Wsparcie w koszmarze
„Wszystko źle! Najgorszy na świecie spektakl o dojrzewaniu” Miry Mańki w reż. autorki, w Teatrze Pinokio w Łodzi. Pisze Adam Karol Drozdowski, członek Komisji Artystycznej 31. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
„Wszystko źle! Najgorszy na świecie spektakl o dojrzewaniu” Miry Mańki w reż. autorki, w Teatrze Pinokio w Łodzi. Pisze Adam Karol Drozdowski, członek Komisji Artystycznej 31. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Znacie pewnie takie sny: stoicie przed jakimś wyzwaniem, może w nowej sytuacji zawodowej, która wymaga szczególnej uwagi, może przed publicznym wystąpieniem, którego powodzenie zależy od wielu czynników, może czeka was egzamin – i wszystko zaczyna się sypać, nie docieracie na czas, nie działa wam sprzęt, nie pamiętacie tekstu, a w ogóle to pewnie lądujecie przed całą widownią bez spodni. Kompromitacja! Człowiek budzi się z takiego snu rozbity i długo dochodzi do siebie; pewnie bywa tak wszędzie, ale w branży teatralnej twórczy chaos i przedpremierowe napięcie karmią takie koszmary nadzwyczaj często. Koszmary – bo czym innym jest konieczność skonfrontowania się z własnym, zaszytym często w nieświadomości wstydem. A pamiętacie jeszcze, kiedy podobne sny się u was pojawiły?
Mira Mańka, realizując własny tekst Wszystko źle! Najgorszy na świecie spektakl o dojrzewaniu na małej scenie łódzkiego Pinokia, podjęła brawurową (bo udaną!), próbę przekucia doświadczenia wstydu we wsparcie dla zawstydzanych. Skróceniu dystansu między obsadą spektaklu a młodą widownią służy komediowa rama, angażująca wszystkich realizatorów przedstawienia, ale jak żywcem wyjęta z branżowych koszmarów sennych: miał to być „najlepszy na świecie” spektakl, a od startu posypało się wszystko. Spaliły się bezpieczniki, zgasły reflektory, urwała się dyskotekowa kula, padł dźwięk, zaciął się statyw, a jeden aktor nie dojechał i trzeba go było na szybko zastąpić technicznym. Dzieciaki na widowni bawiły się dobrze, słuchając wzajemnych aktorskich docinków, które padały z wygaszonej sceny w czasie panicznych prób ugaszenia tych nagłych pożarów – a mnie skręcało, nie tylko z radości, ale i dyskomfortu, bo zbyt dobrze znam takie sytuacje. Ostatecznie wszyscy jak sądzę, młodsi i starsi, zostaliśmy tym wstępem kupieni – tak działa performans żenady, że automatyczna empatyczna reakcja na zakończone nawet klapą, ale poparte staraniami pierwsze próby, łatwo przeobraża się w szczerą sympatię wobec próbujących. Grunt zbudowany, można było zaczynać właściwy spektakl.
Jeśli idzie o emocje, niewiele się w nim potem zmieniło; dalej skręcało mnie z radości i dyskomfortu, tyle że coraz mocniej podszytych autentycznym wzruszeniem, bo przywołujących pamięć innych doświadczeń. Dojrzewanie! Jakiż to trudny temat, jak ważny, zwłaszcza gdy w dziedzinie edukacji emocjonalnej, seksualnej (czy ogólnie, przygotowania do życia niekoniecznie w rodzinie) mamy potężne systemowe i społeczne braki. Pewnie wobec nich właśnie zaskakująco szeroko temat dojrzewania zaczął być poruszany na polskich scenach, choćby w mijającym sezonie. Znaczące, że swojej teatralnej reprezentacji doczekała się nareszcie grupa wiekowa do tej pory raczej pomijana, nie mieszcząca się ani w kategorii widza dziecięcego, ani młodzieżowego: młodzi ludzie wchodzący dopiero w nastoletniość, już walczący o autonomię, ale jeszcze zależni od dorosłych, już za poważni na bajkowe zwierzęce alegorie, a jeszcze nie gotowi na teen dramy, za to zmagający się ze wszystkimi nagłymi zmianami w ciałach i psychice, które ich do tej gotowości szykują. W tym trudnym wieku jest bohater opolskiego POV: masz 12 lat i prze***ane Mariusza Gołosza, skupiającego się na dobrostanie psychicznym nastolatka i trudach wykuwania relacji społecznych. Jego rówieśnicą jest bohaterka 28 dni z życia dziewczyny Sandry Szwarc z gdańskiej Miniatury, spektaklu przygotowującego do i oswajającego z menstruacją, w jej zarówno fizycznych, jak i społecznych aspektach. Czy są to przedstawienia edukacyjne? Tak, i nie udają niczego innego. Ale, co ważne i nieoczywiste, szukają dla treści jednoznacznie edukacyjnych niebanalne artystyczne formy, są pełnoprawną, jakościową rozrywką. No i, choć uczą – nie starają się pouczać. Raczej oddają głos nastoletnim bohaterom, niż usiłują formatować nastoletniego widza.
Wszystko źle! idzie w reprezentacji bez zawłaszczania jeszcze dalej: narracyjna rama nieudanego pokazu spektaklu pozwala obsadzie na laboratoryjne przyglądanie się wczesnonastoletnim zmaganiom, na powtarzanie tych samych scen przy rozmaitych scenariuszach, na podchodzenie do tematu od różnych stron. Skoro sam pokaz nie udał się przy pierwszym podejściu, zrozumiałe, że pierwsze młodzieńcze relacje romantyczne, tak samo jak pierwsze reakcje nastolatków na nowe sygnały płynące z ciała, też nie muszą się udać. Empatia i sympatia wobec aktorów przenosi się na bohaterów ich opowieści; nawet, kiedy są to postaci wręcz stereotypowe, jak nerd pokrywający nieustanne zawstydzenie blazą, traktowane są z czułością i tym samym ciepłym dystansem, co metateatralne persony obsady, Aktorka Bez Pracy czy Pan Mareczek. Sceny można by rzec: rodzajowe, opowiadające szkolne i międzyludzkie perypetie nastolatków, mieszają się z psychodelicznymi sekwencjami swoistego performatywnego wykładu z biologii – gdy przestrzeń gry okupują choćby personifikacje hormonów wieku dojrzewania. Myślę, że wielkie zasługi dla tej nowej formuły teatru młodego widza mają niedawne głośne animacje zza oceanu. Z jednej strony Disneyowskie W głowie się nie mieści, dwa jak dotąd pełnometrażowe kinowe filmy, w delikatny sposób przygotowujące do zrozumienia i zaakceptowania własnych emocji, z drugiej – dostępny na znanej platformie streamingowej serial Big Mouth, satyryczny z ducha i wręcz brutalny w pokazywaniu zmian z procesu dojrzewania. O ile w pierwszym przypadku głową bohaterki zarządzają sympatyczne, czy wręcz pocieszne personifikacje podstawowych, a z wiekiem coraz bardziej skomplikowanych emocji, o tyle w serialu życie bohatera wywracają do góry nogami wulgarne, kosmate hormonalne potwory, upostaciowiona w grubego kota depresja i inni tego typu tricksterzy.
Spektakl Mańki korzysta w równym stopniu z tych współczesnych konotacji, jak i z bardziej oswojonego stylu opowiadania o tajnikach biologii jak w przypadku dawnej, więc i grzeczniejszej, francuskiej animacji Było sobie życie z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. I choć cały zespół, włączając w to obsługę techniczną, wyraźnie gra do jednej bramki, wyróżnia się zeń szczególnie Piotr Osak, obok roli Zblazowanego, również autor fantastycznej, dojrzałej i nieoczywistej jak na przedstawienie młodzieżowe muzyki do wpisanych w scenariusz piosenek. Piosenek, dodajmy, trudnych, jak w przypadku tej, na którą składa się litania skomplikowanych nazw związków chemicznych, które dokonują przewrotu w organizmie nastolatka. I myślę sobie, że to jest jeden z momentów największego sukcesu Wszystko źle!: niejedną uroniłem łzę na spektaklu, czasem ze śmiechu, czasem rozczulenia, ale wzruszenie, które zostało ze mną do dziś, uderzyło mnie na widok grupy aktorów w pokracznych, poobszywanych różnymi naroślami trykotach, śpiewających “to my, to my, to my hormony / małe chemiczne związki / i życiowe katastrofy / długie ręce i za długie nogi / rosnące piersi, pryszcze / i niechciane wzwody”, a zaraz potem “GnRH – gonadoliberyna / LH – lutropina / FSH – folikulotropina / tyroksyna / testosteron / estrogeny, progesteron / androstendion”. Scena jest tak bizarna, że aż sam się musiałem zastanowić, skąd to pochlipywanie?
Ano stąd, że paradoksalnie świadczy ona o fundamentalnie poważnym podejściu realizatorów do swojego widza. Takim, które zmusza do skonfrontowania się twórców z własnym wstydem i własnym stosunkiem do tematów, wciąż będących tabu. Takim, które wystawia samych artystów na kontrolowaną co prawda, ale śmieszność i kompromitację. Wreszcie takim, które nie infantylizuje odbiorcy, ani w kwestii naukowych określeń, ani niechcianych wzwodów. Poważnym. I zazdroszczę łodzianom wchodzącym w wiek nastoletni, że ktoś postanowił ze sceny tak do nich mówić, tak jak zazdrościłem łodzianom trochę starszym, mniej więcej od liceum do emerytury, że tamtejszy Teatr Nowy postanowił przytulić ich dojrzalsze emocjonalno-fizyczne perypetie świetnym Ciałem dziewczyny Darii Sobik. Oby więcej takiego teatru; może szybciej pozwoli pozbyć się koszmarnych snów o pierwszych razach.
Mira Mańka WSZYSTKO ŹLE! NAJGORSZY NA ŚWIECIE SPEKTAKL O DOJRZEWANIU. Reżyseria: Mira Mańka, scenografia: Anna Rogóż, muzyka: Piotr Osak, reżyseria świateł: Mikołaj Kałużny, choreografia: Olga Bury. Prapremiera w Teatrze Pinokio w Łodzi 13 kwietnia 2024.