Hamlet w celi Konrada
Monodram w wykonaniu Piotra Kondrata
Wielu aktorów marzy o zagraniu Hamleta. Piotrowi Kondratowi starczyło odwagi, a może wręcz czelności, by samemu zmierzyć się nie tylko z tą rolą, ale i z całym dramatem. Ta młodzieńcza brawura, na szczęście, idzie w parze z talentem, dzięki czemu godzinne spotkanie z duńskim księciem staje się fascynującą przygodą, która na długo pozostaje w pamięci.
Wałbrzyski Hamlet grany jest w bardzo kameralnych warunkach, wręcz na wyciągnięcie ręki. Główny bohater opowiada swą historię korzystając zaledwie ziółku niezbędnych rekwizytów. Partnerów do rozmowy często szuka wśród publiczności. To ona w jego wyimaginowanym świecie przybiera postać Gertrudy, Ofelii czy Klaudiusza.
Myślę, że Piotr Kondrat - pamiętny Chrystus z "Historyi o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" Piotra Cieplaka - od dawna nosił w sobie postać duńskiego księcia. Spektakl prezentowany w Czarnej Sali Teatru w Wałbrzychu jest przemyślany w każdym szczególe, Kondrat zwraca uwagę świetnym warsztatem aktorskim, sprawnością ruchową i wielką prawdą sceniczną. Zrobił wszystko, by poprzez tekst szekspirowski dotrzeć do współczesnego widza, do jego niepokoju i wrażliwości.
Kameralna scena rozświetlona blaskiem 6 świec przypomina nieco celę Konrada, a atmosfera spektaklu jest porównywalna z emocjami, które towarzyszą Wielkiej Improwizacji.
Hamlet Kondrata to człowiek targany namiętnościami, który wyraźnie widzi granicę między dobrem a złem, moralnością a brakiem zasad. Nie jest naiwnym marzycielem ani - jak pisał Jan Kott -"grzecznym chłopcem z książką w ręku". Bywa sarkastyczny, niekiedy wręcz brutalny, bo życie pozbawiło go złudzeń. Pod maską ironii, a nawet cynizmu ukrywa delikatność i wrażliwość. Przypomina Gustawa-Konrada, który buntuje się przeciw zastanemu światu i jak Mickiewiczowski bohater występuje o rząd dusz. Przyznać trzeba, że w ciągu godziny nad duszami widzów sprawuje rząd niepodzielnie.