Artykuły

Reflektorem po scenach

Bez zapowiedzi odbywa się w Krakowie festiwal sztuk autorów krakowskich: Broszkiewicz, Promiński, Świrszczyńska, Barnaś. O wielu z nich mówiliśmy już. Nową porcję należy zacząć od prapremiery Broszkiewicza Dziejowej roli Pigwy w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. Jest to rzadko spotykany na naszych scenach rodzaj komedii filozoficznej, mądrze i zgrabnie napisanej, pełnej humoru i dowcipnych sytuacji i nasyconej ważkimi treściami humanistycznymi. W ostatnio wystawianych utworach Broszkiewicz podejmuje obronę zwykłego człowieka, jego dobrej woli i szlachetności, tak często negliżowanej, jego drobnego, ale ważkiego udziału w naszym często uschematyzowanym życiu. Stwarza to okazję do dramatycznych spięć, w których groteska graniczy z zadumą filozoficzną, a kipiący humor z refleksją.

Spektakl jest dobrze i inteligentnie wyreżyserowany przez Jerzego Krasowskiego, który wykorzystał poszczególne elementy tworzywa teatralnego i nadał im autonomiczną niejako wymowę. Więc scenografia Krystyny Zachwatowicz: podesty wyklejone płachtami dzienników, co wiąże akcję z dniem dzisiejszym, siatka kabli telefonicznych — moloch biurokracji. Więc muzyka Boka — na przemian patetyczna i groteskowa. Więc aktorzy Wiesław Pyrkosz w roli Pigwy, zabawny i refleksyjny, Jan Guenther alter ego bohatera, Franciszek Pieczka — naukowiec Jan. Wymieniam zresztą wyróżniające się postacie i wykonawców spośród wielu, zasługujących na ogół na uznanie.

Najważniejszy jednak jest żywy i ciepły kontakt, zawiązujący się między sceną a widownią w miarę akcji, która narasta kończąc widowisko nieustannymi już wybuchami śmiechu. Wielka zabawa, dobre widowisko, potrzebna sztuka.

*

Inaczej Promiński. Mowa o Rakiecie Piorun, sztuce wystawionej przez Teatr Stary w reżyserii Jerzego Ronarda-Bujańskiego. Rakieta Piorun jest przeróbką utworu Promińskiego, wyróżnionego w konkursie telewizyjnym i zrealizowanego przez telewizję warszawską pt. Rakieta Tunderboldt. Snując fantazje na temat przyszłych lotów kosmicznych autor pokazuje zetknięcie dwóch światów, dwóch moralności, dwóch cywilizacji i demaskuje naszą, ziemską. Zdobywcą kosmosu, bohaterem lotu jest przestępca, któremu zamieniono karę. Bohater nie wybrał więc swego losu ani roli, jaką odgrywa. Chodzi z kolei o to, czy taka ofiara może przynieść pożytek społeczny. Problematyka ta ginie jednak w otoce zabiegów inscenizacyjnych, polegających na wmontowaniu znacznych partii filmu do widowiska. Pomieszanie gatunków nie wpływa na uwydatnienie wątków dramatycznych, które w utworze są zawarte. Raczej zamazuje je, ustępując miejsca fascynacji „technologicznej”. Bohatera gra Wiktor Sadecki, odpowiednio brutalny i prymitywny. Vivian Cavour są Olszewska i Kruszewska, które z kolei muszą być bardzo kobiece, choćby na zasadzie zwykłego kontrastu, wzmagającego napięcie dramatyczne. Przyszłościową — 1968 rok! — scenografię skomponował Tadeusz Kantor. Jest prawie realistyczna. Podobnie, jak muzyka Kaszyckiego, którą dziś można by nazwać elektronową.

*

Teatr poznański uznał za potrzebne doweselić swoją publiczność, po smętnym raczej zakończeniu poprzedniego sezonu i wystawił na nieoficjalne otwarcie sezonu Łowców głów Regniera, komedię, która należała pono do bestsellerów sezonu paryskiego przed dwoma laty. Ale cóż, Poznań nie Paryż. I co jest dobre na dwudziestej którejś scenie w Paryżu, nie może wypełniać swoimi treściami drugiej sceny w Poznaniu. Tym więcej, że jest to utwór literacko raczej mierny, a trudno opierać odkrycie na aforyzmie „w każdym łóżku można znaleźć jakąś tragedię”. Tragedia została znaleziona na scenie, bo widowisko, mimo wysiłku reżysera Perza i aktorów — Olszewskiego, Relewicz-Ziembińskiej i Detkowskiego — budzi raczej niesmak niż śmiech.

*

Jeśli już doweselać — to tak, jak uczynił Teatr „Wybrzeże”, który wystawił Księżniczkę Turandot Gozziego w reżyserii Józefa Grudy. Bo niezależnie od walorów komediowych utworu, od zabawy, jaką improwizują aktorzy na scenie — jest to prawdziwy, żywy teatr. Odkonwencjonalizowanie teatru, pokazywanie szwów, a przy tym zabawa, która porusza niemniej aktorów niż widzów — oto zadanie wdzięczne, nie pozbawione przy tym elementów wychowawczych, poznawczych. I w tym sensie ustawił je reżyser; tak też zrozumiał je scenograf Janusz Adam Krassowski, utrzymując widowisko w jednolitej konwencji groteski. Jako Księżniczka króluje Zofia Mayr, której sekundują Zdzisław Maklakiewicz w roli Baracha i Tadeusz Wojtych, jako operetkowy cesarz Chin.

*

Można również — jak to uczynił teatr częstochowski — wyciągać z lamusa Krzywoszewskiego i jego Diabła i karczmarkę, opartą — jak przypominają recenzenci — na modnej na początku stulecia książce Weiningera Płeć i charakter. Zabawa z tego podwójna: podpatrzeć, jak to Krzywoszewski „popularyzował” wiedzę i przypomnieć sobie, z czego to wówczas śmieli się nasi dziadkowie. Bo ojcowie to już chyba nie. A w Częstochowie wciąż się śmieją z Karczmarki (Elżbieta Marzinek) i Rożnika (Włodzimierz Panasewicz).

*

Stałą funkcję doweselania spełniają Kuglarze Skowrońskiego. Jest to jakby pogotowie wesołości. Pogotowie wędrujące z miasta do miasta. Po Łodzi, Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Opolu ambulans doweselający pojechał do Gdańska, gdzie publiczność wali na otwarcie sezonu bijąc brawo autorowi, reżyserowi (Stanisław Milski) i aktorom, wśród których wyróżnia się Tadeusz Rosiński, jako Baron.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji