Sześć najciekawszych wydarzeń wałbrzyskiej kultury w 2007 roku
Jaka była wałbrzyska kultura w minionym roku? - o zjawiskach teatralnych pisze MW w Tygodniku Wałbrzyskim.
"Był sobie Polak Polak Polak i diabeł" [na zdjęciu]
Rewolucjoniści sięgający do źródeł teatru. Tak o realizatorach tego przedstawienia mówił jeszcze przed premierą, dyrektor artystyczny Szaniawskiego, Piotr Kruszczyński. I rzeczywiście, Paweł Demirski i Monika Strzępka, zaprosili wałbrzyszan na teatralną jazdę bez trzymanki. Nie dość, że tematycznie po wszystkim, to jeszcze świetnie, a właściwie brawurowo zagraną. "Spektakl dla odważnych", pisaliśmy tuż po premierze i co miło odnotować dziewięć miesięcy później, znalazło się ich w Wałbrzychu, całkiem sporo. Przedstawienie chodzi przy nadkompletach, bardzo dobrze radzi sobie również na wyjazdach, tylko minionej jesieni zgarnęła nagrody w Tarnowie, Jeleniej Górze i Bydgoszczy.
"Szklana góra"
Z przyjemnością obserwuję działania Teatru Lalki i Aktora w tym roku. Plus należy już się za same remonty, które od kilku lat toczą się w obiekcie przy ulicy Buczka. Właśnie teraz modernizowana jest widownia. Kolejny plus to przyciąganie do zespołu ciągle nowych, zwykle młodych aktorów i sięganie po takie same teksty. Najlepszym przykładem jest "Baśń o rycerzu bez konia" Marty Guśniowskiej, która robi furorę na deskach teatralnych w całej Polsce, także w Wałbrzychu. Warto również podkreślić to, że realizatorzy zapraszani do pracy w naszym teatrze, sięgają po całkiem nowe środki wyrazu. Efekt jest taki, że o "Szklanej górze" mogliśmy napisać, że to klasyczna baśń, którą ogląda się jednak jak pierwszą część "Shreka".
"Czarodziejski flet"
Trzy wieczory i trzy razy pełna sala. Wyprzedana nawet próba generalna. Tak wałbrzyska publiczność zareagowała na pierwszą w historii naszego miasta produkcją operową. Dyrektor Filharmonii Sudeckie, Dariusz Mikulski wybrał "Czarodziejski flet" Mozarta i jeszcze przed premierą na pytanie "Wiadomości" odpowiadał, że jej wystawienie w Wałbrzychu wcale nie jest szaleństwem. Nie pomylił się, publiczność był zachwycona. Duża w tym zasługa reżyserki Anny Długołęckiej, która ze względu na ograniczenia sali przy ulicy Słowackiego, postawiła na efekty multimedialne. - Chcę, aby nasza oferta była możliwie szeroka. Aby w repertuarze były nie tylko te najbardziej klasyczne, "frakowe" pozycje, ale także trochę opery, musicalu, muzyki współczesnej i filmowej - jak mantrę powtarza dyrektor Mikulski. Jak na razie się udaje.