Czekając na końcówkę
Maciej Kowalewski to pomysłodawca i współautor "Ballady o Zakaczawiu", jednego z najbardziej spektakularnych sukcesów polskich scen ostatnich lat, autor "Obywatela M. - historyi", z Leszkiem Millerem jako prototypem bohatera, wreszcie aktor serialu "Lokatorzy". A do tego napisał ciętą satyrę na środowisko teatralne. I jakby jeszcze było mało, wyreżyserował ją oraz w niej zagrał. Zdolny twórca wpadł jednak we własną pułapkę, gdyż godzina inteligentnej zabawy rozmyła się w kwadransie nijakiego zakończenia.
"Poczekalnia" jest opowieścią o dwóch aktorach, startujących w castingu do tej samej roli w głupawej produkcji filmowej. Jeden z nich, Waldemar, odbił przed laty żonę drugiemu, Arnoldowi, więc spotkanie od początku ma zaczepno-odporny charakter. Stercząc przed zamkniętymi drzwiami, robią obaj dobrą minę do złej gry, udając zupełnie innych ludzi: zadowolonych z życia, wyluzowanych, sytych sukcesów i sławy. Aktorskie maski w końcu jednak z nich opadają.
Tekst Kowalewskiego jest błyskotliwie napisany Dialogi brzmią swojsko. Humor słowny i sytuacyjny, z aktualnymi odniesieniami - m.in. do znanych cytatów ze sztuk Szekspira i Wyspiańskiego - pobudza widzów do gromkiego śmiechu. Dostaje się wszystkim po równo: reżyserom, krytykom teatralnym, niewybrednym gustom publiczności.
Niestety, zabawa kończy się przedwcześnie, gdy obaj panowie udadzą się do toalety. Ich słyszany z offu dialog, wraz z towarzyszącymi efektami dźwiękowymi właściwymi dla tego przybytku, wprawia widzów w konsternację. A dowcipy ustępują miejsca dowcipasom. Powrót obu niczego nie zmienia. Przeciwnie, blamują się jako aktorzy żałosnymi zagrywkami w przygotowanej do castingu scenie. Stało się coś zaskakującego - lotny humor z nagła wyparował. Przez godzinę znakomicie grali "prywatnych" ludzi, a w roli "zawodowców" wypadli tak nieprzekonująco, że decyzję o powierzeniu któremukolwiek z nich roli w filmie widzowie musieliby przyjąć co najmniej ze zdziwieniem. Szkoda intrygującego początku i wielu popisowych scen, jak choćby z Kowalewskim (Waldemar) odgrywającym śmierć Longina Podbipięty czy Michałem Lesieniem (Arnold) w pastiszu epizodu z filmu science fiction.
Komu jak komu, ale autorowi sztuki o Millerze powinno być znane powiedzenie, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz jak kończy.