Hanuszkiewicz w „Studiu”
Ilekroć siedzę teraz na widowni Teatru Małego w podziemiach „Juniora”, wspominam z sentymentem czasy Adama Hanuszkiewicza. Była to wówczas scena żywa i lubiana, ceniona, bo pełna udanych przedstawień. Później jednak, wraz z dyrekcją Teatru Narodowego odebrano ten teatr jego twórcy i pierwszemu gospodarzowi. Popełniono błąd. Niezależnie bowiem od kontrowersji wokół polityki artystycznej Hanuszkiewicza na scenie narodowej, nikt chyba nie wątpił w to, że świetna passa Teatru Małego była od początku do końca jego właśnie zasługą. Kiedy odszedł, scena pod „Juniorem” straciła i prestiż, i duszę. Czy je kiedyś odzyska?
A Hanuszkiewicz nie stracił tymczasem ani inwencji, ani swego entuzjazmu i żarliwości twórczej. Po paru latach współpracy z Teatrem Ateneum, pojawił się teraz jako reżyser w Centrum Sztuki „Studio”. Zrealizował tam niedawno komedię Woody Allena Zagraj to jeszcze raz (tłumaczenie Grażyny Dyksińskiej i Jerzego Stemasza), tworząc z niej wspaniałą zabawę teatralną.
Bohaterem przedstawienia jest oczywiście sam Woody Allen. O w niezaradny życiowo i nieefektowny miody człowiek, zagubiony w świecie ukształtowanym według banalnych wzorców nowoczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego, rozpaczliwie poszukuje partnerstwa, przyjaźni i miłości. Tym jego poszukiwaniom, podobnie I jak w znanych filmach Allena, towarzyszy na scenie cały szereg zabawnych perypetii obyczajowych, z których nasz kruchy i niezrównoważony na pozór bohater wychodzi jednak obronną ręką. Bo zwariowany — tak naprawdę — jest nasz świat. Trzeba w nim nie lada heroizmu, aby obronić i rozwinąć własną osobowość, nie popadając w życiowy schematyzm. Allenowi się to udaje, choć wcale nie jest typem Bogarta z Casablanki, a przeżywa podobne dylematy życiowe, co bohater filmowego melodramatu. Może dlatego zyskuje tak powszechną sympatię na widowni.
Allena gra w spektaklu Hanuszkiewicza żywiołowy i liryczny zarazem ujmujący wdziękiem młodzieńczego autentyzmu Wojciech Malajkat. To kolejne odkrycie aktorskie Adama Hanuszkiewicza, który jak żaden z naszych reżyserów potrafił zawsze dostrzec, pokazać i wylansowane utalentowaną młodzież, czyniąc z młodzieńczości atut swojego teatru. Przy czym Malajkat wcale nie naładuje filmowego Woody Allena.
W nowoczesnym, apetycznym wnętrzu, zaprojektowanym przez Krystynę Kamler, otaczają Allena piękne dziewczyny z długonogą Dorotą Kamińska na czele. Obok młodego biznesmana Dicka (Mirosław Guzowski lub Wojciech Magnuski — program tego nie wyjaśnia), pojawia się również na scenie Bogart z plakatu, zręcznie sparodiowany przez Waldemara Kownackiego. A Gabriela Kownacka gra przyjaciółkę Allena — Lindę, proponując udany pastisz młodej amerykańskiej dziewczyny w stylu Marilyn Monroe.
Przedstawienie jest lekkie, dowcipne i dynamiczne. Tchnie wdziękiem młodości i świeżością gier teatralnych. Ma dobry rytm i zaskakuje oryginalnymi pomysłami reżysera. Świadczy o perfekcjonizmie i niewyczerpanej inwencji twórczej Adama Hanuszkiewicza.
A dzieje się to, jak na Ironię, tuż obok martwego od kilku już lat Teatru Małego. Zaledwie przez ulicę.