Artykuły

Śniadanie na trawie z plastiku

Śniadanie na trawie (1863) Édouarda Maneta, czyli utrzymane w naturalistyczno-realistycznym duchu przedstawienie swawolnego pikniku, którego centralną postacią artysta uczynił nagą kobietę w towarzystwie dwóch ubranych mężczyzn, świadomą bycia oglądaną i wyzywająco wpatrzoną w publiczność spoza świa­ta obrazu, pierwszy raz wystawiono w francuskim Salonie Odrzuconych. Pracę Maneta — mimo że inspirowaną dziełami klasyków — okrzyknięto skandaliczną, przy czym powodem zbiorowej histerii była wtedy nie tyle nagość, ile jej jawna bezwstydność i naturalizm. Chociaż francuski malarz zredefiniował kobiecy akt, jego — niejako wyzwolone z obowiąz­kowego wcześniej patosu — przedstawienia nagich kobiet nie wyłamały się nigdy ze schematu męskiej dominacji. Zwracała na to uwagę między innymi Orlan, która we własnej wersji Śniadania na trawie (1967) odwróciła oryginalną sytuację fabularną, rozbierając mężczyzn i nadając im tym samym sta­tus seksualnych obiektów. Echo obrazu Maneta, ale przepusz­czonego właśnie przez filtr krytyki feministycznej, powraca także w spektaklu Agaty Sinarskiej You Are Safe, na wielu poziomach wpisującym się w nurt choreografii krytycznej i angażującej.

Z chłodnej, wyciemnionej i monumentalnej przestrzeni warszawskiego Nowego Teatru wydzielono niewielki, mocno oświetlony jaskrawymi światłami obszar gry — quasi-wyspę zamieszkaną przez trzy nagie ciała (Agata Sinarska, Ania Nowak, Katarzyna Wolińska). Celowo piszę tutaj o ciałach, a nie o kobietach-bohaterkach-performerkach. W pierwszej części tej choreografii dominuje ruch minimalistyczny, ale jednocześnie udziwniony, który trudno jednoznacznie zakwa­lifikować jako ludzki. Mamy tu raczej do czynienia z poetycką synekdochą flory i fauny, budowaną zarówno w warstwie wizualnej, jak akustycznej.

Niewielką scenę pokrywa plastikowa folia, w której cen­trum usypano piaskowy kopiec. Chociaż tak zaaranżowana przestrzeń może wydawać się przeciwieństwem życia albo dystopijnym obrazem Ziemi po (ekologicznej) katastrofie, performerki skutecznie ożywiają pozornie martwą tkankę, czyniąc ją zaskakująco zmysłową i sensualną. Wytworzony w ten sposób kontrast między wyciemnioną a oświetloną częścią sali pozwala czytać całość jako wariację na temat postapokaliptycznej rzeczywistości — jesteśmy na wyspie, która ocalała, ale która potrzebuje reanimacji. Dystopia mie­sza się z utopią, wyrastającą z afirmacji kobiecości w jej, by tak rzec, pierwotnej formie. Artystki świadomie przywo­łują archetypowe czy może raczej stereotypowe wyobrażenie kobiety jako matki natury — tej, która uruchamia cykl powro­tów i odrodzeń, warunkując tym samym trwanie (wszech)świata — ale jednocześnie dokonują aktu jego częściowej redefinicji. Opowieść o zbawczej płodności jest tutaj paralelna do narracji o istnieniu w stanie zagrożenia — kondycji wła­ściwej nie tylko przyrodzie, lecz także kobietom we (wciąż) męskim świecie.

Warto w tym miejscu wrócić do Śniadania na trawie — mam bowiem wrażenie, że każda z występujących w pierwszej części You Are Safe tancerek mogłaby być bohaterką Maneta, która wyszła z ram obrazu, a co za tym idzie — opuściła uprzedmiotowiający ją system i jest już bezpieczna. W począt­kowej scenie spektaklu, trwającej od momentu, w którym widzki i widzowie zajmują miejsca na widowni, trzy nagie performerki leżą na plastikowej folii, wydającej się dzięki grze świateł błękitną taflą oceanu. Są jak uwodzące Odyseusza syreny, ale zamiast hipnotyzujących pieśni, słychać, jawnie kierowane w stronę publiczności, zaczepne, a może nawet wulgarne gwizdy, ćwierkania i cmoki — dźwięki, które można skojarzyć zarówno ze światem natury, jak i z repertuarem męskich zaczepek. Tancerki podejmują tutaj próbę wywróce­nia schematu wzrokowej dominacji, a co za tym idzie — przy­wrócenia sprawczości kobiecemu podmiotowi. Wystawione na oceniający wzrok widowni, nie pozwalają patrzącym na odczucie voyeurystycznej przyjemności. Cmokając i mlaszcząc, przechwytują uprzedmiotowiające je gesty, a tym samym znoszą charakterystyczny dla patriarchalnego porządku znak równości między patrzeniem i działaniem oraz byciem oglą­daną (oglądanym) i poddaną (poddanym) opresji.

Dźwiękowej zaczepności wtórują nie mniej zadziorne spoj­rzenia, którymi artystki uporczywie, ale niekoniecznie agre­sywnie, obrzucają patrzących. Ten mocny i do pewnego stopnia skandalogenny wstęp nie jest jednak preludium do serii dal­szych prowokacji, jest raczej częścią wyrafinowanej, ironicznej gry z tym, co tradycyjnie określa się jako właściwe kobietom. Otwierająca spektakl scena może stać się w tym kontekście buńczuczną dekonstrukcją stereotypowej definicji kobiecości, zgodnie z którą kobieta należy do rzeczywistości semiotycznej, zdominowanej przez rytmy i glosolalie, a tym samym przeciw­stawionej porządkowi męskiemu oraz właściwej mu składni, logice i — last but not least — władzy. Powstaje hiperbola irracjonalności, intensyfikowana przez nagość, która nie tyle jest erotyczna, ile symbolizuje akt odrzucenia kultury jako konstruktu wyhodowanego przez patriarchat, co ostatecznie pro­wadzi do afirmatywnego obrazu kobiecej energii. Wychodząc od stereotypu, performerki poniekąd do niego wracają, co jesz­cze wyraźniej widać w scenie dosłownej reanimacji usypanej na plastikowej powłoce ziemi, przy czym ten powrót w You Are Safe wydaje się przede wszystkim gestem emancypacyjnym, nie zaś wyrazem niemocy.

Pierwsza część spektaklu Sinarskiej to jednak nie tylko opo­wieść o kobiecości, ale także swoisty hołd złożony naturze. Wydawane przez performerki dźwięki można bowiem z jednej strony rozumieć jako wariację na temat syreniego śpiewu, z drugiej natomiast — jako akustyczną metaforę lasu (puszczy albo dżungli), którą uzupełnia minimalistyczna choreogra­fia, złożona z sekwencji nie-ludzkich ruchów: dziwacznych wygięć, monotonnego pulsowania czy ledwo zauważalnych drgań, kolorowanych nasyconymi i poddawanymi nieustannej metamorfozie barwami ręką Joanny Leśnierowskiej, odpowiedzialnej za reżyserię świateł. Uformowane w zdepersonalizowane i zmiennokształtne bryły, tancerki tworzą choreograficzną synekdochę przyrody jako żywej, wibrującej tkanki, będącej kolektywnym organizmem. Ich ciała, zatrzy­mywane w kolejnych kuriozalnych pozach i kompozycjach, zostają pozbawione ludzkich właściwości, ale — paradoksalnie — jednocześnie manifestują swoją kobiecość, rozsadzając tym samym akceptowalne w dominującym systemie reprezentacji ramy kobiecych aktów. Ruch okazuje się tutaj tym, co łączy ludzkie z nie-ludzkim — trwanie w nim jest wszak warun­kiem istnienia. Myślę, że twórczynie You Are Safe zbliżają się do mikrokosmosu Anny Halprin, amerykańskiej tancerki, która w swoich, utrzymanych w estetyce tańca rytualnego, pracach wypróbowuje dyspozycję ciała-podmiotu do współodczuwania z tym, co nie-ludzkie, odnajdując punkty wspól­nych dla obu form istnienia, a tym samym poniekąd wpisując swoje organiczne choreografie w poszukiwania reprezen­tantek i reprezentantów tzw. sztuki ziemi (land art). Chociaż Halprin działa w przestrzeniach nieteatralnych (lasy, plaże), uderzające jest podobieństwo jej harmonizującego się ze świa­tem przyrody ciała do pulsujących w rytmie naturalnej fonos- fery ciał polskich performerek.

Oglądając ten subtelny, poetycki spektakl, nie sposób jed­nak zapomnieć, że jego akcja rozgrywa się na wysepce otoczo­nej plastikowym oceanem. Szeleszcząca pod nagimi ciałami folia nieustannie przypomina, że to świat, który chyli się ku śmierci. Choreografia stopniowo przyspiesza, zwiastując bliskość niebezpieczeństwa. Pod wpływem coraz intensywnej szamoczących się ciał, piasek — do tej pory usypany w kopiec — przenika w przestrzeń gry, brudząc tancerki, które w nie­mal szaleńczym transie, symbolizującym dzikość rozumianą w kategoriach witalności i irracjonalnej (magicznej?) spraw­czości, rozpętują piaskową burzę.

Performerki powtarzają ruch zagarniania ziemi ku łonom i wyrzucania jej ku górze, tworząc tym samym prostą, a zarazem utrzymaną w poetyce właściwego sztuce ciała radykalizmu alegorię matki natury. Pobrzmiewają tutaj echa ekstatycznego tańca Wybranej ze Święta wiosny Strawińskiego — opowieści o dziewicy, która musi umrzeć, by świat mógł się odrodzić. O ile jednak wpisana w podobne narracje obietnica trwania nacechowana jest raczej pozytywnie, o tyle w You Are Safe świat, który przychodzi po katastrofie, okazuje się przede wszystkim przerażający. W tym fragmencie mogą również powrócić skojarzenia z Halprin i jej performansem Returning Home, udokumentowanym przez Andy’ego Abrahama.

Pomalowana błękitną farbą naga tancerka, wówczas osiemdziesięcioletnia, wchodzi w interakcje z naturą, która staje się jej równoprawną partnerką. W pewnym momencie zaczyna smarować swoje ciało błotem, by chwi­lę później pokryć je leśną ściółką — wrócić do tytułowego domu i jednocześnie ucieleśnić pierwotną jedność czło­wieka (kobiety) i natury. Tematem jest tutaj, oczywiście, śmierć, utożsamiona z powrotem do stanu idealnej harmo­nii — wizja, z perspektywy bohaterek spektaklu Sinarskiej, ze wszech miar utopijna.

Po burzy wyspa tonie w purpurowym świetle, a tancerki wpełzają pod plastikową folię. To kolejna już w tym spek­taklu scena, która więcej sugeruje niż odkrywa, działając jak generator obrazów. Zdaje się, że nie sposób uniknąć skojarzeń z wycinką drzew w Puszczy Białowieskiej, morskimi ssakami zaplątanymi w plastikowe worki czy wymierającymi koralowcami. Narrację z offu mógłby tutaj snuć David Attenborough, który w ostatnich sezo­nach seriali Błękitna planeta i Planeta Ziemia kolejne odcinki kończy ilustracjami destrukcyjnego wpływu efektu cieplarnianego i pasożytniczej działalności czło­wieka na naturalny makrokosmos oraz jego mieszkań­ców. Twórczynie unikają jednak dosłowności, budując swoją narrację na fundamencie empatii, nie ataku. Mimo to coraz silniej wybrzmiewa ironia wpisana w tytuł ich przedstawienia, który chciałoby się przeformułować w pytanie „Are you safe?”.

Ostatnia część spektaklu wydaje się przypieczętowa­niem pesymistycznego wydźwięku całości, przy czym dominuje w niej poetyka groteski, wpisująca zakończe­nie w tragikomiczne ramy. Umorusane ziemią kobiety zdejmują plastikową folię, pod którą „rośnie" plastiko­wy, intensywnie zielony trawnik. Zaraz przeistoczą się w trzy wesołe ogrodniczki, które, podśpiewując Życzenie, ludową pieśń Chopina skomponowaną do słów Stefana Witwickiego, w doniczkach i donicach posadzą — niczym kwiaty — gąbki, sztućce, grabki, łopatki i rękawiczki w soczystych, kuszących barwach. W tej karykaturalnej, utrzymanej w estetyce kapitalistycznego przesytu wizji ogrodu przyszłości raz jeszcze powraca paralela między kondycją natury a społeczno-polityczną sytuacją kobiet, teraz już uspołecznionych i oddających się dozwolonym przez system aktywnościom, a innymi słowy — podpo­rządkowanych opresji. Widok sztucznej trawy doskonale współgra bowiem z obrazem ujarzmionej, poskromio­nej kobiecości, wtłoczonej w racjonalną — jeśli trzymać się patriarchalnej miary — formę. Twórczynie wracają do początku, sprawnie przeplatając kobiecą narrację ele­mentami ekokrytyki, też z ducha przecież feministycznej. Konkluzja wydaje się tyleż banalna, ile przejmująca: to nie jest świat, w którym uciekinierka z obrazu Maneta może czuć się bezpieczna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji