Artykuły

Wykład w Wierszalinie

Przedstawienie w Wierszalinie pozwala spojrzeć prosto w twarz najgorszym romantycznym upiorom, tylko czy wszyscy widzowie rozpoznają, że są to upiory?

Zaskakująca bywa siła wykładu, gdy trafia na gorący temat. Nowa premiera Teatru Wierszalin nosi właśnie tytuł Wykład, a nawiązuje zarówno do „występów” Adama Mickiewicza, głoszącego „lekcje” w Lozannie czy Paryżu, jak i jego Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, stanowiących podstawę literacką przedstawienia.

Na początku, w ciemności, słychać mono­tonny rytm (wybijany patykami o filar prosce­nium), kojarzący się z tykaniem zegara odmie­rzającego czas. W bladym świetle pojawiają się ludzie z walizkami. Dwie kobiety i trzech mężczyzn kolejno wychodzą na środek sceny, mamrocząc znane cytaty z dzieł Mickiewicza — łatwe do rozpoznania, bowiem przywołane zostają: Świtezianka, Reduta Ordona, Pan Tadeusz, Trzech Budrysów oraz Dziady. Cytaty są króciutkie, ale charakterystyczne, powtarzane wielokrotnie na różne sposoby. Stanowią ję­zyk pięciorga postaci, tak jakby Polacy czasów Wielkiej Emigracji potrafili mówić tylko Mic­kiewiczem. Fraza „Jakiż to chłopiec piękny i młody” służy starszej pani w czarnym kape­lusiku (Monika Kwiatkowska) do wyrażania wszelkich stanów emocjonalnych. Młoda panienka, zapewne studentka, z notatnikiem na kolanach (Katarzyna Wolak), powtarza frag­ment o rogu bawolim Wojskiego. Ni to student, ni to młody kombatant, przywodzący na myśl listopadowych powstańców (Bartek Olszew­ski), wzdycha do dzielnych Budrysów. Ksiądz, w sutannie i z krucyfiksem w ręku (Dariusz Matys), głośno deklaruje: „Nam strzelać nie kazano”, co wykracza poza sens cytatu, bo­wiem, rzeczywiście, powołaniem księży nie jest strzelanie do ludzi. Piąta postać to milczą­cy i tajemniczy (nawet podejrzewany o szpiego­wanie) osobnik, z bandażami na głowie i nie­zdrowym ogniem w oczach (Rafał Gąsowski), który tylko jedną frazą („Każdy w swoją drogę”) nawiązuje do III części Dziadów, zarazem pro­wokując skojarzenie z postacią Konrada wy­ruszającego na tułaczkę. Cała piątka w podnie­ceniu oczekuje wykładu podziwianego poety, ich ukochanego mistrza.

Adama Mickiewicza, postarzałego, z charak­terystyczną siwą czupryną, kreuje Piotr Tomaszuk, zarazem inscenizator i reżyser przedsta­wienia. Już wcześniej, w wierszalińskich Dzia­dach, mierzył się on z postacią wieszcza (Guślarz) i najwyraźniej dobrze się w niej poczuł. Teraz wygłasza wykład, mówiąc tekstem Ksiąg narodu polskiego. Stylizuje wymowę — przeciągając nie­które głoski i zmieniając akcentowanie — przy­pominając w ten sposób o pochodzeniu Mickiewicza z Kresów Wschodnich. Pięcioosobowa publiczność wiwatuje, niemal każde zdanie na­gradza brawami, a profesor nabiera sił. Z tego aplauzu czerpie odwagę, by od skromnych zdań wstępnych, tłumaczących niewygodę poety występującego w roli mówcy i nauczyciela, przejść do tonów kaznodziejskich, a następnie profetycznych.

Piotr Tomaszuk nie buduje dystansu do swo­jej roli. Sprawia wrażenie, jakby bezkrytycznie przekazywał współczesnym widzom Mickie­wiczowskie sny o potędze, napastliwe ataki na Francuzów, Niemców, Anglików, Hiszpanów i wszelkie inne nacje, jakby od nowa budował całkowicie bezkrytyczny, bałwochwalczy, mistyczny fantazmat o Polakach jako narodzie świę­tym jak sam Chrystus — i jak On powołanym do odkupienia świata.

Historyczny fałsz historiozofii Mickiewi­czowskiej wskazywali nawet mu współcześni, a co dopiero mówić o świadomości historycz­nej Polaków po blisko dwustu latach (Księgi na­rodu… powstały w 1832 roku). Wystarczy przy­pomnieć, że gloryfikowana tu wolność, kró­lująca ponoć w dawnej Polsce, obejmowała je­dynie braci szlachtę, a fundowana była na nie­ludzkiej wręcz niewoli milionów chłopów pań­szczyźnianych. Nie było też żadnej wolności dla mieszczan, Żydów, kobiet. Dlatego frazy w rodzaju: „I rzekła na koniec Polska: ktokol­wiek przyjdzie do mnie, będzie wolny i równy, gdyż ja jestem WOLNOŚĆ” — są kłamstwem historycznym. Nie ma problemu, o ile traktujemy je jako licentia poetica, ale jest, jeśli z dzieł literackich uczymy się historii.

W przedstawieniu „wykład” wieszcza prze­mienia słuchaczy. Jeden z nich, ten z bandażem na głowie, przejmuje pałeczkę i jak w transie głosi fragmenty Ksiąg pielgrzymstwa polskie­go. Rafał Gąsowski jest w swojej roli znakomi­ty. Potrafi porwać słuchaczy biblijną stylistyką, przywoływanymi przypowieściami, jest wiarygodny w głoszeniu wiary w polski mesjanizm. Pod wpływem tego Pielgrzyma Tułacza przemianie ulegają pozostałe cztery postacie. Ze słuchaczy, wielbiących ulubionego poetę, stają się rycerzami Chrystusowymi w służbie ojczyzny. Zmieniają stroje na powstańcze, długie czamary i czarne rogatywki, na plecach dźwi­gają drewniane belki, które chwilami przypo­minają pionową deskę z krzyża Chrystusowego, a czasem przewieszone przez ramię ciężkie ka­rabiny. Wszystko to dzieje się jakby w odda­leniu, za przezroczystym tiulem, na który rzu­towane są obrazy toni morskiej.

Pielgrzym niekiedy wychodzi przed tę za­słonę i z płomieniem w oczach przemawia do widzów z odległości paru metrów. Możemy kom­pletnie nie zgadzać się z głoszonymi „praw­dami”, ale na własnej skórze czujemy, jaką siłę perswazji ma człowiek nawiedzony, w pełni oddany swoim ideałom.

W tym czasie Piotr Tomaszuk pozostaje na lewym poboczu sceny, współtworząc ze stoją­cym z prawej strony Adrianem Jakuciem-Łukaszewiczem sferę muzyczną spektaklu. Sły­szymy (i oglądamy) tworzone na żywo, przejmu­jące dźwięki i frazy wydobywane z akordeonu, cymbałów, rozmaitych instrumentów perku­syjnych (na lirze korbowej i fletni chwilami gra także Rafał Gąsowski).

W miarę jak Pielgrzym w coraz większym uniesieniu głosi swoje nauki, posłuszni scenicz­ni słuchacze idą walczyć za ojczyznę. W długim szeregu przechodzą za rozwiniętą wgłębi sce­ny białą materię, rodzaj ekranu czy żagla, i choć jest ich tylko czworo, wracają nieustannie z bo­ku, budując złudzenie kolejnych szeregów. Giną w boju, a Pielgrzym, nie przerywając przemo­wy, odprowadza każdego za rękę poza tylną kurtynę, po której snują się przemieszane bar­wy bieli i czerwieni. Tam, jak w teatrze cieni, pozostaną na zawsze w areopagu świętych na­rodowych, w bohaterskich pozach, z widoczną sylwetką księdza, trzymającego wysoko nad głowami krzyż.

Pielgrzym-kaznodzieja najpierw drapuje na sobie czamarę jak togę starożytnych sena­torów, a na koniec zasiada obnażony do pasa, z koroną cierniową na głowie, podpierając gło­wę ręką — w pozycji Chrystusa Frasobliwego. Słowa zapisane przez Mickiewicza w Księgach pielgrzymstwa polskiego przestają być słowami poety. Stają się kolejną Ewangelią samego Chrystusa.

Przedstawienie kończy się sceną o wielkiej plastycznej urodzie (całość scenografii Mate­usza Kasprzaka zasługuje na pochwałę). Przy delikatnych dźwiękach poloneza Ogińskiego Pożegnanie Ojczyzny, w głębi sceny, aktorzy w rozwianych czamarach kręcą się jak tańczący derwisze. To osobliwy taniec chocholi à rebours. Wyspiański drwił ze słomianego zapału Polaków i ich niezdolności do prawdziwego czynu. Tutaj nie ma drwiny, lecz upojenie misją, której Chrystus-Pielgrzym błogosławi.

Pewnie byłoby lepiej, gdyby widzowie uj­rzeli w tej scenie coś innego: sugestię, że zatra­canie świadomości w narkotycznym wirowa­niu upodabnia do siebie wszystkie religijne mistycyzmy. Dzisiejsi ubrani na czarno bojow­nicy islamscy, umierający i zabijający w imię swojej wiary, są w istocie bardzo podobni do projektowanych w Księgach narodu… pol­skich bojowników za wiarę katolicką.

Piotr Tomaszuk wysyła niewiele sygnałów dystansujących. Podaje widzom Mickiewi­cza tak, jakby niewiele się zmieniło przez ostatnie blisko dwieście lat. Jakby nie miało znaczenia, że Adam Mickiewicz pisał Księ­gi narodu polskiego i pielgrzymstwa pol­skiego po to, by po upadku powstania listo­padowego wielotysięczne grono emigrantów kombatantów przestało skakać sobie do gar­deł i potrafiło odnaleźć sens życia i sens wła­snego cierpienia w idei mesjanizmu. W tym samym czasie poeta narzekał na rodaków w liście do Antoniego Edwarda Odyńca: „Ja tu żyję niemile śród żywiołów obcych. De­mokraci mię nienawidzą, arystokraci krzywo patrzą, doktrynery (bo te wszystkie partie nasi małpują) mają za wariata. Wszyscy głupi so­lennie, krzykliwi i niedołężni”. W 1832 roku we Francji przebywało blisko pięć i pół tysiąca polskich emigrantów. Wielu z nich, a zwłasz­cza prości żołnierze-weterani żyli w biedzie, odłączeni od rodzin, zgrupowani w obozach, bez pracy i perspektyw, w rozpaczy. Mickiewicz stworzył w Księgach narodu… miraż Polaka przeanielonego. W ten sposób dał narodowi silny lek uśmierzający ból. Ale lekarstwa, które pomagają chorym, szkodzą zdrowym. Wówczas Polski nie było i wiele osób wątpiło w to, czy kiedykolwiek się odrodzi. Dzisiaj mamy raczej problem z kształtowaniem odrodzonej.

W 2018 roku obchodzona będzie setna rocz­nica odzyskania przez Polskę niepodległości. Od 1989 roku pełna niepodległość nie ulega wątpliwości. Tymczasem okazuje się, że przez sto lat nie byliśmy w stanie wypracować żad­nego pozytywnego modelu życia, który rów­nałby się sile dziewiętnastowiecznego modelu cierpiętniczo-martyrologicznego. Warto o tym rozmawiać, ale sugerowanie, że Księgi narodu… są nadal aktualne, wydaje się nieporozumieniem.

Biblijna fraza Ksiąg narodu polskiego i pielg­rzymstwa polskiego fałszywie „uwiarygadnia” ten poemat prozą, nadając mu rangę objawienia rów­nego Ewangeliom. Najbardziej skrajne frakcje nacjonalistów, ksenofobów gardzących cywiliza­cją europejską, a nawet faszystów (których w Polsce jest coraz więcej) znajdą w Księgach narodu… dogodną argumentację dla swoich obsesji. Z te­go względu przedstawienie w Wierszalinie jest w pewnym sensie groźne. Wiele jest w Polsce osób, które nie odróżniają fikcji literackiej, filmowej czy teatralnej od życia, nie znają kon­tekstu historycznego, w jakim Mickiewicz pisał Księgi narodu…, nie zechcą zgłębiać dziewiętnastowiecznej historiozofii, lecz zro­zumieją z Wykładu tylko tyle, że „gorszy z was lepszy jest niż dobry cudzoziemiec”, że wszy­scy tylko czyhają, by niszczyć świętych Pola­ków, więc należy bić wroga, a kto nim jest — mniejsza o to.

Piotr Tomaszuk jest nie tylko wybitnym re­żyserem, ale także pisarzem. Wystarczy przy­pomnieć takie jego dramaty, jak Ofiara Wilgefortis, Święty Edyp czy Bóg Niżyński. Jego po­chylenie się nad dorobkiem Adama Mickiewicza oraz niedawne premiery kolejnych części Dzia­dów zasługują na szacunek. Niemniej istnieje obawa, że inscenizowanie Ksiąg narodu polskie­go i pielgrzymstwa polskiego bez koniecznego dystansu może przynieść więcej szkody niż pożytku. Przedstawienie w Wierszalinie po­zwala spojrzeć prosto w twarz najgorszym ro­mantycznym upiorom, tylko czy wszyscy wi­dzowie rozpoznają, że są to upiory? Czy suges­tywna siła przedstawienia i jego teatralna uro­da, nieprzełamane krytycznym dystansem, nie sprawią przypadkiem, że zamiast upiory egzorcyzmować, podsycona zostanie ich żywotność?

W wypowiedzi udzielonej Monice Żmijew­skiej (Wierszalin pyta o obcych, „Gazeta Wybor­cza — Białystok” nr 15/2018) Piotr Tomaszuk przedstawia swoje dobre intencje. Mówi m.in.: „To fascynujący tekst, stawia pytania o bycie innym, o tożsamość, o to, czy jesteśmy obcy i gdzie nimi jesteśmy. To są dziś ważne pytania, zwłaszcza w kontekście obecnej sytuacji poli­tycznej”. I dalej: „Chcemy zadać przy okazji te­go przedstawienia pytanie: czy jeszcze jesteś­my w ojczyźnie, czy już jesteśmy na obczyźnie? A Mickiewicz potrafi wspaniale to nazwać, sięga do sedna, analizuje sytuację obcości, sytuację odmienności, sytuację powołania duchowe­go Polaka na obczyźnie do zachowania swo­jej tożsamości. Ale jak to osiągnąć? Jak to uzy­skać?” Czyżby te słowa sugerowały, że Toma­szuk czuje się obco we własnej ojczyźnie? Jeśli tak, to warto o tym zrobić inne przedstawienie, bo posłużenie się tekstem Mickiewicza zaciem­nia sprawę. Trzeba by od początku definiować podstawowe słowa, zwłaszcza słowo „Polska”. Nie było jej, gdy poeta pisał Księgi narodu…, teraz jest, więc co znaczy, że „jesteśmy na ob­czyźnie”? Wykład tego nie tłumaczy.

Sugestywna siła spektaklu i brak krytycz­nego namysłu wobec wypowiadanych „obja­wień” przynoszą efekt odwrotny do zamierzo­nego: przedstawienie nie zachęca do stawia­nia pytań, tylko narzuca jednoznaczne od­powiedzi. Powtarza fantazmat Polski jako Chrystusa narodów, gloryfikuje Polskę wy­idealizowaną, a zarazem zachęca do agresji i wojny — skoro sceniczni słuchacze wykładu wieszcza (zróżnicowani, choć jest ich tylko czworo) przemieniają się w żołnierzy z karabinami, w ujednoliconych mundurach-czamarach. Wykład utwierdza nacjonalistyczne samouwielbienie, a w dodatku potępia wszel­kie próby myślenia krytycznego, skoro nie wykreślono ze scenariusza zdań w rodzaju: „Nie wyszukujcie ustawicznie w przeszłości błędów i grzechów”, czy frazy o doskonałości „Naczelnika”, bez względu na fakt, że podej­muje złe decyzje.

Z drugiej strony, z tekstu Mickiewicza wybrzmiewa wiele celnych uwag dotyczących na­tury patriotyzmu, potrzeby poszukiwania zgo­dy, skromności i pokory, ofiarności i uczciwości, choć jak to często bywa w kaznodziejskich re­fleksjach, giną one przysypane nośnymi i kse­nofobicznymi deklaracjami. Piotr Tomaszuk zapowiada w cytowanej wypowiedzi: „Myślę, że literatury słowiańskie będą ciągiem dalszym — drugą częścią tego wykładu. Mickiewicz rodzi się jako zamysł na lata. Możemy założyć taki ośrodek badań nad twórczością Mickie­wicza w teatrze. Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że jeżeli miałbym wyznaczyć sobie jakieś zadanie na koniec, to zadanie takie by mnie bardzo interesowało”.

Dobry pomysł, ale może warto czasem Mic­kiewiczowskie profecje skonfrontować z pyta­niami innych wielkich poetów, jak choćby „Polska, ale jaka?” Juliusza Słowackiego czy „Ile jest człowieka w Polaku?” Cypriana Nor­wida („Polak jest olbrzym, a człowiek w Pola­ku jest karzeł”).

Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa pol­skiego powstały tuż po III części Dziadów i tuż przed Panem Tadeuszem. Warto pamię­tać, że Adam Mickiewicz był wielkim poetą, niekoniecznie zaś wiarygodnym historiozofem i wykładowcą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji