Rozmaitości teatralne
Teatr Narodowy, idąc konsekwentnie po linii ambitnego nowatorstwa, dał tym ra zem publiczności nielada kąsek do zgryzienia. Amerykańska komedia Thorntona Wildera (w przekładzie Józefa Brodzkiego) Niewiele brakowało — jest sztuką, która szokuje przeciętnego widza. Raczej należałoby opatrzyć ją etykietą: tylko dla
smakoszów. Do pomccy teatrow przydano X muzę, która w dodatku nie obywa się bez… konferansjerki (zresztą uroczo podanej). Żeby widz miał pełnię wrażeń zapewniono mu także i koncert muzyki mechanicznej. Tak więc na scenie, na ekranie i przy dźwiękach jazzu rozgrywa się „historia ludzkości na wesoło“. Bohaterzy tej historii (pokazowa rodzina Antrobrisów) przeżywają po kolei różne kataklizmy, wychodząc z nich jednak z optymizmem i wiarą w sens życia. Widz natomirst wychodzi z przedstawienia z szumem w głowie nie bardzo wiedząc,
czego od niego żądano. No, cóż, do tego rodzaju sztuk trzeba się przyzwyczaić… Aktorzy pod wprawną ręką reżysera (Jerzy Rakowiecki) już to zrobili.