Gdzie te dramaty z dawnych lat?
Nie da się ukryć: śledząc tegoroczny repertuar Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej trudno wytropić nawet pozostałości niegdysiejszej dramatyczności. Dramat w tym teatrze zanikał, aż zanikł zdaje się zupełnie. Pozostały recitale, koncerty, wystawy, spotkania.
Sezon rozpoczął się już w niedzielę [1 lipca] blok krakowski. Gdyby Janusz Radek nie złamał symetrii potrójnym recitalem "Serwus Madonna", można by powiedzieć, że są to recitale w systemie dwójkowym: dwa Joanny Słowińskiej, dwa Beaty Rybotyckiej i dwa Anny Szałapak. Ponadto swoje piętnastolecie świętuje w Sopocie krakowski kabaret Loch Camelot. Pełne osiem dni, no ale oni tam w Krakowie lubią i "umią" robić jubileusze! Tym bardziej to dziwi, bo Teatr Atelier również świętuje swoisty jubileusz, mianowicie wejścia w dorosłość, a dojrzałościowego spektaklu ani widu ani słychu. Bo za taki nie można przecież uznać granego w okolicy rocznicowej (1 września 1989) recitalu "Śpiewniczek upiornych kantyczek", jaki powtórnie przygotował Jerzy Satanowski. Mówi on o świecie, w którym nikł, nikł, aż zaniki śmiech i co strasznego z tego wynikło.
A co nas czeka w najbliższych miesiącach? Sierpień, gdy już wyhamuje festiwal kultury żydowskiej, to dwa koncerty "Chlip-hop, czyli piosenki prawie pogodne" oraz dziesiąty półfinał konkursu na interpretację śpiewanek "Pamiętajmy o Osieckiej". Jak zwykle poprowadzi go Magda Umer, a zwieńczy gala z przyznaniem nagród krytyków i publiczności (stąd gala na końcu cyklu). Później jeszcze cztery dni koncertów "osieckich", mianowicie "Dobranoc panowie" warszawskiego Teatru na Woli, zaśpiewanego przez triumfatorki poprzedniego dziesięciolecia konkursu... wszystkim nam. O upiornych kantyczkach było, warto więc wspomnieć jeszcze recital "Dwadzieścia najśmieszniejszych piosenek na świecie", jedynym zabawnym akcencie tegorocznego la ta, które też nb. znikło z programu... Ech, a gdzież są niegdysiejsze śniegi?