Bal manekinów Brunona Jasieńskiego
Bruno Jasieński, poeta, dramaturg, powieściopisarz, autor Balu manekinów, odgrywał w polskim życiu artystycznym lat dwudziestych poważną rolą. Jeden z głównych u nas szermierzy futuryzmu (zbiór wierszy Nóż w brzuchu był swojego rodzaju skandalem), stał się Jasieński poetą polskiej lewicy, by wkrótce zostać świadomym komunistą. Jego wczesne utwory poetyckie utrudniły mu poważnie stosunki z władzami — trudności te zakończyły się emigracją poety do Paryża w 1925 r. Tutaj powstają najdojrzalsze dzieła Jasińskiego-natchnione Słowo o Jakubie Szeli (1926) oraz powieść Palę Paryż (1917), drukowana na łamach L’Humanite, za którą ówczesne władze francuskie, mimo protestów szeregu pisarzy, takich jak: Henri Barbusse, George Duhamel, Jules Romains, wysiedlają autora z granic Francji. Jasieński udaje się do Moskwy, gdzie włącza się w czynny nurt radzieckiego życia umysłowego jako pisarz i działacz polityczny. Tutaj pisze i wydaje w języku rosyjskim “Bal manekinów”. Inscenizacją sztuki zainteresował się Meyerhold. Niestety — do przedstawienia nie doszło. Znana prowokacja beriowska wobec KPP nie oszczędziła również i Jasieńskiego. Dopiero przeprowadzona po XX Zjeździe rehabilitacja działaczy Polskiej Partii Komunistycznej przywróciła nam twórczość autora Słowa o Jakubie Szeli. Miesięcznik „Dialog” wydrukował po raz pierwszy w Polsce Bal manekinów — jedyną oryginalną sztukę Jasieńskiego — a Teatr Śląski pod kierownictwem Józefa Wyszomirskiego wystawił ją.
Opóźniona o 25 lat prapremiera — obok zrozumiałego wzruszenia — wywołała uczucie żalu. Ujawniła wcale ciekawą, awangardową formę dzieła, jakie dotychczas znaliśmy jedynie z nazwy. Anatema ciążąca na autorze-komuniście nie dopuściła przed wojną sztuki na sceny polskie (Bal manekinów wystawiono jedynie w Londynie, Pradze i Tokio), potem zaś skazano ją na niepamięć. W ten sposób arcyciekawy pomysł, i oryginalna konstrukcja Balu pozostały poza polską literaturą i teatrem. A pomysł jest tu istotnie ciekawy. Oto krawieckie manekiny urządzają bal. Zupełnie przypadkowo zjawia się na nim leader prawicowych syndykalistów, socjalista Paul Ribandel. Skazany na śmierć przez przerażone manekiny — ginie. Jego głowa staje się własnością jednego z uczestników zabawy, który znalazłszy zaproszenie skierowane do ściętego Ribandela, idzie na bal do… ludzi. Ten drugi bal, urządzony przez fabrykanta samochodów Arnaux, ma swoje ukryte cele polityczne — chodzi mianowicie o zażegnanie strajku grożącego zakładom gospodarza. Leader-manekin, którego drewnianej psychologii i zabawnych, sztywnych ruchów nikt oczywiście nie spostrzega — staje się bohaterem wieczoru. Zjednywany wszelkimi środkami przez gospodarza i jego konkurenta pana Levasin oraz córkę pierwszego i żonę drugiego — niechcący wywołuje skandal, po czym zostaje spoliczkowany przez męża zaskoczonej z nim nieomal in flagranti pani Levasin. Następuje farsa pojedynku, jaki nie z tępo nie rozumiejącemu manekinowi narzuca towarzystwo — pojedynku przeprowadzonego zgodnie z całym, wykpionym w sztuce kodeksem postępowania honorowego. Na szczęście w ostatniej chwili, tuż przed strzałem przeciwnika, zjawia się osobiście sam Paul Ribandel, a raczej jego bezgłowy kadłub, któremu Leader — manekin zwraca skwapliwie tak niefortunnie postradaną głowę, stawia go na własnym miejscu i — ucieka.
Bal manekinów jest typową komedią sytuacyjną ujętą w formę groteski – pełną sarkazmu, ironii i drwiny. Drwina jej skierowana jest w dwu kierunkach: jednym z nich jest satyra na środowisko Arnaux, drugim — zdemaskowanie ugodowych tendencji w ruchu robotniczym poprzez charakterystykę leadera i dwu działaczy zjawiających się po instrukcję. Jest to w zasadzie kompromitacja ideologii poprzez kompromitację postawy. O ile pierwszy — antyburżuazyjny — wątek sztuki jest już dziś wyraźnie wyblakły, o tyle jej nurt antysyndykalistyczny daje sporo szans pomysłowości reżysera. Nie jest to komedia intelektualna, ale jej niesamowity pomysł, pomysł dwu pozornie obcych, a w istocie podobnych sobie i przenikających się nawzajem światów — świata ludzi i świata manekinów — rodzący sporo nieprzewidzianych spięć i zabawnych konfliktów, zapewniają jej dużą komunikatywność, bezpretensjonalność i lekkość, niezbędną w dobrej komedii politycznej. A Bal jest chyba taką komedią. Jest komedią, w jakiej żywa forma wywodząca się z dobrych tradycji europejskiego futuryzmu i ekspresjonizmu, oparta na grotesce i ożywiona drwiną, została podporządkowana ideowym założeniom sztuki — walce o czystość ruchu robotniczego. Dlatego mimo — nieuniknionego po ćwierćwieczu — wypłowienia barw, staje się ona cennym nabytkiem naszej dramaturgii, do jakiego na pewno powracać będą nie tylko historycy dramatu i teoretycy formy, ale również teatry i publiczność.
Bal manekinów został na Śląsku wcale starannie wystawiony. Stałe narastanie groteski w miarę rozwoju akcji, silne akcenty parodystyczne a wreszcie ironia i drwina zawarta w samej fakturze i plastyce przedstawienia dodały sztuce ostrości bez jakiej spóźniona o 25 lat prapremiera miałaby może mniej blasków. Zarówno reżyser komedii Jerzy Jarocki jak i jej scenograf Wiesław Lange oraz wykonawca czołowej roli Leadera-manekina Bolesław Smela, zrobili sporo, aby debiut Jasieńskiego w teatrze polskim oddał pełną sprawiedliwośćć jego pomysłowości, inteligencji i pasji.