Jak to w rodzinie
Bywalcy teatrów pamiętają z pewnością wielki sukces sztuki May-day Raya Cooneya, która święciła triumfy na wielu polskich scenach. W końcu przyszedł czas na kolejną farsę tego autora — Wszystko w rodzinie.
W czasach, gdy dyrektorzy teatrów nie mogą już liczyć tylko na dotacje, spektakle, które przyciągną publiczność do teatru, stały się niezwykle cenne. Stąd pewnie coraz chętniej wystawiane są łubiane przez widzów komedie i farsy. Wszystko w rodzinie to zabawna komedia omyłek, pełna kłamstw, przebieranek, nieporozumień i sytuacyjnych dowcipów. Akcja rozgrywa się w pewnym londyńskim szpitalu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Trwają właśnie przygotowania do tradycyjnego świątecznego przedstawienia oraz corocznego zjazdu lekarzy, na którym dr Mortimore wygłosić ma referat. Niestety, od samego rana wszystko idzie nie tak, jak powinno. Pojawia się nagle niejaka Jane Tate, która przed laty pracowała tu jako pielęgniarka. Okazuje się, że ma 18-letniego syna, którego ojcem jest właśnie dr Mortimore. Ten zaś, jako szczęśliwy mąż, ceniony lekarz i szanowany obywatel, nie może przyjąć na siebie nowych obowiązków. Wymyśla więc niezliczone sposoby, by ukryć niewygodną prawdę.
Zabrzański spektakl zrealizowany został tradycyjnie, bez zbędnych udziwnień. Scenografia stanowi tu właściwie tylko tło dla postaci — ludzi podobnych do nas, uwikłanych w dość prozaiczne sytuacje. Dlatego cały ciężar spada na aktorów, którzy muszą wykrzesać ze swoich bohaterów to, co najzabawniejsze. Najlepiej z tym zadaniem poradzili sobie Wojciech Górniak i Wincenty Grabarczyk. Ten pierwszy jako dr Bonney prowadził swoją postać konsekwentnie i równo. Od samego początku swobodny i naturalny, zwracał na siebie uwagę. Ten drugi stworzył zaś niezwykle sympatyczną postać zramolałego, ale pełnego wigoru staruszka (zaskoczył przy tym publiczność umiejętnością stania na głowie). Marian Wiśniewski, grający dr. Mortimore’a, dopiero po pewnym czasie nabrał pewności siebie. Wyczuwalne na początku spektaklu napięcie na szczęście znikło i z minuty na minutę postać Mortimore’a nabierała rumieńców. Podobnie było z Sierżantem Krzysztofa Urbanowicza, który dopiero pod koniec przedstawienia dał popis w bardzo zabawnej scenie szału.
Wszystko w rodzinie ma szanse stać się kolejny m teatralnym przebojem. Trudno się dziwić, skoro w życiu nie wszystko dobrze się kończy.