Wybuchowy kosmos Lema
Jutro na scenie warszawskiego Towarzystwa "Teatrum" [na zdjęciu] premiera "Bajek robotów. Epizod II" w reż. Marii Ciunelis. Zagrają m.in. Agata Sasinowska, Cezary Morawski i Jacek Kawalec.
W 1974 r. w światku fantastyki zawrzało. Gigant literatury science fiction Philip K. Dick, owładnięty postępującą manią prześladowczą, napisał wściekły donos do FBI, że Stanisław Lem nie istnieje. Pod tym kryptonimem - udowadniał - ukrywa się kilku marksistowskich pisarzy, którzy chcą zniszczyć Amerykę.
Dick zmarł w 1982 r., Stanisław Lem przeniósł się do lepszego świata rok temu. I to jemu czas przyznał palmę literackiego pierwszeństwa. Jego powieści wciąż trafiają na srebrny ekran i na teatralne deski. Jutro na scenie warszawskiego Towarzystwa "Teatrum" premiera "Bajek robotów. Epizod II" w reż. Marii Ciunelis. Zagrają m.in. Agata Sasinowska, Cezary Morawski i Jacek Kawalec.
Na pełnym tytule tego spektaklu można połamać język: "O dewijacyjach, superfikscyjach, a waryjacyjach serdecznych, czyli o królewiczu Ferrycym i królewnie Krystali". Bo "Bajki robotów" (1964) to przecież klasyczna baśń o kosmicznych dziwolągach, spisana językiem stylizowanym na barokową staropolszczyznę. Znów zobaczymy, jak Erg Samowzbudnik pokona chytrego bladawca i jak Trurl i Klapaucjusz powalczą o miano Króla Konstruktorów. I, jak to w baśniach bywa, na końcu zatriumfuje Dobro, choćby pod postacią blaszanych maszyn przerabiających antymaterię na bakelit.
Lem, którego nam zaserwuje Maria Ciunelis, będzie pogodny i relaksujący. Zupełnie inny niż ten, którego mogliśmy oglądać rok temu w Białostockim Teatrze Lalek. Piotr Aigner wziął wtedy na warsztat Lemowską "Bajkę o królu Murdasie" i zrobił z niej prawdziwy thriller. Paranoidalne obsesje Murdasa przywoływały raczej opis patologii niż baśń z umoralniającym morałem. A pomysł Czecha Pavla Hubicki, aby ze sceny zrobić kablową pajęczynę, sprawił, że pisarz pewnie nie raz przewrócił się w grobie. Dla miłośników detali: podobna żenada miała miejsce w 1970 r., kiedy Andrzej Rozhin wystawił w Katowicach Lemowski "Eden". Z napisanej w 1958 r. wariacji a la Orwell wyszła infantylna śpiewogra, w sam raz na początek rządów Gierka.
Dla równowagi wspomnijmy więc o trzech udanych inscenizacjach Lema. W 2000 r. Teatr Telewizji pokazał "Przypadek Iona Tichego" Lecha Raczaka. Intrygę o profesorze, który kosmos sprowadził do wielkiej skrzyni w laboratorium, znakomicie zagrał duet Krzysztof Bauman i Tadeusz Janiszewski. Dwa lata później powstało coś jeszcze ciekawszego: "Śledztwo" (reż. Waldemar Krzystek) oparte na jednym z lemowskich kryminałów. Akcja dzieje się w zamglonym angielskim Engender lat 50., gdzie porucznik Gregory (Mariusz Bonaszewski) tropi znikające z kostnicy zwłoki. Sam Lem "Śledztwa" nie lubił. Twierdził, że tę perełkę w stylu Kinga napisał od niechcenia, urlopując w Zakopanem.
Ale prawdziwej sztuki dokonał w lutym 2005 r. Krystian Lupa. Na deski Duesseldorfer Schauspielhaus przeniósł najsławniejszą powieść Lema - "Solaris". Historię kosmonautów magnetyzowanych przez kosmiczny ocean Lupa opowiedział na scenie stylizowanej na pusty pokój. Powieściowego oceanu nigdzie tu nie uświadczysz, a od energii aż iskrzy (elektryzujący Matthias Leja jako Kelvin). Krytycy uznali "Solaris" za jeden z najciekawszych spektakli w Niemczech. Ale nie powinni narzekać również kinomani. Mają do obejrzenia 20 reżyserskich wersji Lema, m.in. "Test pilota Pirxa" (1978) i "Solaris" (2002) Stevena Soderbergha z boskim Georgem Clooneyem. Znajdzie się też coś dla pożeraczy książek. Wydawnictwo Literackie już planuje kolejną edycję dzieł wszystkich pisarza.
Najambitniejsze teatralne i folmowe adaptacje arcydzieł literatury
"Rękopis znaleziony w Saragossie" (1964)
Arystokrata i awanturnik Jan Potocki (1761-1815) byłby zachwycony, gdyby zobaczył Hasowską ekranizację swojej prozy. Szalone królewny, czary, płaszcze i szpady - po prostu dym na najwyższych obrotach.
"Lot nad kukułczym gniazdem" (1975)
Portret ekosystemu szpitala psychiatrycznego oparty na powieści Kena Keseya. Reżyser Milos Forman sprostał wyzwaniu; "Lot..." wciąż pozostaje ukochanym filmem wszystkich upartych kontestatorów.
"Zbrodnia i kara" (1984)
Andrzej Wajda wyłuskał z wielkiej powieści Dostojewskiego wątek rozgrywki śledczego i zbrodniarza (Jerzy Stuhr i Jerzy Radziwiłowicz). Tak urodził się sceniczny superkryminał, który ściska widza za gardło aż do ostatniej kurtyny.
"Nieznośna lekkość bytu" (1988)
Milan Kundera to as wschodnioeuropejskiej literatury, a ponadto zrobił światową furorę. Film Philipa Kaufmana równie zręcznie opowiada o skutkach radzieckiej inwazji na Czechosłowację: dwie nominacje do Oscara.
"Opis obyczajów wg księdza Jędrzeja Kitowicza"(1990)
Legendarny spektakl z krakowskiego Teatru STU, oparty na XVIII-wiecznym opisie kuchni oraz religijnych i świeckich przywar Polaka. Niech TV łaskawie powtórzy, rzecz prima sort!
"Kalkwerk"(1998)
Najlepsza powieść Thomasa Bernharda (1931-1989), którego potokowy styl pisania uchodzi za nieprzekładalny na język teatru. Ale Krystian Lupa ubrał austriacką tragifarsę o zbrodni w sceniczny kostium; może nazbyt srogi jak na (bez mała) satyrę.