Bardzo piękna historia
Bardzo prostej historii której prapremiera polska odbyła się wczoraj na scenie Teatru Kochanowskiego można wróżyć długi żywot. To będzie przebój.
Marija Łado — autorka tej bardzo popularnej w Rosji sztuki — która przyjechała na wczorajsze przedstawienie, ucałowała wszystkich aktorów, dziękując im za wspaniałą pracę. Publiczność — wzruszona i rozbawiona — nagrodziła ich gorącymi brawami. To był piękny wieczór, magiczny. Ta współczesna sztuka ma taką moc, jak Opowieść wigilijna Dickensa — działa na duszę jak balsam, pozwala choć na chwilę uwierzyć, że życie może być proste, a człowiek dobry i szlachetny.
Bardzo prosta historia nie kokietuje tytułem. To faktycznie historia najprostsza pod słońcem, właściwie banalna. Rzecz dzieje się w chłopskiej zagrodzie. Dasza, córka gospodarza, zachodzi w ciążę z sąsiadem — młodym, biednym, synem alkoholika i nieudacznika Młodzi chcą się pobrać, ale sprzeciwiaj ą się temu rodzice dziewczyny. Ciąża nie w porę i nie z tym, kogo by widzieli na zięcia to katastrofa Wstrząs jest chwilowy, a rozwiązanie problemu nasuwa się gospodarzom szybko i łatwo — trzeba jechać do miasta na skrobankę. Jeszcze tylko trzeba zabić świnię — wiadomo, że w takich sytuacjach zabija się świnię, żeby były pieniądze na zabieg — wsiąść skoro świt do auta i po paru godzinach wszystko wróci do normy.
I tak pewnie — jak i często w życiu — skończyłaby się ta historia gdyby to była opowieść realistyczna. Wtedy jednak nie warto byłoby jej opowiadać i pokazywać na scenie. Sztuka Mariji Łado jest jednak bajką — tyleż melodramatyczną, co komiczną. I jak przystało na bajkę — historią z happy endem.
A w bajce świat ludzi współistnieje ze światem zwierząt — myślących, mówiących i — przede wszystkim — czujących. W oborze, w której rozgrywa się akcja sztuki, mieszka stara zmęczona życiem kobyła Siostrzyczka (Elżbieta Piwek przeżuwająca źdźbło prosa), śliczna spodziewająca się cielaczka krówka Zorka (uroczo pogodna Beata Wnęk-Malec, wiecznie głodna i ciekawa świata Świnia (kapitalna Iwona Głowińska). Co chwilę wpada tam też wszędobylski i wesoły pies Bury (Przemysław Kozłowski) i egocentryczny, nieco rozhisteryzowany Kogut (Andrzej Czernik, którego niemal każde wejście kwitowane jest śmiechem i brawami). Obserwują zamieszanie w rodzinie gospodarzy, komentują i próbują zrozumieć, co właściwie się stało.
Kiedy ufna i kochająca Gospodarza Świnia pójdzie pod nóż, zwierzęta przeżyją tragedię, zawali się im ich świat, spokojny i bezpieczny.
Świnia jednak powróci — jako anioł — i mądra mądrością tych, którzy na ziemskie problemy patrzą z niebieskich wyżyn, sprawi, że wydarzenia zmierzające ku nieuniknionemu dramatowi, zmienią bieg. Nie chcę psuć widzom przyjemności, więc nie opowiem do końca
Bardzo prosta historia była już dawno planowana w repertuarze opolskiego teatru, więc nie ma powodu podejrzewać reżysera o koniunkturalizm. Trudno jednak nie zauważyć, że z jej premierą nasz teatr trafił w czas gorącego sporu na temat ochrony życia poczętego i aborcji. Jest to wyraźny głos w tej sprawie, ale na szczęście daleki od publicystycznego zacietrzewienia Ta urocza ciepła ujutna — jak powiedzieliby Rosjanie — bajka mówi, że są wartości fundamentalne, oczywiste, najprostsze i najważniejsze. I wystarczy o nich pamiętać, iść za nimi, jak za drogowskazem, by w życiu nie zabłądzić. I niech nikt nie mówi, że to tylko bajka
Wczorajsza premiera była też okazją do przypomnienia, że już 40 lat Opolan bawi i wzrusza Ewa Wyszomirska (Gospodyni).