Artykuły

W krainie muz

Postać marszałka Józefa Piłsudskiego jeszcze za jego życia fascynowała i inspirowała artystów. Charyzma i silna osobowość architekta polskiej niepodległości świetnie nadaje się bowiem na opowieść filmową czy teatralną. A może nawet na operę czy musical. Te ostatnie na razie nie powstały, ale może się to zmienić z okazji zbliżającej się 100. rocznicy odzyskania niepodległości.

Marszałka i legendę legionów opiewali chęt­nie literaci, m.in. Kazimierz Wierzyński, Jan Brzechwa i Kazimiera Iłłakowiczówna, pojawiał się bardzo często w twórczości plastycznej. Marszałek stał się naturalnym obiektem inspiracji i fascynacji czołówki polskich artystów m.in. Leona Wyczółkowskiego, Woj­ciecha Kossaka, Juliana Fałata, Teodora Axentowicza i Józefa Mehoffera. Z czasem wizerunek jego zaczął się „heroizować”. Współtwórca polskiej niepodległości zaczął być przedstawiany z szablą, a później nawet z buławą.

Zabawna historia wiąże się z portretem z 1916 roku Jacka Malczewskiego. Malarz, wiedząc, że Piłsudski zamarzył sobie, by w tle pojawił się jego ulubiony Wła­dysław Warneńczyk postanowił, że ukaże go symbolicz­nie jako orła. Marszałek zaprotestował, bo się obawiał, by Malczewski nie umieścił go nad jego głową. Zmienio­no więc koncepcję, i w tle zamiast Warneńczyka poja­wiła się eteryczna Nike — bogini wojny i zwycięstwa.

Dużej wprawy w ukazywaniu Piłsudskiego nabrał Wojciech Kossak. Najbardziej znany jest jego Piłsudski na kasztance z 1928 roku. Po śmierci Marszałka Kossak przedstawia go stąpającego po drodze chwały obok Tadeusza Kościuszki i ks. Józefa Poniatowskiego. Znacz­nie wcześniej Kazimierz Sichulski ukazał go w towarzy­stwie Wernyhory i Stańczyka. Piłsudskiego portretowa­li też graficy i karykaturzyści, jego wizerunek pojawiał się na znaczkach pocztowych, monetach, pamiątkowych medalach, a jeszcze przed zamachem majowym nagra­no płytę z jego przemówieniami.

Z filmu na defiladę

Pierwsze dwa filmy, w których pojawiła się postać Piłsudskiego, nakręcone zostały już w latach 20. XX wieku, czyli zaraz po odzyskaniu niepodległo­ści. Niestety, żaden z nich nie zachował się do naszych czasów. Miłość przez ogień i krew, polsko-niemiecka produkcja Jana Kucharskiego z 1924 roku, przypomina nieco założenia powstałej kilka lat temu Bitwy Warszawskiej 1920 Jerzego Hoffmana. Opowia­da bowiem historię miłosną rozgrywającą się na tle wydarzeń wojny polsko-bolszewickiej. Postaciami hi­storycznymi byli Piłsudski, grany przez Jerzego Jabłońskiego, oraz Wincenty Witos i Włodzimierz Lenin, fik­cyjnym bohaterem zaś nieszczęśliwie zakochany w sa­nitariuszce muzyk weteran. Powstały cztery lata później Komendant to właściwie pierwsza biografia Marszał­ka. Niewiele o niej wiadomo poza tym, że tytułową po­stać grał Antoni Piekarski.

Historia lubi płatać figle, bo okazuje się, że pierwszym zachowanym filmem fabularnym, w którym pojawia się postać Piłsudskiego jest… propagandowa produkcja radziecka Pierwsza konna z 1941 roku. Marszałek grany przez Jewgienija Kałuskiego jest dość mrocznym bohaterem, zdecydowanym i nieznoszącym sprzeciwu, ale z drugiej strony czego oczekiwać od przeciwników?

W czasach PRL — co zrozumiałe — Piłsudski przez lata był niemal na indeksie. Tym bardziej wart odnotowania jest fakt, że pojawił się w 1977 roku w niewielkim, choć znaczącym epizodzie w filmie Śmierć prezydenta Jerzego Kawalerowicza. Reżyser, którego dominującym elementem twórczości były miłość, wiara i polityka, ukazał międzywojenną Polskę jako kraj rządzony przez skłócone stronnictwa. Postać Marszałka zagrał powo­jenny amant kina Jerzy Duszyński. I była to jak często twierdzono jego wielka kreacja. Piłsudski Duszyńskiego jawi się przede wszystkim jako wytrawny gracz. Znamienna jest scena, gdy w czasie pogrzebu zamordowanego przez szaleńca prezydenta Naczelnik w ciszy gabinetu układa pasjansa. Reżyser jakby su­gerował, że w obliczu kryzysu polskiej demo­kracji wyraźnie umywa ręce, czekając, aż jego polityczni przeciwnicy wykończą się nawzajem.

Kolejny odtwórca po­staci Piłsudskiego — Ry­szard Filipski — jako reży­ser filmu Zamach stanu (1981) ustawił się przede wszystkim w roli oskarżyciela zamachu majowego. I z tej pozycji zaprezentował swoją wersję wydarzeń. Choć trzeba przyznać, że do samego marszałka był niezwykle podobny i odtworzył te postać z wielką finezją, dobrze oddając jego sposób poruszania oraz charakterystycz­ny wschodni akcent.

Dla Janusza Zakrzeńskiego po filmie Bohdana Porę­by Polonia Restituta (1981) postać Piłsudskiego stała się niemal znakiem firmowym, który na zawsze już wyparł świetnie zagranego wcześniej Witkacego. Za­krzeński mimo pełniejszej sylwetki tak mocno zrósł się z postacią marszałka, że wcielał się w nią nie tylko na akademiach patriotycznych, wieczornicach, historycz­nych rekonstrukcjach, ale też przyjmował państwowe defilady. Jako odtwórca Marszałka wyruszył też na za­proszenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleń­ska i był jedną z 96 ofiar katastrofy lotniczej.

Ciekawą próbą zmierzenia się z biografią Ziuka był serial Marszałek Piłsudski z 2001 roku. Składał się z ośmiu blisko godzinnych odcinków. Tworzyły one kro­nikę życia Marszalka, od wczesnej młodości do śmierci. Serial wybitnego reżysera, scenarzysty filmów doku­mentalnych i fabularnych, lwowiaka Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego został zrealizowany z dużą dbałością o dokładność historyczną. W postać tytułową wcieliło się dwóch świetnych aktorów. Młodego grał Mariusz Bonaszewski, starego Zbigniew Zapasiewicz. To pozwalało pokazać Piłsudskiego najpierw jako pełnego pasji i werwy idealistę, który z odwagą i determinacją realizu­je swoje marzenia dotyczące odbudowy państwa pol­skiego. A w drugiej części człowieka głębokiej refleksji, który ma poczucie osamotnienia, niedocenienia. Ta druga postać była niewątpliwie kreacją Zbigniewa Za-pasiewicza. A siła tej kreacji polegała także i na tym, że podobne poczucie samotności i niedocenienia przeży­wał sam aktor, dla którego była to jedna z ostatnich ról.

W 2011 roku postać marszałka Piłsudskiego pojawiła się w kolejnym serialu telewizyjnym oraz pierwszym polskim filmie historycznym realizowanym w technice 3D.

Maciej Migas w 13-odcinkowej historyczno-przygo­dowej opowieści z wojną polsko-bolszewicką i miłością w tle ukazał początki odradzania się polskiej państwo­wości. Bohaterami serialu 1920. Wojna i miłość (a pierwotnie pod tytułem 1920. Biało-czerwone), było trzech żołnierzy z trzech zaborów. Bronek Jabłoński, polski szlachcic i oficer w rosyjskiej armii (w tej roli Kuba Wesołowski), Władek Jarociński (Wojciech Zie­liński) pochodzący z chłopskiej rodziny z Wielkopol­ski, żołnierz pruskiej armii; trzeci grany przez Tomasza Borkowskiego to Józef Szymański matematyk ze Lwowa, oficer legionów w c.k. armii (wojsk monarchii austro-węgierskiej). Jest rok 1920, czyli czas, kiedy Polska stanęła nie tylko w obronie swoich granic, ale także całej cywilizacji europejskiej, której zagrażała sowiecka Rosja.

Mirosław Baka grający tu marszałka Piłsudskiego w wywiadzie dla „Dziennika Bałtyckiego” przyznał: „Wy­zwanie ogromne, bo to egzamin przed całą Polską, kiedy się tworzy taką postać”. „Jeżeli się kreuje coś zupełnie nowego, od siebie, to jest rajcujące. Ale tutaj chodzi raczej o pracę odtwórczą. Bo każdy ma swoje wyobrażenie Piłsudskiego. I ja z góry wiem, że nie za­dowolę wszystkich polskich wyobrażeń na temat tego, jak wyglądał, jak mówił i jak się zachowywał Piłsudski. Ale mam nadzieję, że przynajmniej części widzów bę­dzie się podobało. (…) Piłsudski kojarzony przez nas z Januszem Zakrzeńskim to taki jowialny dziadek. Ja mam do zagrania człowieka, któremu do dziadka jest jeszcze daleko, który jest właściwie na początku swojej politycznej i państwowej drogi. Człowieka jeszcze młodego, niesłychanie energicznego. Starałem się za­grać pana Piłsudskiego, a nie pana Zakrzeńskiego”.

Piłsudski Baki nie budził sprzeciwów, zagrany był profesjonalnie, choć miałem wrażenie trochę blado. Twórcom telewizyjnym z pewnością na tyle jednak wbił się w pamięć, że namówili aktora do powtórzenia tej roli tym razem w ujęciu satyrycznym. Baka wystąpił bowiem niedawno w serialu Drunk History, czyli pół litra histo­rii w reżyserii Bartka Prokopowicza.

W 2011 roku spełniło się wielkie marzenie Daniela Olbrychskiego, któremu postać Piłsudskiego zapropo­nował Jerzy Hoffman, kręcąc pierwszą polską produk­cję w systemie jD, czyli 1920 Bitwa Warszawska. Film nie powtórzył wprawdzie sukcesów wcześniejszych superprodukcji Hoffmana, ale Piłsudski Olbrychskiego mimo dość umiarkowanego podobieństwa zyskał uznanie.

Kiedy po zakończeniu zdjęć zapytałem go o to, jak przygotowywał się do tej szczególnej roli, Olbrychski odpowiedział po chwili zastanowienia: — Wiem, że każdy, kto otrzymałby propozycję roli Marszałka, czułby ogromną odpowiedzialność. W czasach PRL w wielu domach, wypowiadając nazwisko Piłsudskiego, ściszało się głos. U mnie na szczęście tak nie było. Je­stem wychowany na legendzie Marszałka. A historia oprócz sportu zawsze była moją pasją. Uwielbiam czytać powieści historyczne, dokumenty, książki bio­graficzne, autobiograficzne. Wiedziałem, że grając Piłsudskiego, muszę być jak najbardziej wiarygodny. Uzupełniłem więc swą wiedzę o spotkania z gronem wybitnych znawców tej postaci, takich jak Janusz Ci­sek, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego czy prof. Tomasz Nałęcz, który był moim osobistym konsultan­tem we wszystkich scenach historycznych z udziałem Marszałka. Patrząc w lustrze na swoją twarz, uświado­miłem sobie, że jest ona dość plastyczna, o czym świadczą role Pana Młodego z Wesela Wajdy czy Azji. Waldemar Pokromski, znakomity charakteryzator, nie miał jakiegoś nadzwyczajnego zadania. Choć jego zabiegi bardzo mi pomogły. Na pewno nie budował maski, bo to w 3D byłoby widoczne. (…) Chcąc się przyjrzeć charakterystycznemu sposobowi porusza­nia się Marszałka, poznać jego sposób salutowania, zwracania się do ludzi, oglądałem kroniki z udziałem Piłsudskiego. Co ciekawe, z rozmów z żoną Janusza Onyszkiewicza, czyli wnuczką Piłsudskiego, wywnio­skowałem, że Marszałek miał dokładnie taki sam kolor oczu jak ja. Z akcentem Marszałka nie miałbym żad­nych kłopotów, bo sam pochodzę ze Wschodu. Trzeba jednak pamiętać, że w czasach Piłsudskiego ten akcent nikogo nie raził, bo mówiło nim pół Polski. Dziś brzmiałby jak z opowieści o Kargulach i Pawlakach. A przecież nie gramy komedii. Mój Piłsudski więc mówi z bardzo lekkim akcentem”.

Pytany zaś o scenę, która najbardziej zapadła mu w pamięć, dodawał: — Tuż przed bitwą pod Komarowem, kiedy dla odprężenia i zebrania myśli Marszałek układa słynnego pasjansa, zaproponowałem, by cicho pod nosem nucił sobie pewną piosenkę rosyjską. Podrzucił mi ją mój przyjaciel Andriej Konczałowski. Pomysł bardzo spodobał się ekipie i został zrealizowany. Pił­sudski walczył z bolszewikami, ale wysoko cenił kultu­rę rosyjską, o czym poza historykami i rodziną mało kto wie. Okazało się, że kiedy był w dobrym humorze, przechodził na rosyjski, którym władał perfekt, podob­nie jak francuskim. Ważna dla mnie była też ostatnia scena z Wieniawą. Gratuluje on Marszałkowi wielkiego zwycięstwa. Piłsudski patrzy na niego z uśmiechem i mówi: „Proszę się nie martwić. Jak znam swoich roda­ków, przypiszą je komuś innemu”.

Czeka na właściwe mu miejsce

Przygoda Mariusza Bonaszewskiego z Józefem Piłsudskim nie ograniczała się tylko do serialu paradokumentalnego Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego. Wystąpił on w sztuce Macieja Wojtyszki Chryje z Polską, których głównymi bohaterami byli Stanisław Wyspiański i Józef Piłsudski. Tyle że autor i reżyser powierzył mu postać… Wyspiańskiego. W roli Piłsudskiego zaś zobaczyliśmy Roberta Gonerę.

Sztukę, napisaną pięć lat wcześniej na zamówienie Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Ka­towicach, Maciej Wojtyszko wyreżyserował w 2007 roku. Tekst oparł na autentycznym wydarzeniu. W marcu 1905 roku doszło w Krakowie do spotkania rewolucjonisty Józefa Piłsudskiego, przyszłego naczelnika państwa, z ciężko chorym malarzem i poetą Stanisławem Wyspiań­skim.

W Rosji wrze, wybuchają kolejne strajki. Przywódcy PPS chcą wykorzystać rewolucyjną atmosferę i wezwać Polaków do zbiórki pieniędzy na broń, która posłuży wyzwoleniu ojczyzny. Liczą na podpis autora Wesela pod odezwą do narodu.

— Prawdą jest — mówił „Rzeczpospolitej” Wojtyszko — że Piłsudski spotkał się z Wyspiańskim, prosząc go, by podpisał się pod odezwą. Wiemy o tym z zachowanych relacji Michała Sokolnickiego, późniejszego generała w Legionach.

— Od niego też wiemy o udziale w tej historii Stefana Żeromskiego, który wystąpił w roli pośrednika i posłań­ca między dwoma wielkimi Polakami. Natomiast druga rozmowa Piłsudskiego z Wyspiańskim jest jedynie prawdopodobna. Taki był pomysł, by pełniej pokazać ich poglądy — dodał Wojtyszko.

Mariusza Bonaszewskiego w roli Józefa Piłsudskiego zobaczymy po raz drugi 4 grudnia w poniedziałkowym spektaklu Teatru Telewizji. Premiera sztuki Marszałek Wojciecha Tomczyka w reżyserii Krzysztofa Langa uświetni obchody 150. rocznicy urodzin naczelnika państwa. Jest to historia ostatnich lat życia marszałka Józefa Piłsudskiego. Podstarzały, chory i zmęczony marszałek ma podjąć decyzję o rozpoczęciu wojny przeciwko Niemcom.

— Pomysł wojny prewencyjnej z Niemcami to mało znany, choć ważny epizod z historii II Rzeczypospoli­tej. I myślę, że to właśnie ta idea tak naprawdę sprawi­ła, że Niemcy ugięli się pod presją groźby i podpisali dziesięcioletni traktat o nieagresji — mówił Krzysztof Lang.

Wojciech Tomczyk, hołdując arystotelesowskiej jed­ności czasu, akcji i przestrzeni, zręcznie przedstawił ten moment historyczny, skupiając się na postaci Józefa Piłsudskiego. — Niezwykłość tego przedsięwzięcia, pole­gała na tym, że kiedy w Belwederze pojawił się Mariusz Bonaszewski w mundurze, to miało się poczucie, że wrócił Marszałek — opisywał.

Kolejne filmowe wcielenie Piłsudskiego pojawi się w przygotowywanym przez Marka Brodzkiego cyklu Żywe obrazy historii. Opowiada o kluczowych zda­rzeniach w historii Polski. Punktem wyjścia dla tej opowieści są znane obrazy historyczne. Inspiracją do odcinka o Piłsudskim jest znany obraz Stanisława Kaczora-Batowskiego przedstawiający wjazd Marszałka wraz ze strzelcami do Kielc 12 sierpnia 1914 roku. Tu w roli Piłsudskiego zobaczymy Marcina Bosaka.

W przeciwieństwie do filmu czy plastyki postać ar­chitekta polskiej niepodległości nieczęsto pojawiała się w teatrze. Pomijając widowiska okolicznościowe, artystyczne wieczornice, wśród twórców można tu wymie­nić właściwie dwa nazwiska, ale za to jakie! — Witolda Gombrowicza czy Tadeusza Kantora.

U Gombrowicza Marszałek gości w niedokończonym dramacie Historia. Bohaterami są członkowie rodziny przybierający różne wcielenia. Są komisją, przed którą Witold zdaje egzamin dojrzałości, cesarską rodziną i figurami z gabinetu marszałka Piłsudskiego. Sceniczny Piłsudski staje się jednym z wcieleń Ojca.

W dość niecodzienny sposób prezentuje Piłsudskie­go Tadeusz Kantor. W jednym z najsłynniejszych spektakli Niech sczezną artyści na koniu szkielecie przy dźwiękach Pierwszej Brygady wjeżdża Marsza­łek grany przez Marię Stangret. W programie ta postać nazwana jest „Wiadomo kto”. Obok pojawia się też mały chłopiec, o którym reżyser napisał „Ja, kiedy miałem 6 lat”. Na początku Kantor nazwał tę scenę snem małego chłopca o sławie. Potem przyznał, „Nie wiadomo, czy to parada zwycięzców czy kondukt pogrzebowy sławy narodu”.

Kilka lat temu postacią Piłsudskiego zainteresowała się Sylwia Chutnik, w granej w Wałbrzychu sztuce Alek­sandra, rzecz o Piłsudskim. Powstałą rzecz o wyraźnym zacięciu feministycznym, przyjęta dość chłodno.

Pomijając więc sztukę Tomczyka można powiedzieć, że Piłsudski w teatrze ciągle czeka na właściwe mu miejsce. Trudno mi zrozumieć, dlaczego do tej pory nie powstała o nim opera ani musical. 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji