Goethe na kozetce i Christie
Wejściu na widownię teatru towarzyszy widok dwóch krzeseł ustawionych na wprost siebie po obu krańcach sceny przesłoniętej białą płachtą. Uderza pustka i chłód pomieszczenia, sprawiającego wrażenie nieprzygotowanego do jakiegokolwiek pokazu. Światła gasną, rozlega się muzyka, na ekranie projekcyjnym pojawia się informacja, że historia, o której będzie mowa, zdarzyła się naprawdę, niby-kurtyna się podnosi, a naszym oczom ukazuje się sala zamku w Książu. Znajdujący się na wprost widowni prospekt przedstawia okna z widokiem na jesienny las, a po prawej i lewej stronie są dwa mniejsze, wyobrażające pozostałe dwie ściany z wielkimi rozświetlonymi żyrandolami. Scena zapełniona jest różnymi przedmiotami: krzesła, kanapa, barek w kształcie globusa, wieszak, egzotyczne palmy, toaletka z napisem „Werter” oraz czaszka i peruki, a także pianino i stojący obok na szafeczce gramofon. Scenografia autorstwa Braci jest sztuczna i umowna, emanuje ostentacyjną mistyfikacją. Efekt ten potęguje wygląd gospodyni — panny Gefühl („uczucie”). Grająca ją Weronika Krówka nosi strój pokojówki i przypomina postać z XIX-wiecznego minstrel show. Twarz z makijażem typu „blackface”, pokraczność ruchów i nienaturalnie podniesiony, skrzekliwy głos czynią z niej karykaturalną postać. Panna Gefühl odpowiada za ugoszczenie osób zaproszonych przez pana Goethego na wspólne czytanie powieści Cierpienia młodego Wertera. Jej pełna pasji gra na fortepianie jest zarazem grą na emocjach zgromadzonych.
Jako pierwsza w sali pojawia się ubrana w czerwony płaszcz szczupła, wysoka kobieta, z ulizanymi krótkimi włosami i śliwkową pomadką na ustach (Sara Celler-Jezierska). Sprawia wrażenie zimnej, zdystansowanej i wyniosłej, a na dodatek nazywa się Leere, czyli „pustka”. Za nią wchodzi pięciu mężczyzn (Rafał Kosowski, Dariusz Maj, Filip Perkowski, Dariusz Skowroński, Piotr Tokarz); wszyscy noszą imię Wilhelm i nazwiska o filozoficznych i literackich konotacjach. Są to: psychiatra doktor Weltschmerz („ból świata”), pan Sturm („burza”), generał und Drang („napór”), pan Angst („lęk”) oraz pan Wahnsinn („szaleństwo”). Nie znają siebie nawzajem, zjawiają się kolejno, rozglądają dookoła z zaciekawieniem, po czym nagle zastygają w ciszy. Przedłużające się milczenie przerwane jest żartem jednego z nich o dwóch Niemcach, którzy nie odzywali się do siebie, bo nie zostali sobie przedstawieni. Ta anegdota staje się impulsem do podjęcia interakcji. Krótka wymiana zdań, chwalących urok rozciągających się za oknem wzgórz, stanowi zaczątek metaforycznej refleksji o tym, że wszyscy budujemy wzgórza wyobraźni. Konwersację kończy toast za gospodarza. Nagle z gramofonu wydobywa się głos pana Goethego, który wita przybyłych na spotkanie z losem najśmielszego z kochanków i wyraża podziękowanie dla Instytutu Goethego w Waldenburgu (niem. Wałbrzych) za zorganizowanie publicznego czytania. Przemowa wielkiego nieobecnego ewidentnie rozluźnia zebranych. W końcu zaczynają zdejmować okrycia wierzchnie i, wyposażeni w egzemplarze powieści, najpierw badają je uważnie za pomocą zmysłów — wąchając, dotykając, przyglądając się — aby wkrótce stanąć w jednej linii na wprost publiczności i rozpocząć czytanie.
Każdy z nich wydaje się pochłonięty lekturą i mruczy pod nosem w nieco inny sposób. Wszystkie te dźwięki składają się na osobliwe mruczando, z którego trudno wyodrębnić jakiekolwiek słowa. W pewnym momencie jeden z uczestników zaczyna niespokojnie chodzić, ocierać czoło chusteczką, wzrusza się, przeżywa, aż w końcu wraca na swoje miejsce i nagle rozpoczyna operowy śpiew. Pieśń niesie się przez salę i podchwycona zostaje przez głos panny Gefühl. Ta quasi-romantyczna scena trwa dopóty, dopóki mężczyzna nie siądzie na kanapie, popadając w podejrzany bezruch. Wkrótce lekarz stwierdza zgon i okazuje się, że egzemplarz książki zmarłego nasączony był trucizną. Jest to moment zwrotny: rozpoczyna się snucie podejrzeń i stawianie pierwszych pytań dotyczących intencji pana Goethego. Przyjezdni zgodnie dochodzą do wniosku, że nikt z nich nie zna gospodarza ani nie ma pojęcia, dlaczego znalazł się w zamku, więc najrozsądniej byłoby zamek opuścić. Panna Gefühl informuje jednak, że nie jest to możliwe, bo telefon nie działa, warunki pogodowe są złe, a wóz przyjedzie dopiero za dwa dni.
Schemat fabularny jest taki, jak w słynnym kryminale Agathy Christie o pierwotnym tytule Dziesięć małych Murzyniątek, który ze względu na swój rasistowski wydźwięk został zmieniony na I nie było już nikogo. Oba tytuły to wersety z dziecięcej wyliczanki, wykonywanej jako piosenka na minstrelsach. W powieści dziesięć osób, zaproszonych przez tajemniczego pana Owena na wyspę, kolejno ginie, co buduje atmosferę grozy i szaleństwa wynikającego z przekonania, że mordercą musi być jeden z gości. W spektaklu jest podobnie, tylko że śmierć każdorazowo poprzedzona zostaje afektywną reakcją, spowodowaną lekturą Cierpień młodego Wertera. To nawiązanie do serii samobójstw młodych ludzi po ukazaniu się książki. I chociaż w przedstawieniu zjawisko to zostaje obśmiane, ostrze ironii nie jest wymierzone w młodzieńczą podatność na wpływy czy tekst Goethego, zakorzeniony w jego emocjonalnej biografii. Nie bez znaczenia jest to, że zgromadzeni opierają się na lekturze jednego z wydań z opracowaniem, przygotowanego na potrzeby szkolnej edukacji. Zgromadzeni performują emocjonalny kicz, który zaczyna wyzierać spomiędzy kart książki, gdy podążać za umieszczonymi na marginesach komentarzami do poszczególnych scen. Miłosne uniesienia zostają okraszone przerysowanie amatorskimi, a niekiedy profesjonalnymi wykonaniami utworów z popkulturowego kanonu. Wśród nich znajdziemy chociażby: Especially For You Kylie Minogue i Jasona Donovana, Je t’aime Jane Birkin i Serge’a Gainsbourga, Habanerę w polskiej wersji, Lovefool The Cardigans czy też Last Christmas zespołu Wham. Wpadające w ucho kompozycje, aż nazbyt dobrze znane widzom, wybrzmiewają tuż przed kolejnymi makabrycznymi zdarzeniami, które bardzo szybko zostają obrócone w swoje przeciwieństwo. Po śmierci trupy wciąż są obecne na scenie, obserwując z kanapy dalsze wydarzenia.
Przedstawienie Cezarego Tomaszewskiego, z dramaturgią Darii Kubisiak, jest błyskotliwą grą z różnymi teatralnymi formami, którymi aktorzy żonglują z zachwycającą sprawnością. Zręcznie umyka próbom gatunkowej kwalifikacji oraz utrwalonym interpretacjom dzieła Goethego. Jest barwną i porywającą propozycją wydobycia nowych sensów z dzieł aż nazbyt dobrze znanych. Zaskakująco z ram przebrzydłej poetyki platonicznych męskich westchnień wyzwoli nas uczucie łączące pannę Gefühl i panią Leere. W obliczu wybuchu namiętności obu kobiet, wyrażonej w ognistym pocałunku, egzaltacja towarzysząca panom Wilhelmom wypada wręcz trupioblado. Okazuje się, że wszyscy daliśmy się zwieść pozorom — potulna i niezdarna pokojówka od początku rozdawała karty, a pozornie zimna i apatyczna dama skrywała pasję i zmysłowość. Ten dramaturgiczny twist zastosowany na końcu urzeka prostotą przekroczenia stereotypowych przedstawień relacji romantycznych i rasowych. W spektaklu Tomaszewskiego mężczyzn zabija własny narcyzm, a kobiety biorą górę dzięki podążaniu za głosem serca, którego prawda nie musi wybrzmiewać w spektakularnych deklaracjach. Historia skrywa w sobie morał, ale, na szczęście, nie nosi znamion topornego dydaktyzmu. Przede wszystkim jest wprawnie przygotowaną rozrywką, przystępną dla widza niezależnie od jego wieku i przygotowania. To istotne, biorąc pod uwagę, że spektakl powstał w ramach projektu „Ogień w głowie 3”, czyli polsko-niemieckich spotkań z teatrem dla młodzieży. Z dystansem potraktowano nie tylko kanon szkolnej literatury, ale i samo medium teatru, na gruncie którego wszystkie chwyty stają się dozwolone, jeśli opanować wcale niełatwą sztukę operowania konwencjami. Co twórcom się znakomicie udało.