Artykuły

Zamiast korony Himalajów – koronawirus

Najważniejsze polskie teatry straciły miliony złotych z powodu pandemii. Nie pojechały i nie pojadę w świat spektakle Lupy, Warlikowskiego, Mundruczó, Jarzyny, Szydłowskiego. Odwołano też lub przesunięto zagraniczne premiery i pokazy wielu naszych reżyserów.

W związku z odwołanymi wyjazdami naj­większe, bo wynoszące aż 2,5 min zł straty po­niósł Nowy Teatr w Warszawie, jego artyści, rze­mieślnicy oraz firmy współpracujące. Dyrektor Karolina Ochab nie zdecydowała się na ko­mentarz, bo, jak podkreśliła rzeczniczka tea­tru Ewa Vedral, liczby mówią za siebie.

Poza tym wszyscy, którzy choćby na krótko zetknęli się z teatrem, wiedzą, że każdy zagra­niczny wyjazd to okazja do konsolidacji ze­społu aktorskiego, dodatkowego potwierdze­nia, że ciężka praca na próbach miała sens. Za każdym zagranicznym zaproszeniem idzie nie tylko okazja do spotkania z nową publiczno­ścią, ale — dla najlepszych aktorów — także szansa na zagraniczne angaże. Dla teatru to możliwość powalczenia o nowe koprodukcje, co stało się jedną ze specjalności Nowego Tea­tru w Warszawie i jego dyrektor. Tymczasem zamiast cieszyć się sukcesami, trzeba przesta­wić na nowe tory olbrzymią machinę logis­tyczną, szukać nowych terminów w przyszłym roku, o ile sytuacja związana z koronawirusem się poprawi.

Straty związane z odwołanymi wyjazdami Nowy Teatr zaczął liczyć już tydzień po zamk­nięciu scen w Polsce, czyli 20 marca. Wtedy miał się rozpocząć pierwszy z trzech pokazów MaMoMi, instalacji performatywnej Izy Chlewińskiej dla najmłodszych dzieci i ich opie­kunów, na madryckich Teatraliach. Potem odwołano trzy pokazy Procesu Krystiana Lupy w Szanghaju na Modern Drama Valley, zaplanowane na 1-3 maja. Wybitny inscenizator ma prawo czuć się jednym z najbardziej pokrzyw­dzonych przez koronawirusa, ponieważ pan­demia zatrzymała pokazy wielu jego spektakli, także zagranicznych, o czym później.

W podobnej sytuacji znalazł się Krzysztof Warlikowski, dyrektor artystyczny Nowego Teatru. To miał być dla niego szczególny rok — nie tylko w Polsce, gdzie nie reżyserował od premiery Wyjeżdżamy w 2018 roku. Opera Pa­ryska postanowiła zrezygnować z wystawie­nia Jenůfy Janáčka w jego reżyserii. Poniosła kolosalne straty w związku z zeszłorocznym strajkiem, a od połowy marca każde odwołane przedstawienie oznaczało brak zaplanowa­nego wpływu w wysokości około 250 tys. euro. I chociaż w 2019 roku Lady Makbet mceńskiego powiatu w reżyserii Warlikowskiego wzbudziła zachwyt, nowa ambitna propozy­cja polskiego reżysera musiała ustąpić ta­kim pewniakom jak Faust czy Tosca, w której partię tytułową ma zaśpiewać Aleksandra Kurzak.

Warlikowski miał szczęście na Festiwalu Salzburskim, ponieważ losy tej jednej z naj­ważniejszych i największych imprez na konty­nencie ważyły się niemal do końca. Szczęście to było wsparte ciężką pracą — po sukcesach wcześniejszych straussowskich inscenizacji Warlikowskiego zaproszono do wyreżysero­wania Elektry na otwarcie setnej edycji festi­walu 1 sierpnia. Prestiż jest tym większy, że z siedmiu zaplanowanych premier operowych w Salzburgu odwołano pięć. Przetrwały zapla­nowana na otwarcie Elektra (również dlatego, że jest dziełem twórcy festiwalu Richarda Straussa, zaś jej prapremierę reżyserował dru­gi patron imprezy Max Reinhardt) oraz skró­cone Cosi fan tutte — bez Mozarta trudno sobie wyobrazić Salzburg.

Krzysztof Warlikowski stał się bohaterem du­żej publikacji w „New York Timesie” z okazji swo­jego wielkiego sukcesu w Salzburgu, którego świadkiem byli dyrektor Karolina Ochab oraz kierownik literacki Piotr Gruszczyński. To jed­nak nie powetowało strat związanych z głów­nym projektem, czyli warszawską prapremierą nowego dramatycznego spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego — Odysei. Historii dla Holly­woodu, inspirowanego Odyseją Homera, na pod­stawie Powieści dla Hollywoodu i Króla kier znów na wylocie Hanny Krall.

Premiera Odysei została przesunięta na kwie­cień 2021 roku, ale straty są gigantyczne, spektakl był bowiem zaproszony m.in. na osiem listo­padowych pokazów w La Colline w Paryżu. Fran­cuskie tournée miało zacząć się w maju w Clermont-Ferrand, w czerwcu zaplanowano prezen­tacje w Montpellier. W październiku zespół miał pojechać z nową premierą do Chociebuża w Niemczech, zaś przed Paryżem — na Festi­wal Jesienny do Madrytu. Mocnym czerwco­wym akcentem miały być dwa wieczory na fe­stiwalu w Epidauros. Z kolei do Wuzhen w Chi­nach zakontraktowano wcześniejszy spektakl Warlikowskiego — Wyjeżdżamy.

Epidemia koronawirusa uniemożliwiła tak­że wiele wyjazdów zespołu TR Warszawa na zagraniczne festiwale i wydarzenia artystycz­ne. 27 maja miała się odbyć międzynaro­dowa premiera Marii Klassenberg w reżyserii Katarzyny Kalwat, koprodukowana przez TR Warszawa i Volksbühne Berlin w ramach festiwalu POSTWEST — mówi Natalia Dzieduszycka, dyrektor TR Warszawa. Z kolei 22 sierpnia zespół pod kierownictwem arty­stycznym Grzegorza Jarzyny miał pojechać do Szwecji na Gothenburg Dance & Theatre Festival w Göteborgu ze spektaklem Fantazja w reżyserii Anny Karasińskiej.

Jednak o największym pechu i niespełnio­nych marzeniach mogą mówić twórcy i zespół aktorski spektaklu Cząstki kobiety w reżyserii Kornéla Mundruczó. To wybitne przedstawie­nie zdobyło w Polsce wiele prestiżowych na­gród, w tym również przyznaną przez mie­sięcznik „Teatr” Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza za najlepszą rolę kobiecą sezonu 2018/2019 dla Justyny Wasilewskiej oraz Nagro­dę im. Konrada Swinarskiego dla najlepszego reżysera sezonu 2018/2019.  8 maja 2020 ro­ku Cząstki kobiety miały otworzyć prestiżo­wy Kunstenfestivaldesarts w Brukseli, obec­nie najciekawszy i najważniejszy festiwal artystyczny w Europie — mówi Natalia Dzieduszycka. I dodaje: — Warto podkreślić, że po raz pierwszy w historii Kunstenfestivaldesarts polski teatr miał zainaugurować pro­gram tego wyjątkowego wydarzenia, promujego najważniejsze poszukiwania artystyczne i eksperymenty w sztuce.

Cząstki kobiety miały pojawić się również w programie zaplanowanego na czerwiec Athens & Epidaurus Festival. Z kolei w dniach 14-21 lipca polski spektakl węgierskiego reżysera umie­szczono w programie głównym LXXIV Festival d’Avignon we Francji — aż osiem pokazów! Przedstawienie TR zaplanowano na stworzo­nej specjalnie dla Tadeusza Kantora w 1985 ro­ku scenie Gymnase du Lycée Aubanel. — W ta­kiej wyjątkowej aurze TR Warszawa miał po trzynastu latach przerwy powrócić do Awinionu — mówi Natalia Dzieduszycka.

— Mam poczucie, że ranga Festiwalu Awiniońskiego jest wyjątkowa, chociaż gościłem tam tylko raz — powiedział „Rzeczpospolitej” Mundruczó po ogłoszeniu programu. — Trud­no teraz tak na gorąco opisać jego historię i tra­dycję oraz to, jaka czeka go przyszłość. Albo stwierdzić, czy rzeczywiście prezentuje tylko najlepsze nowe formy teatralne. Ale każdy arty­sta i widz w Awinionie czuje, że tamtejszy festiwal wszystkie te elementy naprawdę łączy. Cieszę się, że pojadę do Awinionu z TR Warsza­wa. Praca z nim przypomina działania w wę­gierskim Proton Theatre. Nie adaptowaliśmy klasycznych sztuk, tylko stworzyliśmy spektakl od początku. Tworzę w ten sposób za granicą, i choć nie mogę powiedzieć, że takie podejście jest niedozwolone — na pewno jest niepożądane. Tymczasem w TR Warszawa, kiedy przy­gotowywaliśmy Nietoperza czy Cząstki kobiety — proces twórczy był dla mnie niezmiernie ważny. Nie wiem, czy w Polsce to standard, ale w mojej karierze zdarzało się to rzadko, tym wspanialszym jest doświadczeniem — dodał węgierski reżyser.

Nie tylko publiczność w Awinionie nie mogła zobaczyć efektówtej pracy. — We wrześniu z Cząst­kami kobiety mieliśmy pojechać do Bochum na kolejne ważne wydarzenie artystyczne — Ruhrtriennale. Muszę podkreślić, że zaproszenie do udziału zarówno w Festival d'Avignon, jak i Kunstenfestivaldesarts czy Ruhrtriennale, a tak­że perspektywę spotkania polskiego teatru ar­tystycznego z masową międzynarodową pub­licznością traktowaliśmy jako ogromne wyróż­nienie, zarówno dla naszego zespołu, jak i dla warszawskiej oraz polskiej kultury.

Powtórzę za Kornelem Mundruczó: obec­ność zespołu TR Warszawa na wspomnianych festiwalach była jak teatralna korona Himala­jów, którą mieliśmy „zdobyć” w drugim i trze­cim kwartale 2020 roku. Tymczasem trzeba li­czyć straty. Utracone wpływy TR Warszawa na festiwale w Polsce i za granicą szacuje się na po­nad 1 min zł.

W grudniu 2019 roku na festiwalu Boska Ko­media chińscy producenci ogłosili, że zapra­szają do siebie Capri Krystiana Lupy. Odbył się nawet specjalny panel z udziałem dyrektorów chińskich teatrów. Opowiadali o tym, jak radzą sobie z cenzurą i jak przechytrzyć komisje cenzorskie, które składają się z kilkudziesięciu osób. Lupa wspominał o perypetiach związa­nych z przygotowaniami do swojej chińskiej premiery w 2017 roku: Mo Fei Shi Tieshenga z udziałem Wanga Xuebinga, aktora znanego m.in. z nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem filmu Czarny węgiel, kruchy lód. Xuebing nie znalazł się w pierwszej obsadzie, a miał też pro­blemy z prawem, co spowodowało zakaz grania w Pekinie. Zakaz ten ostatecznie przełamano, choć w stolicy Chin nie obyło się bez niespo­dzianek. Krystian Lupa słyszał w swoim spek­taklu ledwie wybełkotane obszerne partie tek­stu, bo tak zaznacza się niedopuszczenie ich do upublicznienia przez cenzurę. Walka z nią trwała do końca, o czym nie wiedział. Plany współpracy z Chińczykami były ambitne. Mo Fei miało być pokazane na tegorocznej Boskiej Komedii w Krakowie. Wiadomo już, że tak się nie stanie, a warto dodać, że pokazy zaplano­wano również w Niemczech.

Do Chin miał zaproszenie również Hamlet w reżyserii dyrektora Boskiej Komedii Bar­tosza Szydłowskiego, zrealizowany w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Kwotę strat można szacować na około 600 tys. zł. — Inny mój spektakl, Wałęsa w Kolonos z Jerzym Stuhrem w roli tytułowej, był zaproszony na festiwal teatralny w Bogocie — mówi Szydłow­ski. — Nie mogliśmy tam liczyć na wielkie pieniądze, ale to prestiżowa impreza z wielkimi tradycjami o znaczeniu społecznym. Mieliśmy grać sześć razy. Chór złożony z mieszkańców krakowskiej Nowej Huty, tworzących nasz ze­spół, mieli zastąpić mieszkańcy Bogoty, z któ­rymi planowaliśmy urządzić trzytygodniowe warsztaty. Pandemia przekreśliła wszystko — dodaje reżyser.

Capri Krystiana Lupy mieliśmy zaprezen­tować w Chinach w czerwcu sześciokrotnie, między innymi w Pekinie i Szanghaju — mówi Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie. I dodaje: — Udało się nam już pozyskać wsparcie Instytutu Adama Mickiewi­cza na pokrycie kosztów podróży. Jednak sytuacja w Chinach szybko się skomplikowała i musieliśmy przełożyć nasze plany na przyszły rok. Szukaliśmy nowych partnerów i wstępnie zainteresowani prezentacjami spektaklu w la­tach 2021-2022 są organizatorzy festiwali z To­kio i Hongkongu. Ta zmiana oznacza jednak brak wpływu setek tysięcy złotych w tego­rocznym budżecie, a te pieniądze stanowiły­by istotny zastrzyk finansowy dla naszego ze­społu i teatru.

Powszechny planował w tym roku dziewięć wyjazdów, a ich przełożenie oznacza utratę kolejnych setek tysięcy złotych. Łącznie to rów­nowartość jednej czwartej rocznej dotacji. — Na początku marca wróciłem z Paryża z go­rączką, dlatego byłem szczególnie wyczulo­ny na koronawirusa — mówi Paweł Łysak. — Dosłownie z lotniska, tuż przed wejściem do samolotu, zawróciłem członków ekipy tech­nicznej, która leciała obsłużyć pokaz spek­taklu Damaszek 2045 w Liège. Mieliśmy go zagrać w ramach projektu Atlas of Transitions, realizowanego wspólnie z sześcioma teatrami. Chwilę potem, 13 marca, zamknięto granice.

Do pokazu nie doszło, co spotkało także spek­takl Jak ocalić świat na małej scenie? w reży­serii Pawła Łysaka oraz Mein Kampf w reżyserii Jakuba Skrzywanka, który zaproszono na fe­stiwal w estońskim Tartu oraz Festiwal Bergmanowski w Sztokholmie. Z kolei wznowione Księgi Jakubowe w inscenizacji Eweliny Marciniak, na podstawie nagrodzonej Noblem książki Olgi Tokarczuk, miały być grane na fe­stiwalu Ruhrfestspiele.

Z Capri Powszechny miał też jechać w czerw­cu do Neapolu, gdzie omawiany był pomysł wybrania do prezentacji spektaklu miejsca szczególnego: areny w Pompejach, w pobliżu domu na Capri, gdzie mieszkał Curzio Malaparte, autor zaadaptowanej przez Krystiana Lupy prozy. Dom na skalnym cyplu pokazany jest też w filmie Jean-Luca Godarda Pogarda, którego fragment rozpoczyna spektakl. Godard to jeden z bohaterów Lupy, podobnie jak pobliski Neapol. Niestety program organizo­wanego tam festiwalu ograniczono z powodu pandemii do spektakli włoskich. Powszechny ma zaproszenie na przyszły rok.

Przesunięciu uległa kolejna zagraniczna premiera Krystiana Lupy, oparta na powieści Austerlitz W.G. Sebalda. Można ją uznać za kontynuację wileńskiego Placu Bohaterów Thomasa Bernharda. Jego bohater wracał do Wiednia, a jednocześnie miejsca, gdzie był świadkiem przyłączenia Austrii do III Rzeszy przez Adolfa Hitlera, przy aplauzie wiedeńczy­ków. Książka Sebalda opowiada o losie jednej z „sierot Holokaustu”, która w dojrzałym wie­ku zaczyna sobie przypominać wyparte z pamię­ci szczegóły wyjazdu z Pragi do Wielkiej Bry­tanii, gdzie przetrwała II wojnę światową. Już świadomie, jako dorosły mężczyzna, odbywa podróż tropami rodziców do czeskiej Pragi i Terezina, gdzie działał niemiecki obóz koncen­tracyjny. Premierę zaplanowano na 23 wrześ­nia w Teatrze Narodowym w Wilnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji