Artykuły

„Kronos” poszarpany i nierówny

W Kronosie Krzysztofa Garbaczewskiego niemal wszystko Jest nudne, do bólu banalne, często zgrzytające w uszach grafomanią. Poirytowany widz zostaje z pytaniem: po co mam tego słuchać?

Podczas premiery Kronosa w Teatrze Polskim we Wrocławiu reżyser Bogusław Litwiniec wziął sobie do serca sceniczny bunt aktora Adama Szczyszczaja wobec formuły spektaklu. I wygłosił do widowni apel o ratunek dla sceny, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.

Były też wyjścia mniej spektakularne — część publiczności skorzystała z pretekstu, jaki stworzyła techniczna przerwa spowodowana awarią sprzętu.

Przedstawienie Krzysztofa Garbaczewskiego wywołało na widowni konsternację, powtarzając w idealnym stopniu mechanizm, jaki towarzyszył premierze Gombrowiczowskiego Kronosa. Ta pierwsza premiera, oczekiwana z niecierpliwością, podsycaną przez promocyjną strategię wydawnictwa i utrzymane w sensacyjnym tonie prasowe zapowiedzi, wywołała osłupienie dużej grupy czytelników. I skutecznie wytrąciła z równowagi także część wytrawnych krytyków.

Tamten Kronos, zamiast literackiego zaginionego dzieła albo sekretnego dziennika utrzymanego w tonie intymnego zwierzenia, satysfakcjonującego dla podglądaczy, przyniósł drobiazgową buchalterię z życia. Zapiski, w których objawić miał nam się Gombrowicz „szczery aż do bólu”, okazały się prowadzonym ze skrupulatnością księgowego wykazem spotkań z ludźmi, przeczytanych książek, przebytych chorób, zarobionych pieniędzy i erotycznych podbojów, podsumowywanym wieńczącym każdy rok saldem z podziałem na „winien” i „ma”. Literackie kuriozum, humbug — to tylko niektóre z określeń, jakie padały przy tej okazji, obnażając czytelniczą bezradność wobec tych zapisków. I zdumienie — także wobec faktu, że to właśnie ten rękopis miał dla autora wartość najcenniejszą.

Teatralnemu Kronosowi towarzyszył podobny promocyjny rozmach — mówiło się o światowej prapremierze zapisków Gombrowicza, namawiało się znanych wrocławian do publicznej lektury fragmentów jego dzieł. To odniosło skutek — podczas premierowego spektaklu duża scena Polskiego była wypełniona niemalże do ostatniego miejsca. Tyle że w przestrzeni spektaklu Gombrowiczowski Kronos skurczył się do paska na ekranie, na którym — w pierwszej części przedstawienia — wyświetlano fragmenty utworu. Cała reszta została — jeśli chodzi o tekst — uszyta z kilkunastu narracji, napisanych na potrzeby spektaklu przez biorących w nim udział aktorów. I robota, który przez całe przedstawienie kaligrafował swoją własną mantrę o pamięci na kolejnych kartkach papieru, wyrywanych mu z coraz to większą brutalnością przez sekretarkę-asystentkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji