Artykuły

Płacz i kochaj

Polsko-białoruski spektakl powstał mimo podziałów, granic, odległości, różnic językowych i mentalnościowych. Internetowa premiera Irańskiej konferencji to efekt współpracy Narodowego Teatru Akademickiego im. Janki Kupały w Mińsku i Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku.

Premiera spektaklu Irańska konferencja Iwana Wyrypajewa — polsko-białoruskiej ko­produkcji w reżyserii Džmitryja Ciški — odby­ła się w Internecie. W czasach covidowych róż­nego rodzaju transmisje teatralne są chlebem naszym powszednim, zaś o dreszcz emocji przy­prawia na nowo otwierająca się możliwość zo­baczenia teatru na żywo (zwłaszcza w obliczu drugiej fali i zagrożenia kolejnym zamknięciem). Spektakl ten jednak nigdy nie zaistniał na ży­wo, powstał w Internecie i dzięki Internetowi. W tym kryje się niezwykła wartość tego wy­darzenia — artystyczna też, lecz przede wszyst­kim symboliczna, która wynika z harmonijnego połączenia formy i treści. Pomimo pewne­go ironicznego dystansu do dywagujących na konferencji intelektualistów sztuka Wyrypaje­wa jest też o tym, że mimo podziałów, granic, odległości, różnic językowych i mentalnoś­ciowych — trzeba rozmawiać; że rozmowa — nawet w sztywnej konwencji konferencyjnej — sama w sobie jest wartością.

Polsko-białoruski spektakl powstał mimo podziałów, granic, odległości, różnic języko­wych i mentalnościowych. Internetowa pre­miera to efekt współpracy Narodowego Teatru Akademickiego im. Janki Kupały w Mińsku i Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Wę­gierki w Białymstoku. W spektaklu zagrało pięcioro polskich aktorów: Dorota Białkowska-Krukowska, Marek Cichucki, Rafał Ol­szewski, Patryk Ołdziejewski i Marek Tysz­kiewicz, oraz pięcioro „kupałowców”: Raman Padalaka, Alaksandr Padabied, Wiktoria Czaŭłytka, Iwan Trus i Julia Szpileŭska. Aktorzy grali w swoich językach, białoruskim mono­logom towarzyszyły napisy po polsku.

Białoruska premiera zaplanowana na wrze­sień nie doszła do skutku. Została odłożona na czas nieokreślony. Odbędzie się, kiedy dobro zwycięży zło, naród obali dyktaturę, pokojowy protest zdusi przemoc. Jest to tylko kwestia czasu. Wtedy Białorusini obejrzą Irański} kon­ferencję, docenią gest solidarności polskiego teatru i znów zobaczą twarze ulubionych akto­rów, których teraz zobaczyć nie mogą, ponieważ za obywatelską postawę — publicznie wypowiedziane oburzenie brutalnymi zatrzy­maniami, masowymi pobiciami i torturami setek Białorusinów, którzy wyszli na pokojowy protest po sfałszowanych wyborach — zwolnio­no najpierw dyrektora narodowej sceny Pawła Łatuszkę, a później prawie cały zespół, który zabrał głos w jego obronie. Po stu latach istnie­nia — właśnie w tym roku teatr miał obchodzić ten jubileusz — Narodowy Teatr im. Janki Ku­pały de facto przestał istnieć.

Spektakl mocno rezonujący z obecną sytu­acją na Białorusi powstawał online. Reżyser z Mińska pracował z polskimi aktorami przez aplikację Zoom, z białoruską częścią ekipy — na żywo. Nagrane monologi zmontowano w dialogiczną, spójną całość, dbając o iluzję jedno­ści miejsca i czasu. Statyczna formuła konfe­rencji — zrealizowana w spektaklu online po­przez pokazanie gadających głów na wspól­nym tle — ożywiona została dzięki wyrazistym, zróżnicowanym, psychologicznie wiarygod­nym rolom stworzonym przez aktorów, któ­rym udało się uchwycić i przekazać hipno­tyczne, schowane między wersami sensy teks­tu Wyrypajewa. Dzięki zbliżeniom i umiejęt­nemu montażowi spojrzenia, gesty, nerwowe tiki, wyrażające więcej niż słowa, oddziały­wały na odbiorcę mocniej, niż byłoby to możliwe w żywym teatrze.

W rezultacie powstała bardzo przekonująca inscenizacja sztuki napisanej jeszcze przed wybuchem pandemii, ale od strony formalnej jakby stworzonej z myślą o czasach zarazy. Irańska konferencja — skonstruowana jako zestaw „gadających głów” — idealnie nadaje się do konwencji spotkania online. Nie działania fizyczne, lecz intelektualna warstwa jest w tym dramacie lokomotywą i siłą napędową, która uruchamia akcję, pobudzając proces myślowy.

Formalnie rzecz dzieje się w Danii, która jest więzieniem, podobno jak cały świat, o czym przypomina Szekspirowskie motto. Ale tak na­prawdę rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie. Zebrani na tej „ani irańskiej, ani konferencji” prelegenci mówią nie tylko o Iraku, przywołu­ją też Peru, Rosję, Australię. Czasami się zdaje, że mówiący po polsku i po białorusku pre­legenci odwołują się wprost do aktualnych spraw polskich i białoruskich. Rozpoznawal­ne są pewne nurtujące oba społeczeństwa pro­blemy i realia. Myślą globalnie, panuje typo­wy dla konferencji racjonalistyczny dyskurs naukowy: długie monologi, figury retoryczne, argumenty i kontrargumenty. Przedmiotem dyskusji jest zderzenie dwóch cywilizacji, dwóch światów. Prowadzący na samym po­czątku unieważnia przeciwstawienie Wschodu i Zachodu jako przestarzałe i zbyt rozmyte, ale mimo to dyskutanci ciągle powracają do tej opozycji. Stwarza ona zbyt wygodne, by z nich zrezygnować, ramy myślowe dla kon­frontacji religijnego tradycjonalizmu i huma­nistycznego racjonalizmu. Prelegenci prezen­tują różne koncepcje duchowości i człowie­czeństwa, dywagują o sprawach religijnych i ideologicznych, jednak bardzo szybko py­tania geopolityczne w sztuce Wyrypajewa zostają sprowadzone do pytań osobistych: „Jak żyć? W czyni jest sens życia? Co naprawdę jest ważne?

Bezpośredniej, wyrazistej, oczywistej odpo­wiedzi sztuka nie daje. Poprzestaje na sugestii, że jest pewna wiedza, której posiadanie czyni wszystkie pozostałe pytania nieistotnymi, że wiedza ta ma jakiś związek z miłością, a może po prostu nią jest. W sztuce Wyrypajewa — zo­stało to mocno podkreślone także w spektaklu — nie ma tych, co nie mają racji. Każdy ma swo­ją prawdę. Swój sekret, swój zestaw wartości. Dialog powstaje tu z sumy monologów, ze zderzenia idei i poglądów, które uzupełniają się lub znoszą nawzajem. Pozorna jałowość wszystkich tych dyskusji, bezradność, bezsil­ność intelektualistów w obliczu przemocy, pa­radoksalnie ujawnia główną siłę tej wspólnoty — siłę bezsilnych (zgodnie z przepowiednią Václava Havla, który twierdził, że totalitarny ustrój obali nie siła, ale prawda).

Białoruskie protesty są oparte o programo­we niestosowanie przemocy, bo właśnie tego oczekuje władza, na taką wojnę jest przygo­towana, taką wojnę może wygrać. Przemoc można zdusić przemocą. Ale nie prawdę, nie miłość, nie solidarność. I katowani Białorusini uparcie nie dają władzy powodu do użycia siły. Protest białoruski przekształca się w szeroko zakrojony partyzancki ruch artystyczny. Biało­rusini w tych ciężkich czasach masowo stosu­ją art-terapię, produkując niewiarygodną licz­bę plakatów, performansów, skeczy, piosenek, murali, czastuszek itd. Dzisiaj dramaturgia pisze się przede wszystkim na ulicach białoru­skich miast, Ten spektakl życia ściśle związany jest z postaciami kobiet. Protest okrzyknięto kobiecą rewolucją lub Ewa-lucją. Wszystko za­częło się od historii z „aresztowaniem” obrazu Chaima Soutine'a Ewa, który zaczął być sym­bolem protestów, zwłaszcza gdy Internet opa­nowała wersja z wyprostowanym środkowym palcem Ewy. Dyskretny gest w wykonaniu Ewy Soutine'a był artystycznym wyrazem niezgo­dy Białorusinów na działania władzy. Kobiecy triumwirat, który następnie powstał, dał na­dzieję na zmiany. Swietlana Cichanouska od­niosła druzgocące zwycięstwo moralne. Gdy okłamany naród wyszedł na ulicę z pokojo­wym protestem i został okrutnie rozpędzony, symbolem protestów została 74-letnia Nina Biginska dumnie krocząca z zakazaną biało-czerwono-białą flagą. A potem Maria Kolesnikawa podczas próby wymuszonej deportacji podarła swój paszport i wróciła na Białoruś, która jest więzieniem. Gdy zauważono, że kobiety pacyfikują mniej brutalnie, zaczęto organizować kobiece marsze sprzeciwu. Gdy okazało się, że nie mniej, kobiece marsze przybrały na sile.

Pokojowe wielotysięczne protesty czynnie odpowiadają na pytanie, które brzmi w zamy­kającym sztukę wierszu: „Jak mam kochać, gdy nie ma miłości?”. Kiedy wokół jest tyle kłamstwa i przemocy, Białorusinki i Białoru­sini walczą miłością, nie wpadając w agresję. Nie poddają się. Bo z nimi jest siła bezsilnych. To banalne, ale kto ma prawdę, jest silniejszy.

Nieprzypadkowo ostatni — bardzo ważny, bo finałowy, zostający w pamięci — głos w sztu­ce Wyrypajewa należy do kobiety. I rańska poetka posiadająca tę szczególną wiedzę, która jest miłością, opowiada swoją historię zatracenia się w miłości do Umiłowanego, dojrzewania do wolności od wolności, do tej tajemniczej wiedzy, jaka pozwoliła jej z pokorą i spokojem przyjąć wyrok śmierci, Nagrodę Nobla, dłu­goletni areszt domowy oraz swobodę. Wiersz zamykający sztukę reżyser ilustruje zdjęcia­mi zniszczonego miasta. Wypowiedzi inte­lektualistów — profesorów uniwersyteckich, dziennikarzy, różnego rodzaju aktywistów i działaczy społecznych, księdza, pisarza, dy­rygenta — w finale podważa głos poetki. Kon­cepcjom ideologicznym przeciwstawiona zostaje historia osobista, dyskurs naukowy prze­łamany przez język poezji. „Stój, patrz na ogień, płacz i kochaj”.

Białoruska premiera Irańskiej konferencji niewątpliwie się odbędzie. Będzie miała już inny wydźwięk i sens, bo wtedy Białorusini bę­dą wiedzieli, że zwyciężyli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji