Trójka, siódemka… niestety, bez asa
Nowa premiera Opery Krakowskiej nie odnowiła wizerunku tej instytucji — wyszło tak jak zwykle. Uszy mają przyjemność, natomiast oczy już nie bardzo.
Przed premierą scenograf mówił o czystych formach, oszczędności i art déco, a reżyser o namiętnościach i wiarygodności psychologicznej. Co z tych deklaracji zostało? Niewiele. Głównie namiętności.
Bardzo emocjonalna muzyka Czajkowskiego znalazła świetnych wykonawców — Ewę Biegas (Liza), Krzysztofa Bednarka (Herman), Artura Rucińskiego (Jelecki), Bożenę Zawiślak-Dolny (Hrabina). To główni bohaterowie, ale i mniejsze role zostały starannie obsadzone: Anna Lubańska (Polina), Przemysław Firek (Tomski), Wiesław Popiołek (Czaplicki) czy Adam Sobierajski (Czekaliński). Prowadząca spektakl Iwona Sowińska i śpiewacy podkręcili jeszcze emocjonalność muzyki, chwilami niemal do granic histerii, ale było to konsekwentne i — co ważniejsze — skuteczne. Aria Lizy oczekującej na moście na Hermana ściskała serce, romans Poliny wywoływał dreszcze złych przeczuć, pieśń Hrabiny wzruszała i przerażała…
Szkoda tylko, że forma sceniczna nie pomagała muzyce, a nawet mocno jej przeszkadzała. Scena Teatru im. Słowackiego może nie jest bardzo duża, ale też nie malutka. Marek Chowaniec sprawił, że wydała się ciasna i zagracona. Do scen w plenerze zaprojektował białe, półprzejrzyste, dość strome schody, zakończone balustradą z białymi tralkami. Na schodach ławki, obok zastawki. Nie dość, że ciasno, to jeszcze hałaśliwie — schody dudniły ponuro pod stopami, a że sporo osób po nich się przechadzało, podskakiwało i biegało, skutecznie zagłuszały muzykę. Z kolei w scenach rozgrywających się w pałacu Hrabiny nad sceną wisiał kolosalny, skośny szklany sufit (rewers owych schodów); może to sugestia, że Hrabina z sentymentu do Paryża mieszka na mansardzie? Scenę zdobią również (w zależności od sytuacji) złote bądź srebrne posągi z plastiku, toporna szara kanapa, równie toporne biurko, wielkie czarne lśniące lustra w ozdobnych ramach, chwiejące się uliczne latarnie.
Trudno mówić tu o oszczędności czy szlachetności formy — scenografia nie spełnia też innej roli niż ilustrowanie miejsc akcji. Nie sugeruje nastroju, nie tworzy przestrzeni dla muzyki i uczuć. No, może tylko w scenie balu, w której wystrojeni goście przemykają tylko po schodach, widoczni przez moment w wąskim prześwicie między czarnymi płaszczyznami luster, co dobrze rymuje się i z niepokojącą muzyką, i stanem duszy Hermana.
Trójka, siódemka, as — to owa zapewniająca wygraną sekwencja kart, obsesja Hermana. W tym spektaklu była trójka i siódemka (czyli muzyka i śpiew), asa — czyli formy scenicznej — zabrakło.
Opera Krakowska, Piotr Czajkowski, Dama pikowa, kierownictwo muzyczne — Iwona Sowińska, reżyseria — Krzysztof Nazar, scenografia — Marek Chowaniec, kostiumy-Zofia de Ines, reżyseria światła — Mirosław Poznański, premiera 6, 7 kwietnia 2008