. Odpowiedzialna. Żeby się nie spóźnić, dzień wcześniej testuje trasę. To rzadki typ prawdziwej gwiazdy - ocenia prof. Anna Krajewska z uniwersytetu w Los Angeles.
Zna Krafftównę z czasów, gdy grała w teatrze u Dejmka w Łodzi. Potem spotkała ją w Los Angeles. Zaczęła reżyserować, pracowała w szkole filmowej, grała w filmach studentów reżyserii.
- Za rogiem mam Hollywood - mówi Krafftówna - ale nie sposób dostać się w ten zamknięty krąg. Żyję prozaicznie. Nie żałuję niczego. Los daje nam to, co zapisane w gwiazdach. A moje są szczęśliwe.
Na zdjęciu Barbara Krafftówna.