Zdementowanie Anioła
Nowa premiera Dürrenmatta w Teatrze Dramatycznym, który ma ambicję stać się trybuną szwajcarskiego pisarza w Polsce. Po Wizycie starszej pani i Romulusie Wielkim — „komedia fragmentaryczna” Anioł zstąpił do Babilonu. Wśród zapowiedzi repertuarowych najnowsza rzecz Dürrenmatta Frank V „opera banku prywatnego”. Przykład w naszej praktyce teatralnej odosobniony. Teatr dążący do zdefiniowania swojej „osobowości artystycznej” w oparciu o konsekwentnie studiowany wzór. Obok Dürrenmatta Brecht jako drugi filar repertuaru teatru Mellera. Przy takiej orientacji repertuarowej doświadczenia artystyczne wyniesione ze studiowania jednego wzoru okazują się przydatne w opanowaniu wzoru drugiego i odwrotnie. Bez szkoły stylu jaką był dla teatru Dobry człowiek z Seczuanu nie do pomyślenia byłby dzisiaj Anioł Dürrenmatta.
Konsekwencja w pracy artystycznej jest taką rzadkością w naszych teatrach, że nie sposób jej nie pochwalić. Na Brechcie uczyli się aktorzy Teatru Dramatycznego gry z dystansem, bez przeżywania. W oparciu o ten wzór opanowali technikę „efektu obcości”, epickiego cudzysłowu, bezpośrednich zwrotów do publiczności, sztukę songu jako śpiewu ledwie markowanego, kunszt poskramiania emocji. Nie dokonało się to z dnia na dzień, lecz było wynikiem ewolucji, mozolnego doskonalenia formy w walce z bezmyślnością, rutyną i „krowim ciepłem” starej szkoły aktorskiej. Dobry człowiek z Seczuanu był w Warszawie pełnym dyskretnej poezji moralitetem o szlachetności ubogich i przewrotności możnych. Ale moralitet Brechta zmierzał do jakiejś tezy, formowanej zapewne w sposób naiwny, ale nie pozbawionej wdzięku wielkiego uproszczenia. Komedia Dürrenmatta jest natomiast parodystyczną fantasmagorią, bajką, w której element kabaretowy okazuje się silniejszy od tendencji moralitetowej. Taki tekst w jeszcze większym stopniu wymaga od aktorów „udawania”, gry „na niby”, temperowania ekspresji, od reżysera zaś — pokazywania szwów roboty, niweczenia iluzji, eksponowania teatralności. Styl odpowiadający tym wymogom zaprezentował właśnie Teatr Dramatyczny w ostatniej premierze Dürrenmatta. Proszę zauważyć jaki dystans dzieli postać Szen Te od dziewczyny Kurrubi. Mikołajska grała jeszcze bohaterkę moralitetu, Traczykówna pokazuje już tylko parę cech, które określają jej miejsce w konstelacji dramatyczniej stworzonej przez autora komedii. I tak właśnie powinno być. Płotnicki nie gra bynajmniej anioła, lecz pokazuje komedianta, który przyprawiwszy sobie brodę, udaje posłańca niebios.
Następuje znamienne przesunięcie akcentów, uzmysławiające zasadę stylu. Aktorzy budują postać nie „w głąb”, przez psychologiczne wzbogacenie, lecz „plakatowo”, przez zarysowanie dobitne konturu, zaznaczenie tonacji. Reżyseria nie dąży do stworzenia efektu „naturalności”, lecz akcentuje kompozycję, „artystyczność” poszczególnych układów. Anioł Płotnickiego nikogo ani niczego nie imituje, ma być tylko i jest istotnie, piękną zjawą z bajki. Zjawa ta nie przeżywa własnych słów, lecz jedynie ich muzykę. Gogolewski i Wyszyński (Nabuchodonozor i Nemrod) nie grają absolutnych i okrutnych władców, lecz dziwaczną podwójną postać, którą reżyser sadowi na tronie w sposób pozwalający zasmakować w efekcie lustrzanego układu. Nogi Nabuchodonozora spoczywają na ramionach Nemroda; ta figura zaczyna, nagle mieć sens symboliczny, nie przestając być pięknym układem formalnym. Podwójny władca mówi podwójnymi ustami, słowa pokrywają się, jak w obłędnym refrenie Koby’ego i Loby’ego, eunuchów z Wizyty starszej pani. Tron Nabuchodonozora — Nemroda jest huśtawką, — znakomity, cyrkowy pomysł scenografa. Ale jednocześnie tron ten jest monstrualną architekturą, z której bije „bestialska groza”, „coś ponuro murzyńskiego, coś w rodzaju zakrwawionych sztandarów zwycięskich armii królewskich”. Jest to tron monumentalny, który wezgłowiem sięga aż do nieba jak legendarna wieża Babel. Ale reżyser i aktorzy czuwają, aby żadna z wartości nie zrealizowała się jednoznacznie.
Groza jest tu dementowana przez komizm; komizm nabiera cech groźnych, liryzm pojawia się w cudzysłowie, ukazując zaraz swoje „pozaliryczne źródła”; morału słuchamy ze śmiechem, bo jego mądrość jest zbyt naiwna i nie pozwala się traktować na serio, ale i śmiech nie może wybuchnąć swobodnie, mrożony podmuchami powagi. W swojej doktrynie estetycznej mówi Dürrenmatt o niemożności pokazania tragizmu jako wartości elementarnej i jednorodnej. Jego „tragiczne komedie” kwestionują jednak nie tylko samą kategorię tragizmu. Dwuznaczny jest w nich również komizm, wartości parodiują same siebie, wszystko otrzymuje cudzysłów i dąży do samozaprzeczenia.
Wynika z tego określony styl, który Teatr Dramatyczny opanował w sposób doskonały. Aktor nie dąży w tym stylu do wytworzenia napięcia emocjonalnego między widownią a postacią, bo takie napięcie nie może powstać w oparciu o zmienną grę wartości. Napięcie wytwarza jedynie fabuła, która jak zawsze u Dürrenmatta jest wynalazkiem, pułapką zastawioną na widza, niespodzianka. Gra z dystansem już nie wystarcza, trzeba pokazać problematyczność demonstrowanych postaci. W moralitetach Brechta morał potraktowany jest serio; jeżeli kwestionuje się wartości, to jednak ich opozycja rozumiana jest poważnie. Tu jednak wszystkie wartości są w zawieszeniu, aktor wychowany w poważnej atmosferze dramatu musi znaleźć odwagę uczynienia jeszcze jednego kroku w kierunku kabaretowości.
Tę konieczność zrozumiał reżyser i potrafili jej sprostać aktorzy. Otrzymaliśmy w dziedzinie stylu nową propozycję estetyczną. Nabuchodonozor Gogolewskiego jest nie tylko królem przebranym za żebraka, ale przede wszystkim aktorem, który udaje przebranego króla. Wszystkie postaci są jednowymiarowe, nikt nie dąży do spontanicznej ekspresji, wszelka ekspresja jest skomponowana. Okrucieństwo pozbawione jest gwałtowności (np. scena pastwienia się Nabuchodonozora nad Kurrubi), liryzm wyprany z uczuciowego ciepła. Dzwonkowski jako Akkii nie pozwala nam się ani przez chwilę traktować na serio.
Zrozumiał, że racja, jaką każe mu reprezentować autor jest równie problematyczna jak racje innych postaci. Jest konsekwentny w propagowaniu swojej mądrości życiowej, ale nie zabiega (i słusznie!) aby uchronić ją przed ośmieszeniem.
Te tendencje stylistyczne w grze aktorskiej wspomaga scenografia Starowieyskiej i Swinarskiego, operująca jednocześnie aluzją i dosłownością, mieszającą słusznie style i epoki dla zaznaczenia ponadczasowości tej kabaretowej paraboli, w której historyczność jest równie wątpliwa jak współczesność. Most w drugim akcie jest mostem i jednocześnie pomostem teatralnym; teatr ukazuje swoją podszewkę, nie tyle żeby epatować demonstrowaniem warsztatu, ile żeby zdementować iluzję. Podobną rolę spełniają kostiumy, charakteryzujące postacie właśnie na sposób kabaretowy: sam kostium pcha aktora we właściwym kierunku, podpowiadając mu gest i tonację.
Swinarski dał w tym przedstawieniu parę arrangements o rafinowanej wartości widowiskowej. Zwłaszcza w scenie finałowej, w której strzelisty tron Nabuchodonozora cofa się w głąb horyzontu, symbolicznie ogromniejąc. W tym momencie kabaretowa bajka przemienia się na chwilę w mroczną i groźną legendę babilońską, ale właśnie tylko na chwilę — tak jak trzeba. Wzniosłość jest bowiem w komediach Dürrenmatta równie niemożliwa jak czysty tragizm i komizm, i nie byłoby nic bardziej fałszywego jak potraktowanie tej sztuki jako historiozoficznej legendy o sporze Ziemi z Niebem.
Jako sztuka, „fragmentaryczna komedia” Dürrenmatta nie wytrzymuje porównania z Romulusem Wielkim a zwłaszcza z Wizytą starszej pani. Odwołuje się ona do poetyki moralitetowej, ale rezygnuje z właściwej moralitetowi tendencji dydaktycznej. Jest moralitetem bez morału. W posłowiu do sztuki pisze Dürrenmatt, że „komedia ta próbuje podać przyczynę wzniesienia w Babilonie wieży, co było w świetle legendy jednym z najwspanialszych, chociaż również i najbardziej bezsensownym przedsięwzięciem ludzkości”. Problem wydaje się Dürrenmattowi tym ważniejszy, że „my sami — jak pisze — czujemy się uwikłani w podobne przedsięwzięcia”. „Zgodnie z planem w następnej sztuce powinno być przedstawione samo wznoszenie wieży; tytuł: Die Mitmacher. Wszyscy są przeciw budowie wieży, a jednak zostaje ona zbudowana…”
Nie znamy tej następnej sztuka i nie słychać o niej, mimo że od chwili powstania pierwszej redakcji Anioła minęło prawie osiem lat. Utrudnia to ocenę całości zamysłu. Można jedynie przypuszczać, że atmosfera tej budowy miałaby w sobie coś z klimatu opowiadania Dürrenmatta Miasto, napisanego w roku 1952. Rzecz ta, utrzymana w poetyce Kafki, jest jakby konspektem Zamku. Opisuje świat bez uśmiechu, na pograniczu jawy i snu; kamienny świat, w którym ludzie przyrośnięci są do murów. Ze świata tego nie ma ucieczki, drzwi wprawdzie stoją otworem, ale nie wiadomo już, kto jest wartownikiem, a kto więźniem; wszystkich paraliżuje wzajemna inwigilacja.
Legendę o wieży Babel nazywa Dürrenmatt swoją obsesją, jednak nie potrafił z niej, jak dotąd, uczynić odskoczni do całościowej krytyki kultury, w którą zaangażował się w innych swych sztukach. Toteż przypowieść o tyranie, który nie umie wyrzec się władzy i zostać żebrakiem i dlatego traci dziewczynę sprowadzoną na świat przez anioła na rzecz żebraka, co skłania go do zuchwałego ataku na niebo nie ma tej siły uogólniającej, jaka cechuje późniejszą Wizytę starszej pani. Wprawdzie pomysł fabularny oparty jest o podobną zasadę: cudowne zjawienie się milionerki zmienia mieszkańców Gullen w zbrodniarzy, popychając ich do kolektywnej zbrodni. Magiczny milion zmienia ludzi, wyzwalając z nich ukryte instynkty zbrodnicze i usprawiedliwiając zbrodnię. Cudowne pojawienie się anielskiej dziewczyny służy zademonstrowaniu tezy akurat przeciwnej: człowiek nie jest zdolny do przyjęcia łaski, bo nie potrafi się zmienić. I w jednej i drugiej sztuce bohaterka staje się „katalizatorem” reakcji, które wyzwala jej pojawienie się.
Postać żebraka Akkiego ma swoich antenatów literackich w Szwejku Haska, w Baalu i w Peachumie Brechta, wreszcie w Romulusie samego Dürrenmatta. Jednak ideał moralny chrześcijaństwa, który, w odróżnieniu od swych artystycznych poprzedników, reprezentuje w pewnej mierze żebrak Akki, zostaje przez Dürrenmatta sprowadzony do absurdu, poprzez samozaprzeczenie: moralista staje się katem, kat zostaje estetą i moralistą. Wartości reprezentowane przez „trzy filary świata”: biurokratę, żebraka i kata są równie problematyczne jak świat zbudowany na nich (świetnie uzmysławia tę dwuznaczność Holoubek w marginesowej roli kata).
Anioł Dürrenmatta parodiuje także zjadliwie filozofię despotycznego „państwa dobrobytu”, które, opierając się na społecznym wyzysku „musi metafizycznie utrwalać to, co politycznie stoi na glinianych nogach”. Pojawienie się anioła staje się wtedy śmiertelnym niebezpieczeństwem dla ziemskiej zwierzchności, ponieważ pojednanie z ideałem w świecie, który konstruuje nasz Szwajcar, możliwe jest tylko na zasadzie kompromisu. Anioł zatem musi być zdementowany.