Artykuły

Słowo, które łączy

Można tu usłyszeć wielkie historie oparte na klasycznej literaturze, ale i współczesne opowieści zaczerpnięte z tradycji rodzinnej, lokalnej. Festiwal opowiadaczy to odpowiedź na kryzys międzyludzkiej komunikacji.

Kiedy rok temu rozmawiałam z Małgorzatą Litwinowicz, dyrektorką Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Opowiadania, mówiła ona o po­wszechnym w społeczeństwie braku umiejętno­ści nie tylko prowadzenia dialogu, rozmowy, ale nawet artykułowania. Stawiała tezę, że ko­munikacja międzyludzka została zaburzona, a może w ogóle zerwana („Teatr” nr 3/2017). Po­bieżna analiza publicznych wypowiedzi w me­diach i potocznych na ulicy rzeczywiście nie pozwala na optymizm. Jeszcze mocniej niż niegdyś brzmią słowa Tadeusza Różewicza: „słyszę / jak byle kto mówi byle co / do byle ko­go”. Od kilkunastu lat, między innymi z nie­zgody na tę bylejakość, odbywa się Międzyna­rodowy Festiwal Sztuki Opowiadania. W 2017 roku miał on swoją dwunastą edycję.

Każdy festiwal opowiadaczy ma odrębny tytuł — hasło spajające różnorodne programy. W ubiegłym roku było to „Superbohaterowie?”. Opowiadacze to ludzie szczególnie wrażliwi na słowo, którzy otwierają nim różne drogi interpretacji; są także czuli na przemiany języka i jego rozwój. Tytuł prowokacyjnie każę wątpić, czy wielcy bohaterowie w ogóle byli wielcy, pyta, w czym przejawiało się ich bycie „super”, czy dziś jeszcze istnieją. Słowo „super”, tak jak „fajnie”, jest jednym z częściej używanych słów wytrychów. Super może być książka i dziew­czyna, jedzenie i widok za oknem, ciuchy i spektakl teatralny. Mamy supermena, supergwiazdę, supermocarstwo i superprodukcję. Znamy też superbohaterów — osoby odznaczające się męstwem, niezwykłymi czynami, ofiarnością, które występują w starych mitach i współczesnych narracjach. Organizatorów fe­stiwalu coś jednak uwierało w znanych opo­wieściach. Postanowili nie tyle je zreinterpretować, ile posłuchać ich na nowo, bo jak pisze Litwinowicz w festiwalowym programie: „Mo­że heroizm nie jest czynem, tylko zaniechaniem, może nie jest gestem, ale opuszczeniem ręki, może nie podjęciem wyzwania, ale odmową? Może na koniec okaże się, że nie ma większe­go zwycięstwa, niż przegrać najlepiej i to jest akurat to, co nam się wszystkim uda?”.

Festiwal łączy różne nurty opowiadania. Moż­na tu usłyszeć tradycyjne opowieści epickie, wielkie historie oparte na klasycznej literatu­rze, ale i współczesne opowieści zaczerpnięte z tradycji rodzinnej, lokalnej, czy przygody za­słyszane na ulicy. Ta różnorodność jest zresztą siłą festiwalu. Już w ciągu dwóch pierwszych dni można było doświadczyć jej z całą intensyw­nością. Zaprezentowano wówczas mityczną historię o Minotaurze, apokryfy Nowego Tes­tamentu o Bożym Narodzeniu, historię Don Kichota i Sancho Pansy, a wreszcie współczesny dialog dwóch przyjaciół pochodzących z wro­gich krajów. Każda z opowieści ubrana została w inną formę sceniczną. Łączyła je jednak mu­zyczność, zarówno ta ukryta w słowie, w je­go dźwięku, jak i ta wprowadzana dzięki in­strumentom — często prawie już nieużywa­nym — i śpiewowi. We wszystkich historiach opowiadacze wydobywali z bohaterów przede wszystkim to, co ludzkie, a nie to, co nadzwyczajne. Studnia O., wybierając z Don Kichota z La Manchy mniej znane opowieści, pokazała wrażliwego rycerza, który widząc z dala dziw­ne, przerażające kształty, nie rozpoznaje w nich trywialnych foluszy, nie potrafi tańczyć, ale walczy o świat swoich wartości. Sancho Pansa zaś to miłośnik życia, który nie chce być gubernatorem, skoro ze względu na „urzędnicze zdrowie” niemal wszystko musi zostać wyeli­minowane z jego diety (świetna w tym epizo­dzie Małgorzata Litwinowicz). Z historii o Mi­notaurze przedstawionej przez Michela Hindenocha (Asterjos. Legenda o Minotaurze) za­padają w pamięć łzy Ariadny porzuconej przez Tezeusza na wyspie Naksos. Francuski opowiadacz zachwycił szlachetnością i czysto­ścią formy. Przez całą opowieść stał w jednym miejscu, a mimo to, dzięki wartkiej narracji, granej na żywo muzyce, udanej reżyserii świa­teł, ożywił stary mit i oddał zwyczajną, bo ludz­ką emocjonalność bohaterów.

Obserwując festiwal w 2016 roku, zastanawia­łam się, dlaczego nikt z opowiadaczy nie sięga po historie biblijne. Czy wykonawcy boją się, by nie zostali posądzeni o konfesyjność, a może religia, będąca nieraz elementem politycznych gier, zobrazowana w opowieści mogłaby bar­dziej dzielić niż łączyć słuchaczy? Ale przecież biblijne zdarzenia stanowią rdzeń kultury eu­ropejskiej i — mówiąc wprost — to świetny ma­teriał do opowiadania. W 2017 roku udowod­niła to Barbara Derlak (z wykształcenia kulturoznawczyni i religioznawczyni, klarnecistka i wokalistka zespołu Chłopcy kontra Basia), się­gając nie do tekstów kanonicznych, lecz do apokryfów, między innymi do Ewangelii Pseudo-Mateusza, Ewangelii Arabskiej Jana czy Ewangelii Gruzińskiej. Jej opowieść zaczyna się od historii o Symeonie Starcu, który czeka na Mesjasza, a kończy na pięknej scenie opisu­jącej niezwykłe, pełne blasku i światła naro­dzenie Jezusa. Wzruszająca była historia o ma­łej dziewczynce, Marii, zaprowadzonej przez matkę — Annę, do świątyni, by spędzić tam dzieciństwo i młodość aż do zamążpójścia. Trudno było nie uśmiechać się przy opowieści, jak stary Józef — wdowiec, ojciec dorosłych dzieci — stojąc w tłumie młodych mężczyzn, z któ­rych kapłani chcieli wybrać godnego męża dla Maryi, robił wszystko, by nie brać udziału w „konkursie”. Barbara Derlak nie opowiada świętej historii na kolanach, lecz jako ciekawą, barwną opowieść, trochę niesamowitą, nieraz przesadzoną (zdarza się, że opowiadaczka pu­szcza do nas oko, mówiąc na przykład o świę­tych ciążach, które trwają siedem miesięcy). O Narodzeniu to historia świetnie skompono­wana, pełna humoru, lekkości, przedzielana znakomicie śpiewanymi fragmentami, uwodzą­ca płynnością narracji Barbary Derlak, a także muzyką wykonywaną przez opowiadaczkę i Sebastiana Wielądka. To rzadka okazja, by usłyszeć lirę korbową, bęben ramowy, duduk, nej czy bansuri.

Wielkie zainteresowanie wśród stałych bywalców festiwalu i tych, którzy nie znali wcześniej tej imprezy, wzbudził program Mój ojciec trzy­mał broń, uznany za najlepszy spektakl na Am­sterdam Fringe Festival. Jest to opowieść dwóch mężczyzn, którzy pochodzą z Iranu i Izraela. Kra­je te, będące niegdyś w przyjaźni (Iran jako drugi po Turcji uznał w 1950 roku niepodległość Izra­ela, a potem, aż do islamskiej rewolucji w la­tach siedemdziesiątych, miał z nim bardzo dobre, wręcz sojusznicze stosunki polityczne), dziś są w stanie ciągłego napięcia. Od 1979 roku nie istnieją formalne kontakty między Izraelem a Iranem. Kilka miesięcy temu Ali Chamenei, Najwyższy Przywódca Islamskiej Republiki Iranu, wzywał do wojny z Izraelem i popierał wszelkie ataki terrorystyczne na Żydów.

Raphael Rodan i Sahand Sahebdivani nie sięgają do literackich mitów czy starych epo­sów, lecz czerpią z opowieści rodzinnych i pry­watnych historii (zawiedziona miłość, rola matek w życiu, postawa ojców wobec rewolucji), by na ich podstawie zbudować uniwersalną opowieść o bezsensie konfliktów i nadziei na pokój. Zaczynają od prostego pytania skiero­wanego do publiczności: czy wiemy, który z nich jest Irańczykiem, a który pochodzi z Izra­ela? Czy potrafimy na podstawie wyglądu, syl­wetki, ubrania ocenić, jakiej są narodowości? Oczywiście, że nie potrafimy. Obaj mają dłuż­sze ciemne włosy, podobny śniady kolor skóry, obaj ubrani są w T-shirty i sportowe spodnie. Czy któryś z nich wygląda na terrorystę Araba, czy w rysach któregoś z nich rozpoznamy sy­jonistę Żyda? Opowiadacze od początku swej historii chcą łamać stereotypy, rozbijać nasze, ugruntowane głównie przez media, wyobraże­nia. Spotkanie na jednej scenie Irańczyka i Izra­elczyka to wydarzenie niecodzienne. Zaskakuje też, że są przyjaciółmi i wspólnie tworzą Mezrab Storytelling School, gdzie prowadzą kursy i warsztaty dla opowiadaczy. Obecnie mieszka­ją w Holandii, jednak ukształtowały ich odmien­ne kultury, religie, tradycje. Od dawna stawia­ją sobie za cel, by poprzez sztukę łączyć czy — jak mówi Raphael — budować mosty dla między­kulturowej komunikacji.

Poprzez proste sytuacje i przykłady z włas­nego życia opowiadacze chcą mówić o rze­czach najważniejszych. Stawiają trudne pyta­nia: jaki sens ma wojna, po co walczymy, dla­czego nie wkładamy więcej wysiłku w zapro­wadzanie i podtrzymywanie pokoju? Stoimy wobec nich nieco onieśmieleni, a zarazem ucie­kamy od odpowiedzialności, tłumacząc samym sobie: co ja mogę. Pytania brzmią tym bardziej dotkliwie, że stoi przed nami dwóch mężczyzn — nie aktorów, lecz zanurzonych w bezsens i prze­moc bliskowschodniego konfliktu opowiada­czy, których ojcowie, jak podkreślają, gdyby historia potoczyła się nieco inaczej, stanęliby naprzeciw siebie z bronią. Mało znamy takich historii? Opowiadacze wykorzystali autentycz­ne listy francuskiego i niemieckiego żołnierza, którzy walczyli po dwóch stronach okopów podczas I wojny światowej. Tych dwóch chłopców-wrogów niczym się nie różniło. Obaj ba­li się, tęsknili, kochali, obaj spędzili w samot­ności Boże Narodzenie. Tak samo nudzili się, a jak wiadomo, na nudę najlepsza jest piłka noż­na. Na polu walki rozegrali więc mecz. Sport łą­czy. Łączą nas uczucia, emocje, zdarzenia. W gruncie rzeczy jesteśmy bardzo podobni.

Sztuka opowiadania Raphaela i Sahanda dotyka prawdą przeżycia i doświadczenia. Opo­wiadacze świetnie czują scenę, korzystają z nie­wielu rekwizytów, czasem dodają jakiś ele­ment do kostiumu. Wszystko starają się zawrzeć w słowie, w rysowanym w wyobraźni widza obrazie. Choć mówią po angielsku, z łatwością nawiązują kontakt z widzami. Wielokrotnie starają się wciągnąć publiczność w swoją his­torię poprzez bezpośrednią relację, zadawanie pytań, odwoływanie się do polskiego kon­tekstu. Kiedy publiczność czuje się już z nimi bard zo dobrze, śm ier tel n ie poważn ie wygłaszają apel o pokój. Opuszczona dłoń bez broni, lecz z pełnym tęsknoty listem czyni z żołnie­rzy i z opowiadaczy nie superbohaterów, ale normalnych mężczyzn, którzy chcą zwyczaj­nie żyć, którzy mówią do nas o nas. Opowiadacz to przecież człowiek dzisiejszy, który daje opo­wieściom swój głos, swój język i swoją muzykę, który, jak przekonuje Hindenoch, „opowiada dzisiejszym ludziom historie starsze niż świat i młodsze od ostatniego deszczu”.

XII Międzynarodowy Festiwal Sztuki Opowiadania, Warszawa, 15-19 listopada 2017

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji