„Trzeci program” [Tym razem też o literaturze...]
Tym razem też o literaturze, tylko nieco innej, na użytek rewii. Mam na myśli teksty pisane dla „Syreny”, a spożytkowane przez ten zasłużony teatr rewiowy w widowisku pt. „Trzeci program”. Nazwa tego spektaklu wzięła się stąd, że to rzeczywiście jest trzeci program wystawiony przez „Syrenę” pod nową dyrekcją, oraz pewna aluzja do telewizji, która dysponuje tylko dwoma programami — stąd więc niby zabieg konkurencyjny: „program trzeci” na Litewskiej.
Nie zamierzam pisać recenzji z tego spektaklu, bo nie miejsce tu na recenzowanie rewiowych widowisk. Pozwolę sobie zatem na parę impresji.
Po pierwsze — mile zaskakują widza teksty skeczów, konferansjerki, w której to roli Krystyna Sienkiewicz staje się bezkonkurencyjna. Ale tylko tyle na ten temat w obawie, żebym przypadkiem nie napisał recenzji, przed czym najwyraźniej się bronię. Takie mam przynajmniej intencje. Otóż — trzeba powiedzieć, że teksty nadspodziewanie dobre (może tylko trochę zbyt nieśmiałe, chociaż ten o rybach był kapitalny, ale znów muszę skończyć, bo jeszcze słowo, a machnę recenzję, a naprawdę nie chciałbym tego zrobić). Bo w ogóle mania recenzencka tak się rozpanoszyła, zwłaszcza w dziedzinie tzw. krytyki literackiej i tak się te recenzje (z różnych względów, m.in. kumoterskich, jeśli chodzi o nasze rodzime dzieła) rozpleniły, że niemal zupełnie nie można dostrzec rzeczowej, towarzyszącej pisarzowi krytyki.
Teksty więc były w „Syrenie” zgrabne, literacko poprawne, w paru wypadkach godne szczególnej uwagi. Nie było tzw. wygłupków i kalamburów stosowanych na siłę. Wygłupiali się zresztą tylko dwaj panowie: Leśniak i Brusikiewicz. Ale oni potrafili to robić i ich „wygłup” aktorski jest celny i bez niego rewia prawdopodobnie nie byłaby nawet rewietką. Oni trzymali o przedstawienie, podobnie jak Ewa Pokas, Ewa Szykulska i wspomniana już Krystyna Sienkiewicz. Wszystko to jednak mieściło się w granicach dotychczasowych osiągnięć „Syreny” i specjalnej sensacji tu nie było. Oczywiście, poza tym Trzecim programem, który miał (jakoby) konkurować z telewizją. Miał, ale w istocie nie konkurował, co trzeba mu na plus zapisać. Bo gdyby na sim konkurował, widowisko mogłoby się okazać mniej dobre. A tak, jak powiedziałem, ciekawe teksty, w części bardzo dobrzy wykonawcy, no i wykonawczynie (również i te z baletu! — co za wspaniałe nogi; nie można było ich nie zauważyć), Leśniak jako Groucho Marx — to w ogóle zjawisko rewiowej sceny. No, ale znów się zagalopowałem i wysmażam recenzję ku zadowoleniu dyrektora Filiera, czego raczej wołałbym uniknąć z dwóch powodów: żeby rzeczywiście nie napisać recenzji i żeby kierownik tej wspaniałej „Budy”, jaką jest „Syrena”, był trochę mniej zadowolony i następny spektakl razem ze Stefanem Wentą zrobił jeszcze bardziej dynamiczny, chociaż na dobra sprawę, dynamitu było wystarczająco dużo, bo w drugiej części śpiewała Wioletta Villas. Jest to rzeczywiście piosenkarka (słowo to właściwie nie oddaje skali jej niebywałego talentu) o ogromnych możliwościach. Pod warunkiem, że teksty będzie pisał jakiś utalentowany poeta estrady, no i przydałby się aranżer, chociaż występ w „Syrenie”, jeśli chodzi o aranżacje, nie mógł budzić żadnych wątpliwości. Trzeba jeszcze odpowiednich tekstów — przecież to piosenkarka, która ciągle jeszcze nie wykorzystuje wszystkich swoich wokalnych możliwości. A szkoda!
I tak oto napisała mi się prawie recenzja.
I to w rubryce, którą zazwyczaj poświęcani literaturze. Ale raz mogłem sobie na to pozwolić. Zresztą żyjemy w dobie, w której i przemówienia są literaturą. Czy nie były takie np. przemówienia de Gaulle’a. Na pewno były i chyba nikt w to nie wątpi.
PS. Ten Trzeci program w sumie nie był gorszy od znanego nam pierwszego i drugiego. A nawet trochę lepszy. Ale to jeszcze o niczym nie świadczy, bo podobno istnieją wartości nieporównywalne. A bierze się to stąd, że dwóch rzeczy nie sposób porównywać, a czasami nawet nie warto. Jeśli chodzi o „Syrenę” — to też nie bardzo można ją z czymś porównać, bo właściwie brak konkurencji. W każdym razie ostatnio ten sympatyczny teatr daje nam coraz lepsze przedstawienia. A swoją droga łza w oku się kręci — jeśli przypomnimy sobie, ile to dawniej egzystowało tego rodzaju kabaretów i teatrzyków. Widocznie nasze czasy znamionuje znacznie większa powaga.