Artykuły

Lipcowe wycieczki do kultury

Szczęśliwi, którzy w tym kanikularnym miesiącu mieli urlopy nad wodami — Mazur, Bałtyku, czy choćby nawet Świdra. „Bo, kto by się faktycznie spodziewał, że takie upały na Warszawę uderzą, no wprost przedwojenne; poduszka parzyła, a także samo prześcieradło” — sapał Walery Wątróbka. Sapał zapewne i z upału, i ze złości, że musi w te dni, z braku piwa, popijać ciepły kefir. Co prawda są w Warszawie ludzie, którzy te wakacyjne miesiące wolą spędzać w mieście, jako że ogonki są mniejsze, zieleni i powietrza przypada wtedy więcej na mieszkańca i nie ma problemu z kupnem biletów na atrakcyjne filmy czy imprezy. Wielu artystów i kilka teatrów chciało zostać z nami w Warszawie na to lipcowe lato. A więc podziękowanie m.in. teatrom — Polskiemu, Powszechnemu, Współczesnemu, Żydowskiemu, Ziemi Mazowieckiej, Operetce i Ateneum! W tym ostatnim udało mi się z opóźnieniem zobaczyć w lipcu Bal manekinów Bruno Jasieńskiego. Mimo upału i wielomiesięcznego już prezentowania Balu na scenie — wielkie powodzenie (świetna gra czołowych aktorów, scenografia H. K. Pankiewicza, opracowanie dramaturgiczne i reżyserskie J. Warmińskiego). I to poetyckie słowo:

Za okna prześwieca żółtych alei jesienność, Jak wędrowne pochody
biczujących się sekt.
Tylko białe posągi, strojne w swoją kamienność.
Stoją zawsze „na miejscu”.
niewzruszenie correct.

— Jedną z lipcowych imprez ujrzałam właśnie wśród białych posągów, i na nią było także trudno, wbrew lipcowej regule, o bilety. Wszystko bowiem, co pobudza wyobraźnię, co wyrywa człowieka ze sztampy, ustawiając nie tylko artystów, ale i widza w niecodziennej scenerii, cieszy się powodzeniem. Tak było z „Fontannami wilanowskimi” w Pałacu Wilanowskim, tak było i z „Graczem”, właśnie wśród rzeźb „niewzruszenie correct” w ich łazienkowskiej Galerii, i z operą Pergolesiego II maestro di musica. Włoskie opery nic nie utraciły na prezentacji w Galerii Rzeźb, jako że kraj, gdzie się zrodziły — przyzwyczajony do upału. Ale my, słuchacze i widzowie, dusiliśmy się tam od gorąca — wśród nastrojowych świec, bieli kamienia. Jedynie przewidujący Japończycy przynieśli ze sobą wachlarze. Przy okazji — uwaga: prosimy o informowanie gości (spektakl kończy się późną wieczorową porą), którędy mogą wyjść z Łazienek. Byłam bowiem świadkiem błądzenia całych grup po parku od wejścia do wejścia. Ale to drobiazg, błądzenie — rzecz ludzka.

W związku z lipcowym finałem wielkiej zbiorowej Panoramy XXX-lecia przyszła myśl o dalszych wizytach zespołów pozawarszawskich (i rewizytach), wzajemnych konfrontacjach teatrów, zespołów muzycznych, tanecznych W jednym z felietonów Z. Sierpiński postuluje koncerty orkiestr w parkach, pisząc: „Stara to warszawska tradycja i warto by chyba do niej wrócić, może nawet i w dzień powszedni. Mamy wiele i to dobrych zespołów zakładowych (orkiestry dęte) i chyba one chętnie by się pokazały publicznie grając w Ogrodzie Saskim i w Parku Ujazdowskim”. Dobry pomysł; byłaby to jedna z trafniejszych inicjatyw z dziedziny upowszechnienia kultury i tak od lat wałkowanego problemu rozrywki; rozrywki, na którą jest rynek zbytu, a która niestety, zbyt często kształtuje zły gust. Z wytworzoną już od lat amatorszczyzną trudno już dziś, przynajmniej na razie, generalnie się rozprawić. A więc póki nie staje się jeszcze ciałem „wizja Warszawy lat 1980 —1990”, kiedy to na deskach kreślarskich powstają takie „placówki kulturalne o rozmachu, że dech zapiera”, łapmy każdy taki, nie wymagający wielkich nakładów — pomysł. Inaczej wielkie plany i świetne wydarzenia artystyczne będą sobie, a masowe uczestnictwo w kulturze — sobie. To ostatnie (uczestnictwo czynne, nie bierne) można rozumieć i tak, jak czynili to śpiewający (?) bohaterowie reportażu pt. Ostatni dzień w Barcelonie — A. Bartosza nadanego w programie I. Bohaterowie reprezentowali różne zawody, lecz jedno marzenie: być piosenkarzem. Reportaż usłyszałam w trzecim dniu wolnym od pracy 22 lipca, kiedy to wróciłam z interesującej wystawy Plastyka na zamówienie społeczne w Muzeum Narodowym, gdzie m.in. można było ujrzeć w dziale „Człowiek” perspektywy owego człowieka na Ziemi i w Kosmosie. A co — pytam — z perspektywami spędzania wolnego czasu? Przybywa nam go bowiem coraz więcej. Na razie młodzi chcąc „współtworzyć w radości, czynnie przeżywać kulturę” grają na gitarach (co jest jeszcze nie najgorsze), marząc o triumfach na estradach Warszawy, Paryża, czy Barcelony pod melodię Ostatniego dnia, po już jest znacznie smutniejszą sprawą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji