Nie męczmy panny Elżuni!
Oscar Wilde mawiał, że jest tylko jedna sprawa gorsza od pieniędzy: brak pieniędzy. Znam trzecią: dowcipy o pieniądzach i braku pieniędzy!
Niestety, Ryszard Marek Groński i Daniel Passent nie obronili się przed tą pokusą. Ułożony przez nich nowy program teatru „Syrena” nosi tytuł Seks i pieniądze. Dwaj sławni felietoniści, z których jeden jest także komediopisarzem, już po raz drugi piszą scenariusze widowiska, wystawianego w najpopularniejszym rewiowym teatrze Warszawy. Ale pierwszy z tych programów, Seks i polityka, zawierał przynajmniej okazję pysznego monologu Krystyny Sienkiewicz i wiele zręcznych scen, ripost, powiedzeń.
Autorzy Seksu i pieniędzy popełnili obecnie dwie omyłki. Po pierwsze — sięgnęli po okoliczności ograne, wyciśnięte jak cytryny, nieciekawe. Po wtóre: uczynili to w sposób mało oryginalny! Wiadomo, że nasz znany piłkarz, Zbigniew Boniek, jest człowiekiem dowcipnym i pełnym humoru. Autorzy Seksu i pieniędzy pokazali go — jako niemal marionetkę i kazali żałować, że on sam nie napisał swych kwestii…
Aktorzy próbują przyjść z pomocą. Bohdan Łazuka ma dobrą scenę „na migi”; zabawnie pointuje także przydługą rozmowę w biurze paszportowym. Zofia Czerwińska potrafi krzesać humor i niełatwego monologu o niespełnionych nostalgiach spóźnionej kandydatki na miss piękności. Roman Kłosowski punktuje swój występ ze znaczną ekspresją.
Na szczęście reżyser, Witold Filier, przeobraża program — w widowisko optyczne. Głośniki działają niedobrze, natomiast piękne są dekoracje Wowo Bielickiego z uroczą lekką kurtynką-zasłoną. Pomysłowe bywa operowanie światłem. Jedenaście tancerek i dwóch baletników tworzy rewiowe obrazy. Formuła „Qui pro quo” zdominowała tradycję „Bandy”. Mamy nawet gwiazdę w rodzaju Mistinguett: Elżbietę Zającówną. Ona właśnie staje się ozdobą spektaklu. Triumfalnie pojawia się w płaszczu, który odrzuca, by się ukazać w pełni swej efektownej urody prześwietlonej uśmiechem.
Zającówna śpiewa, tańczy solo i z zespołem, wykonuje figury ze znaczną szybkością. Zdolna krakowianka wykazała już, że odznacza się niemałym talentem komediowym. Chyba właśnie role dramatyczne są jej żywiołem. Takich młodych aktorek, nie zmanierowanych filmem czy telewizją — nie mamy zbyt wielu; dlatego podziwiając ofiarność, zwrotność i swobodę Zającówny, doznawałem chwilami niepokoju. Czy nie zanadto eksploatujemy pannę (czy panią) Elżbietę z Krakowa? Czy w pogoni za efektami śpiewno-muzycznymi, wśród nieustannych przebierań nie zabraknie jej tchu? Wolelibyśmy, by operowała słowem, czy sytuacjami — co doskonale potrafi.