Olimpia
Z tego, co wiem, pochodziła z ziemiańskiej rodziny w Przytułach (Łomżyńskie) i była ukochanym dzieckiem Franca Fiszera, mistrza konfabulacji. Sam Franc Fiszer bywał u nich na wilegiaturze. Talent narracyjny odziedziczyła po tym przyszywanym ojcu: dopiero teraz, kiedy umarła, tak niewiele o niej wiem, choć cały czas opowiadała o swoich mężach (nic o nich nie wiadomo, a pewnie nazywali się Radziwiłł i Poniatowski). Opowieści rosły jej jak chleb, który nazywała materacem. Wszyscy czekali na ten materac. A ona miesiła go, fabularnie i dosłownie (to był wspaniały chleb; kto materaca Olimpii nie jadł, ten nigdy nie był w niebie).
Podobno pochodziła z ziemiańskiej rodziny. Podobno była ulubionym przyszywanym dzieckiem Franca Fiszera. Podobno poznała Marka Hłaskę, zanim Henryk Bereza (sławna to i godna opowieść) oddał nowo zakupiony rower na posterunku w Skierniewicach w celach obronnych. Podobno sam Henryk Bereza (cudownie się starzała) pomylił ją z Agnieszką Osiecką. Podobno nawet jej imię było zmyłką. Uwielbiam wielokrotnie powtarzaną przez nią historię o tym, jak raz zagadała przyszłego nadredaktora Bohdana Zadurę na rynku w Kazimierzu: na konwencjonalne pytanie „co słychać?” ten, po głębokim namyśle i po dwu godzinach, odpowiedział: „nic”.
Kiedyś — tak się złożyło — razem oglądaliśmy Burzę Szekspira/Warlikowskiego w Teatrze Rozmaitości (dziś TR). Miałem bilety, bo je kupiłem. Trzy godziny na plastikowych fotelach, zgroza! Przedstawienie jej się spodobało: może nie chciała być niegrzeczna, bo bilety były drogie, może zachwyciło ją to zbieranie zabawek w piaskownicy przez starego Szekspira. Nie wyszła przed końcem przedstawienia, choć Janusz Gajos, jak wiadomo, rzucił rolą Prospera i dlatego zagrał ją w trybie awaryjnym Adam Ferency.
Umarła w ostatnim dniu karnawału. I’m crying…