Dama z kameliami
La dame aux camélias Aleksandra Dumas — syna ukazała się w roku 1852. Niedługo czekać, a ukaże się na deskach naszego teatru koszalińskiego pod nieco dziwnym tytułem jako Dama kameliowa. W oryginale jest przecie wyraźnie Dama z Kameliami. Aleksander Dumas był wg Lansona i Tuffrau patetycznym moralistą. Uparł się, aby odnowić moralność francuską. Moralność francuskiej rodziny. Cała jego twórczość degradowała rolę pieniądza w układach rodzinnych, na pierwsze miejsce wysuwając przyjaźń, szacunek i miłość. „Dama z Kameliami” także jest wierna tej pisarskiej racji stanu. Swoją drogą ciekaw jestem tytułu na afiszach. Jeśli dyr. Jarosław Kuszewski pójdzie za ciosem tradycji na afiszach ujrzymy oczywiście Damę kameliową. Jeśli zaś przeciwstawi się jej, możliwe, że stworzy polski precedens w tej niebagatelnej przecież sprawie.
Aleksander Dumas był produktem swojego czasu i produktem ówczesnej sytuacji towarzyskiej. Dzisiaj nikt nie ma podobnych problemów. Nie ma, gdyż nie ma żadnej sytuacji towarzyskiej. Nie istnieją salony. Oczywiście salony będące intelektualnymi kuźniami. Dzisiaj ludzie nie spotykają się, aby mówić, lecz, aby obmawiać. Różnica jest subtelna, ale na mój gust zasadnicza. Problemem rodziny zajmują się naukowcy — nie literaci. A w ogóle to czym zajmują się literaci? Podejrzewam, że głównie zajmują się sobą. Jest to również postawa życiowa, ale czy jest to postawa twórcza? Nieustanne celebrowanie swojego ja prowadzi nieuchronnie do kociokwiku, do marazmu, do obojętności. Osobiście, na przykład ubolewam, że coraz mniej jest u nas pamflecistów. Pamflet się nie opłaca. Fakt, że nie opłacał się nigdy, tylko czy jest to argument? Np. krytyka literacka. Np. krytyka plastyczna. Zaczarowany krąg układów, zobowiązań, ukłonów. Pewna moja znajoma z całą powagą stwierdziła, że idę na pasku. Że moje felietony są sterowane odgórnie. I, że robię głupstwo. Że dostanę za swoje. To jest arcycharakterystyczne dla naszego sposobu myślenia, Sławę czyni dopiero wzajemne poklepywanie się po ramionach.
Lubię książki grube. Zanurza się w nie człowiek z całą świadomością, że dobrnie do jakiejś ewidentnej prawdy o życiu. Że dobrnie do jakiejś istotnej postawy, która może stać się jego własną postawą. Ale przede wszystkim lubię słowniki. Nie kieszonkowe. Grube, opasłe, fajne słowniki. Dzięki uprzejmości miłych Pań z MPiK otrzymałem ilustrowany słownik Larousse’a, Na 2000 str. pomieszczono 71 000 haseł, 5 535 ilustracji czarno-białych i 56 str. barwnych planszy. Jakość materiału zdjęciowego i jakość druku doskonała. Ale najbardziej fascynująca jest aktualność. Larousse ukazuje się co roku w wersji uaktualnionej. Informacja jest zwięzła, rzeczowa i precyzyjna, czego nie można powiedzieć o naszej Małej Encyklopedii Powszechnej. Ale zdają sobie sprawę, że są to tak zwane obiegowo — trudności obiektywne. Do tych trudności obiektywnych zalicza się przede wszystkim nasza ni e dyspozycyjność. Może dlatego nie ukazała się już dość dawno w Polsce książka gruba, książka-rzeka książka-postulat. Minipowieści jest natomiast w bród. Wybrać, przebrać, nie kupić. Ot co.
Najtrudniejsza jest zazwyczaj sprawa właściwego wyboru. Nie tylko tematu literackiej penetracji. Działanie literackie wynika bowiem — jak mnie mam — z określenia własnej postawy życiowej. Reszta jest fraszką. Jest igraszką. Rzekłbym nawet — stosownym, żartem. Wybór zaś określa świadomość. I nie jest to wyimaginowana strona barykady. Literatura zawsze jest poza jakakolwiek barykada. Sztuka również. Może dlatego nie lubię rzeczy poszufladkowanych. Statecznych.
Zatem, będziemy mieli własną, koszalińską Damę z kameliami. Nie wiem, czy należy się cieszyć z tego faktu, czy raczej smucić. Nośność pewnych spraw właściwych dla wieku dziewiętnastego już zwietrzała. Staliśmy się bardziej cyniczni, a wyobrażenia p. Dumasa o cynizmie mocno dzisiaj trącą myszką. Mamy przecież za sobą najokrutniejsze Damy z kameliami.